poniedziałek, 17 grudnia 2012

"Miłość to choroba" - Rozdział 2

                   Tak jak obiecałam, dodaję kolejny rozdział przygód Misi ^^. Jak to ciekawie zabrzmiało... cóż, zachęcam do przeczytania. Do tego rozdziału dziwnie wpasowała mi piosenka Sadie - Kagerou.

       
               Kiedy wysiadłam z autobusu, poczułam mokre krople spadające na głowę. Nie, no zajebiście. Niech się jeszcze rozpada. Burzy jeszcze trzeba! Jak na zawołanie coś błysnęło na niebie.
 - Super... - mruknęłam sama do siebie i przyspieszyłam. Autobus zatrzymywał się przy parku, więc byłam zmuszona przejść cały, a następnie jeszcze blisko dwadzieścia metrów do domu. Otworzyłam furtkę i zadzwoniłam przemoczona do drzwi. Otworzyła mi delikatnie opalona blondynka z szerokim wyszczerzem na twarzy.
 - Witaj kuzyneczko! Misia kotku! Jak my się dawno nie widziałyśmy! - niemalże krzyknęła mi prosto do ucha.
 - Nie masz prawa mnie tak nazywać. Jest ktoś prócz ciebie? - spytałam oschle. Nie obchodziło mnie to, że byłam wredna. Zmokłam, byłam wkurzona i zziębnięta, więc to, czy obraziłam jaśnie królewnę mało mnie interesowało.
 - Coś ty taka zła? Jest twój starszy braciszek, a co... - nie dałam jej dokończyć. Wbiegłam do domu, zdjęłam trampki i rzuciłam się pędem do pokoju Pawła.
 - Onii-chan, jakaś blondwłosa skwarka włamała się do naszego domu i próbowała mnie molestować! - burknęłam wchodząc bez pukania. Paweł zaśmiał się. To on zaraził mnie pasją do Azji. On tylko ogląda anime i słuchał muzyki. Tylko ja jestem taka walnięta na tym punkcie. Kiedy miałam osiem lat, zaczęłam go nazywać "Onii-chan" co znaczy po japońsku "braciszku" (mówi się tak do starszego brata). To było jedyne co potrafiłam powiedzieć w tym języku. Między nami jest różnica czterech lat, a mimo to świetnie się dogadujemy.
 - Czyżbyś się przywitała z naszą ukochaną "kuzyneczką" Weronisią? - spytał śmiejąc się przy tym. Usiadłam obok niego na łóżku.
 - Ty masz radochę, bo ciebie nie dręczy! A jutro miała być impreza u Daniela! Chciałam iść, a teraz mam ten wrzód. Nie, no bosko! Może nałykam się jakichś tabletek albo potnę, hm? Pomógłbyś mi napisać list pożegnalny?
 - Ależ, Mała skąd ten sarkazm? - zaśmiał się - To tylko tydzień, najwyżej dwa. Masz do wyboru wziąć ją na imprezę lub zostać z nią w domu i grać w mahjonga. Chociaż dla niej to zbyt skomplikowane...
Roześmialiśmy się. Chwilę jeszcze się powygłupialiśmy i rozmawialiśmy, po czym powędrowałam do swojego "królestwa". Oczywiście opanował je teraz zły troll, który siedział na moim łóżku i jadł moje pocky.
 - Oddawaj to! - warknęłam wyrywając jej z ręki pudełko z przekąskami. Spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
 - Skąd ta agresja? To jest tak słodkie, że nie da się tego jeść. Nudziło mi się po prostu.
Nie odpowiedziałam. Chwyciłam sportową torbę na ramie i zaczęłam pakować do niej niezbędne rzeczy. Po chwili dres, luźna koszulka na zmianę, trampki, butelka wody, pudełko pocky, telefon i kartonik mleka bananowego wylądowały w środku. Do kieszeni dżinsów wsadziłam mp4 i podłączyłam słuchawki.
 - Gdzie idziesz? - spytała mnie Weronika.
 - Nie twój zakichany biznes. Robię co chcę i chodzę gdzie chcę. A teraz wybacz, ale spieszę się i muszę wyjść.
Tymi słowami kończąc, wyszłam z pokoju. Zawiadomiłam jeszcze Pawła, gdzie idę i o której wrócę, następnie szłam już ulicą słuchając muzyki oraz sącząc swój "bananowy narkotyk". Po dwudziestu minutach doszłam na miejsce. Stary, opuszczony budynek, w którym mieścił się kiedyś klub sportowy. Omiotłam spojrzeniem uchylone drzwi wejściowe i przeszłam przez próg. Od razu na kogoś wpadłam (mam do tego talent).
 - Mała, nareszcie jesteś! Dziewczyno, myśleliśmy, że już nie przyjdziesz. - przywitał mnie z uśmiechem wysoki, lekko umięśniony chłopak. Był przystojny, miał wszystko czego płeć piękna wymaga od facetów. Dla mnie był przyjacielem i rodziną. Należał do mojego drugiego świata, o którym wiedzieli tylko Paweł, Monika, Sylwia i Karolina. Z chęcią odwzajemniłam uśmiech.
 - Cześć Michał! Sorki wielkie za spóźnienie, ale hiena przyjechała.
On również wiedział o moim problemie w postaci natrętnej kuzynki.
 - No to kicha... A co z imprezą u Daniela? Miałaś być. Chcieliśmy pokazać jeden układ i jakieś improwizacje, ale skoro ona przyjechała to nici z planów. Jakby się dowiedziała, że tańczysz w grupie składającej się z praktycznie samych przystojnych kolesi to trułaby nie tylko tobie, ale i nam dupę.
 - Zapomniałeś dodać jeszcze, że jeden z tych "przystojnych kolesi" jest wyjątkowo skromny. - mruknęłam.
Weszłam do pustej szatni, w której zawsze byłam sama. Jako jedyna dziewczyna w grupie tanecznej miałam własną przebieralnię. Dziwnie byłoby się rozbierać przy tych wszystkich chłopakach. Michał to lider, jest najstarszy (jest w wieku mojego brata), a prócz nas dwojga jest jeszcze pięć osób. Zaczęłam się przebierać. Zdjęłam bluzkę i zmieniłam ją na luźną, białą koszulkę z odsłoniętym ramieniem. Na dolną partię ciała wciągnęłam ciemnoszary dres. Wbiłam się jeszcze w popisane markerem trampki, a długie rude włosy z kolorowymi pasemkami związałam w luźny kok, z którego wystawały niesforne kosmyki. Weszłam na salę, gdzie czekała na mnie już cała grupa.
 - Misia! - przywitał mnie Adam. Pomachałam do niego i rzuciłam w kąt butelkę z wodą. Adam jest ode mnie starszy o dwa lata. Martwi się o wszystko i wszystkich. Prócz niego na sali był również Andrzej (trzy lata starszy ode mnie), Rafał (w wieku Andrzeja), Kamil (rok starszy ode mnie) i chłopak o imieniu Keiji, który dołączył do nas miesiąc temu. Wszyscy mówią na niego Kei, bo łatwiej to wymówić i lepiej brzmi. Nie powiem, jest przystojny. Jest z Japonii, płynnie mówi po polsku i ciągle sobie docinamy. To nie tak, że się nie lubimy. To po prostu nasz sposób rozmowy, własny język.
 - Hejka kurduplu! - przywitał mnie z szerokim uśmiechem. Odwzajemniłam go.
 - Witam, okradłeś swoją babcię? - spytałam spoglądając na jego koszulkę z nadrukiem, na którym widniał obrazek z kłębkiem wełny i drutami.
 - Okradłaś swojego brata? - odpowiedział mi tym samym strzelając gumką od moich spodni. Wytknęłam język zamykając jedno oko. Zawsze tak robiłam. Zauważyłam, że w ręce wciąż trzymam telefon, więc położyłam go jak zwykle obok wieży. Adam spojrzał na nas i pokręcił głową zrezygnowany.
 - Nie ogarniam was dzieciaki... - mruknął. My nie odpowiedzieliśmy tylko uśmiechnęliśmy się do siebie, ustawiając się do tańca. Krótka rozgrzewka i mogliśmy przećwiczyć układ. Pierwszy tańczyliśmy do zaproponowanej przeze mnie piosenki G-Dragon - Crayon. Następnie nasz główny układ do Fort Minor - Remember The Name. Michał w końcu zrobił przerwę, ale nie dla wszystkich. Ja musiałam zostać i zatańczyć swoją solówkę. Piosenka - Sean Paul - Touch the sky. Najciekawsze było to, że wybrał ją dla mnie Andrzej. Usłyszał ją raz i od razu skojarzyła mu się ze mną (nie mam pojęcia dlaczego). Dałam z siebie wszystko. Kiedy skończyłam usłyszałam brawa i okrzyki kumpli. Na całe szczęście Michał zachował obiektywizm, i powiedział mi co zrobiłam źle.
 - Czasami zdarza ci się dziwnie ręką machnąć, ale jest dobrze. - oznajmił. Ucieszyły mnie jego słowa. Był dla mnie trenerem i mentorem. Wprowadził mnie w to wszystko jakieś pięć lat temu.



        Nigdy nie miałam wielu przyjaciół. Raczej po prostu stwarzałam pozory przyjaźni, a tak naprawdę nie przejmowałam się ludźmi. Wyjątkiem były Sylwia, Karolina i Monika. Moje przyjaciółki. Prawdziwe przyjaciółki. One wiedziały, że lubię tańczyć. Nie wyobrażałam sobie życia bez tańca i muzyki.  
     Pewnego dnia wracałam do domu po zajęciach. Był wieczór, zima, więc logiczne, że było ciemno. Miałam w uszach słuchawki. Dlatego też, nie usłyszałam kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu i wciągnął w jakąś uliczkę. Szarpałam się i kopałam, ale to nie pomagało. No tak, w końcu jestem niska, więc nic nie zrobię kolesiowi, który ma prawie dwa metry! 
 - Pobawimy się... - bardziej stwierdził niż spytał. Naplułam mu w twarz.
 - Spierdalaj. - warknęłam. Roześmiał się.
 - Nie pyskuj dziwko! Nie odetnę ci tego języczka, bo jeszcze się przyda.
Miał obrzydliwy uśmiech i pewne siebie oczy. Czy się bałam? Nie. Raczej czułam wstręt i obrzydzenie. Zastanawiałam się jak taka osoba może chodzić po ziemi. Podniósł mnie tak, że nie dotykałam stopami podłoża. Wtedy trochę spanikowałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Napastnik spróbował się do mnie dobrać, ale w tamtej chwili ktoś szarpnął go do tyłu i powalił na ziemię.
 - Zostaw ją. - warknął ktoś za nim. Ten wstał i roześmiał się, znów próbując się do mnie zbliżyć. W tamtym momencie koleś za nim ponownie złapał go za ramię i z całej siły uderzył pięścią w twarz. Mój napastnik osunął się na ziemię.
 - Jak mówię "zostaw" to masz ją, kurwa, zostawić! Głuchy?! 
Patrzyłam zdezorientowana na swojego "wybawcę". Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i wstałam. 
 - Dzięki. 
 - Spoko. Jestem Michał. Co tu robiłaś?
Westchnęłam.
 - Ech, wracałam po zajęciach ze szkoły, a że kończyliśmy dość późno, a ja mieszkam gdzie mieszkam to mogłam coś takiego przewidzieć. Dziękuję jeszcze raz za pomoc. Gdybyś nie przyszedł... - nie dokończyłam, tylko patrzyłam w ziemię. Chłopak jeszcze raz się do mnie uśmiechnął i poczochrał mnie po głowie. - A co ty tutaj robiłeś? - spytałam po chwili.
 - Mam grupę taneczną. Wracałem właśnie z treningu i usłyszałem trzask z tej uliczki. Dobrze, że moja ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem. - zaśmiał się, a następnie zbadał mnie wzrokiem - Nic ci nie jest? - zapytał.
 - Wszystko w porządku, dziękuję. - odpowiedziałam. Zamilkłam na moment i dodałam - Zazdroszczę.
Michał spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Czego niby?
Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
 - Jak mówiłeś o tej grupie tanecznej miałeś taki błysk w oku. Chyba dobrze się dogadujecie.
 - Taa... jest nas pięciu, ale... - przyjrzał mi się uważnie - Umiesz tańczyć? 
 - To moja pasja. Tańczę od szóstego roku życia. - oznajmiłam zgodnie z prawdą. Chłopak wyglądał na zadowolonego z odpowiedzi.
 - Może do nas dołączysz? Potrzebujemy ludzi. Byłoby dobrze mieć dziewczynę w grupie. To jak?
 - Chętnie. 
Michał ucieszył się.
 - Świetnie! W takim razie jutro o siedemnastej w opuszczonym budynku klubu sportowego. Wiesz gdzie to jest, nie?
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Pożegnaliśmy się i poszliśmy każdy w swoją stronę. Następnego dnia o umówionej porze przyszłam na miejsce spotkania. Zatańczyłam i spotkałam się z aprobatą całej grupy co bardzo mnie ucieszyło. Wreszcie znalazłam ludzi, z którymi dzielę pasję.
          

    Teraz siedziałam i patrzyłam jak Keiji kończy swoją solówkę. Wreszcie Michał pozwolił mu odpocząć. Usiadł obok mnie. Podałam mu butelkę z wodą.
 - Dzięki. - wysapał i się napił. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wtedy usłyszałam głos Michała:
 - Wstajemy i tańczymy! Mamy mniej niż godzinę, bo muszę odebrać babcię z lotniska. Ruchy!
Niechętnie wstaliśmy i przez następne czterdzieści minut wałkowaliśmy to samo. W końcu Michał pojechał po babcię, a my mogliśmy iść do domów. W sumie, to byłam zadowolona z treningu. Mogłam dać upust złości w tańcu. Kocham to. Kiedy muzyka zaczyna grać, czuję jakby przechodziła mnie jakaś magia. Wszystko wokół znika i odchodzę do własnego świata. Tam nie ma Weroniki, nauczycieli, debili ze szkoły i innych osób, których widywać nie lubię. Właśnie tym jest dla mnie taniec. Nie zamierzam z tego rezygnować. Tak samo jak z rysowania, śpiewania i grania na gitarze czy perkusji. To są moje pasje i bez nich moje życie nie byłoby takie samo.
 Otworzyłam furtkę, przeszłam przez ogród i weszłam do domu. Poczułam przyjemny zapach dochodzący z kuchni. Mama piekła ciasto czekoladowe. Prześlizgnęłam się do pokoju. Weroniki w nim nie było. I dobrze, bo jestem wykończona po treningu i nie miałabym siły się z nią kłócić. Rzuciłam torbę w kąt, po czym podeszłam do wieży. Włączyłam muzykę. Wsłuchałam się w dźwięki Miyavi - Freedom Fighters i wyciągnęłam z torby telefon. Dostałam sms'a od Moniki;

           
             "Od: Monia

                   Dawid zapytał, czy bd z nim chodzić! Jesteśmy parą! :] "


Zaśmiałam się. On jej się zawsze podobał. Ona jemu z resztą też. W końcu się odważył na krok.

         
               "Do: Monia

                    No wreszcie! ;3 Ja już nie mogłam patrzeć na te wasze podchody. -,-"


Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.


                "Od: Monia

                     Idziemy razem na imprezę do Daniela. Idziesz z nami czy z chłopakami? ;)"


                 "Do: Monia

                      Z chłopakami, bo będziemy tam tańczyć. ^^ Daniel powiedział, że musimy
                      wystąpić. Jak mus to mus... ;3"


Odłożyłam telefon i zeszłam na dół po coś do picia. Kiedy wróciłam zastałam w moim pokoju... Weronikę! (Tego się nie spodziewaliście, co?) Siedziała na moim łóżku. Wyłączyła muzykę.
 - Mam dość tego jazgotu. Bolą mnie uszy. - oznajmiła takim głosem, jakby powiedziała: "Przyniosłam ci twoje ulubione mleko!". Grrr... Jak ja nie cierpię tej laski!
 - Twoje gadanie jest gorsze od tego "jazgotu". - mruknęłam odsuwając telefon jak najdalej od niej. Zaśmiała się pod nosem.
 - Dlaczego mnie tak nie lubisz? - spytała.
 - Nie wiem. To ty zaczęłaś. Zawsze obrażałaś wszystko i wszystkich wokół. Potem byłaś najbiedniejsza i pokrzywdzona. Nie dziw się. Ja ci nic nie zrobiłam, a ty zrównywałaś mnie z błotem za każdym razem, kiedy się widziałyśmy. - burknęłam i usiadłam na swoim łóżku. Odłożyłam butelkę z wodą na biurko. Nastała chwila ciszy, którą przerwała znów Weronika:
 - Przenoszę się do pokoju gościnnego. Mam już tam swoje rzeczy. Przyszłam ci to powiedzieć, ale cię nie było, więc czekałam. Masz mnie z głowy. Cieszysz się?
Oczywiście, że byłam zadowolona. Przynajmniej nie będę musiała z nią spać. Mama chyba myślała, że jak umieści ją u mnie to się dogadamy. Optymistka. Pozabijałybyśmy się przy pierwszej okazji. Na pytanie dziewczyny nie odpowiedziałam. Czekałam aż wyjdzie. Kiedy wreszcie to zrobiła, mogłam odetchnąć z ulgą. Otworzyłam szafę i zaczęłam wybierać ubrania na jutrzejszą imprezę. Nic mi jej nie mogło zepsuć. A już na pewno nie Weronika.

Niom... To na tyle. W tym rozdziale poznaliście już pasję Michaliny. Cóż, niedługo znów napiszę. Jak na razie myślę o kolejnym opowiadaniu. Ale to później. Zachęcam do czytania i zostawiania komentarzy! ; *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz