czwartek, 20 grudnia 2012

"Miłość to choroba" - Rozdział 3

                 Cały dzień chodziłam jak na szpilkach. Ciuchy na imprezę przygotowałam już dzień wcześniej, więc chociaż tym nie musiałam się przejmować. Najbardziej denerwowałam się faktem, że będzie tam moja kuzynka. Nie mogę wystąpić jeśli będę z nią, ale też nie mogę nie wystąpić, bo jestem częścią zespołu. Każdy ma jakąś rolę. Michał zawsze powtarzał, że występujemy wszyscy albo nikt, bo zespół jest puzzle. Jeśli brakuje jednego elementu - przestaje tworzyć całość. A jeżeli moja kuzyneczka dowie się, że tańczę powie to mojej mamie. Rodzice nic nie wiedzą o chłopakach. Jeśli mama by się o nich w jakiś sposób dowiedziała, zabroniłaby mi się z nimi spotykać. Powiedziałaby: "To nie jest towarzystwo dla ciebie." I nici z marzeń. Dlatego nie mogłam dopuścić, aby Weronika zobaczyła nasz występ.
W końcu moje kręcenie się po domu wnerwiło mamę, która cały dzień siedziała w kuchni.
 - Michalina, dziecko drogie, uspokój się, bo nie pozwolę ci iść na tą głupią zabawę!
Z ust mojej matki wychodzą tylko takie określenia, a słowa takie jak "impreza" nie przejdą jej przez gardło. Jednak nie odezwałam się. Poszłam do swojego pokoju i włączyłam muzykę. Chciałam zagłuszyć wszystkie czarne myśli chodzące mi po głowie. Leżałam na łóżku wsłuchując się w piosenkę LM.C - Punky Heart. Nagle usłyszałam dźwięk sms'a.


                    "Od: Kei

                          Sieemaa! Wpaść po ciebie przed imprezą? Będę z  Rafałem.
                          Pasuje czy księżniczka ma ochotę jechać bez obstawy? ;) (kuzyneczkę
                          też zabierzemy jak trzeba -.-)"


Szybko na niego odpisałam.


                    "Do: Kei

                          Witaj mój książę! ;* Jeśli naprawdę masz tyle cierpliwości to księżniczka
                          będzie Was oczekiwać w swoim pałacu. ;) Pamiętajcie o białym koniu! ^^"


Po chwili pojawił się komunikat: "Wysłano". Owinęłam się różowym, puchatym kocem i zaczęłam wgapiać w ścianę. Miałam półtorej godziny do ich przybycia. Wstałam i zaczęłam się przebierać. Specjalnie przygotowałam sobie czarne, o rozmiar za duże rurki z łańcuszkami i obdarciami na kolanach. Do tego miałam czarno-białą bluzkę i przydużą bluzę w czarno-różowe paski. Do tego różowa czapka z przypinkami. Kolorowe włosy rozpuściłam. Sięgały mi pasa (zapuszczałam dłuuugo). Nałożyłam na twarz lekki makijaż podkreślając oczy czarną kredką i eyelinerem, a na usta nakładając jedynie bezbarwny błyszczyk. Wreszcie usłyszałam z dołu głos mojej rodzicielki:
 - Michalina! Jacyś chłopcy do ciebie!
Zapukałam do drzwi pokoju kuzynki. Otworzyła mi wystrojona w czarne, obcisłe rurki, czerwoną bluzkę bez ramiączek i czarny, krótki żakiet. Włosy miała rozpuszczone, a oczy mocno podkreślone. Na szczęście zrezygnowała z podkreślania ust, bo wszyscy pytaliby się skąd wytrzasnęłam tego clowna i czy to część występu. Weronika uśmiechnęła się do mnie i zaszła na dół przede mną. Jak zobaczyła chłopaków to myślałam, że zwariuję. Od razu zaczęła do nich zarywać. Oczywiście moja mama nic nie zauważyła.
 - Misia, kotku ty chcesz iść tak ubrana na imprezę? - zdziwiła się. Skrzywiłam się na użyte przez nią określenie. Nie lubiłam, gdy mnie tak nazywała. No i zaskoczyło mnie użyte przez nią słowo "impreza".
 - Jakiś problem? - spytałam. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że w innym stroju nie zatańczyłabym układu.
 - Ależ skąd! - spojrzała na Weronikę. Spodziewałam się wszystkiego. Dosłownie! Nawet tego, że ją z domu wywali (ze mną by tak zrobiła). Ale nie! Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i pochwaliła jej strój:
 - Weronika, jak ty cudnie wyglądasz! Piękny żakiet. I te długie, falowane blond włosy! Nie to co ta moja kolorowa córka... Wygląda jak dziecko. - skrytykowała mnie. Rafał i Keiji ledwo powstrzymywali śmiech. Zerknęłam na nich. Wyglądali jak zwykle. Kei miał na sobie luźne rurki, trampki i dużą, granatową bluzę. Rafał wyglądał podobnie. Obaj wyczuli, że się we mnie gotuje, bo już po chwili odezwał się Raffi (ja go tak nazywam):
 - No to my już będziemy lecieć proszę pani! - oznajmił. Stanęłam pomiędzy nimi. Podejrzewam, że wyglądałam komicznie. Ja - 151 cm wzrostu, Rafał - 182 cm, Keiji - 178 cm. Taka mała przepaść ;).
 - A wy chłopcy jesteście kolegami Michaliny ze szkoły? - spytała moja mama.
 - Ja jestem rok starszy. Czasami po nią przychodzę i razem chodzimy do szkoły. - upomniał się Kei.
 - Ach tak, racja! A ty? - spojrzała na Rafała.
 - Ja skończyłem liceum. Jestem... starszym kuzynem Keiji'ego. - skłamał szybko, napotykając mój wzrok.
 - Rozumiem... - matka spojrzała na nich jeszcze raz - W takim razie bawcie się dobrze i pilnujcie Michaliny! - poprosiła.
 - Nie jestem już małą dziewczynką! - burknęłam. Założyłam czarne trampki i wyszliśmy. Przed domem przypomniałam sobie coś bardzo ważnego - No właśnie Kei, gdzie ten biały koń? - spytałam. Rafał zaśmiał się najwidoczniej wiedząc o co chodzi, a moja kuzynka jak zwykle wykazała się inteligencją i zastanawiała się skąd on ma wytrzasnąć konia w środku miasta. Keiji kucnął.
 - Może i nie jestem białym koniem, ale granatowy też może być?
Udałam, że się zastanawiam i po chwili wskoczyłam mu na plecy. Przytrzymał mnie i poszliśmy (raczej oni poszli, a ja zostałam przetransportowana) w kierunku domu Daniela.
Kei może nie wyglądał, ale był silny. Udało mu się mnie nieść całą drogę. Jednak kiedy doszliśmy na miejsce i zeskoczyłam mu z pleców, oparł się o ogrodzenie, żeby odpocząć.
 - Mogłeś powiedzieć, że jestem ciężka! - burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi robiąc obrażoną minę. Zaśmiał się.
 - Oj, nie przesadzaj Mała! Nie jesteś taka ciężka, panno półtorametrowa.
Przynajmniej miałam pewność, że nic mu nie jest. Żarty dalej się go trzymały.
 - A teraz idziemy! Galopem! - otworzyłam furtkę i podeszłam do drzwi unosząc pięść w górę jak superbohater. Za sobą usłyszałam śmiech chłopaków i komentarz Weroniki:
 - Co za dziecko...
Nie przejęłam się tym. Zadzwoniłam do drzwi. Byliśmy jednymi z pierwszych, ponieważ zgłosiliśmy się do pomocy przy rozstawianiu sprzętu. Kiedy skończyliśmy i włączyliśmy muzykę, zaczęli się schodzić znajomi. Niedługo potem przyszły Monika, Sylwia i Karolina. Druga z nich jak tylko mnie zobaczyła, zaczęła piszczeć i komentować "jaka to jestem urocza w tych ciuszkach". Pozwoliłam się jej trochę wytarmosić. Potańczyłyśmy chwilę razem. Po jakiejś godzinie Daniel zapowiedział nasz występ:
 - A teraz zróbcie miejsce, bo wystąpi najlepsza grupa taneczna w tym kraju! Powitajcie ich proszę brawami!
Z ulgą stwierdziłam, że Weronika gdzieś zniknęła. Weszłam z chłopakami na środek. Odczekaliśmy chwilę i zaczęliśmy tańczyć. Prócz muzyki słyszałam też gwizdanie, zadowolone krzyki znajomych i piski dziewczyn. Kiedy wreszcie skończyliśmy usiadłam na kanapie i chwyciłam butelkę wody. Napiłam się i poczułam, że ktoś siada obok mnie. W pierwszej chwili myślałam, że to Kei, ale w tamtym momencie usłyszałam piskliwy, dziewczęcy głos.
 - Coś mnie ominęło? Słyszałam jakieś piski, gwizdy, ale przybiegłam za późno.
 - Nie przejmuj się. To nie było nic wartego twojej uwagi. - opowiedziałam Weronice, o dziwo, miłym głosem. Zaskoczyło ją to i nie zadawała więcej pytań. Wtedy znów usłyszłam czyjś głos. Nie należał do mojej kuzynki (ta znowu gdzieś zniknęła).
 - Świetny taniec. Gdzie się tego nauczyłaś?
Spojrzałam przed siebie. Stał przede mną wysoki, nawet przystojny chłopak. Uśmiechnęłam się do niego.
 - Dziękuję. Trochę jestem samoukiem, trochę pomógł mi przyjaciel.
 Chłopak odwzajemnił uśmiech. Rozmawialiśmy chwilę, ale on nie potrafił mówić nic prócz wychwalania mnie, więc ta rozmowa skończyła się szybko. Wstałam i oznajmiłam, że muszę iść się przewietrzyć. Wyszłam do ogrodu. Nie było tam nikogo. Przeszłam się kawałek w głąb rzekomego ogrodu. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię. Odwróciłam się gwałtownie. To był tamten namolny chłopak.
 - Wybacz, wystraszyłem cię?
 - N-nie. - mruknęłam. Owszem. Serce podskoczyło mi do gardła, ale mu tego nie powiem przecież! Uśmiechnął się. Wyglądało to jakby uśmiechał się sam do siebie. Miałam złe przeczucia. Sprawdziły się.
 - Spodobałaś mi się. Taka niewinna dziewczynka. Wśród samych facetów musisz czuć się zagubiona.
 - Yyy... lubię ich. - oznajmiłam unosząc lekko kąciki ust.
 - A ja ciebie. - mruknął chłopak przysuwając się do mnie. Chciałam się cofnąć, ale napotkałam ścianę od starej szopy, która uniemożliwiła mi ten zamiar. Cholera! Jaka ty głupia jesteś Michalina! - ochrzaniłam sama siebie w myślach. Chłopak przytrzymał rękami moje ramiona. Nie mogłam się ruszyć. Przystawił usta do mojego ucha.
 - Nie szamocz się tak. To nic nie da. Jestem rugbystą. A tak w ogóle mam na imię Sebastian. - oznajmił niskim głosem. Chciałam krzyczeć. Jednak się powstrzymałam. Uznałam, że nie będę wołać chłopaków. I tak mnie nie usłyszą, a poza tym nie jestem małym dzieckiem, żeby ciągle ktoś musiał się mną opiekować! Szarpnęłam się.
 - Puść mnie! - warknęłam. Spróbowałam go kopnąć. Nie udało się. Byłam w kropce. Sebastian zaczął rozpinać mi bluzę. Płakałam. Zamknęłam oczy. Błagałam, żeby mnie zostawił. Wsunął swoje zimne dłonie pod moją bluzkę. Zaczął mi robić malinki na szyi. Szarpałam się. Łzy coraz mocniej mi leciały. Jednak to tylko go bardziej podniecało. Napierał na mnie coraz bardziej. Czułam jego ciało przylegające do mojego. Nie wytrzymałam. Krzyknęłam.
 - Zostaw mnie!
Nie poskutkowało. Wtedy poczułam jak coś go ode mnie odciąga. Wylądował na ziemi. Krzyczał z bólu. Nad nim kucał Keiji wykręcając mu ramię. Osunęłam się na ziemię i ukryłam twarz w dłoniach. Rozpłakałam się. W tamtym momencie przybiegli Kamil, Daniel i Rafał. Od razu zrozumieli co się stało i wyprowadzili Sebastiana. Kei został ze mną. Objął mnie ramieniem.
 - Spokojnie. Cii... Cicho. Już dobrze. Jestem przy tobie. - szeptał mi do ucha. Jedyne co potrafiłam w tamtym momencie zrobić to wtulić się w jego bluzę i zasnąć.

      Obudziłam się około południa. Leżałam na jakiejś kanapie. Nie byłam u siebie w domu. Rozejrzałam się dookoła. To był dom Daniela. Obok siebie, na fotelu zobaczyłam Kei'a. Po chwili zauważył, że się obudziłam. Szybko uklęknął obok kanapy.
 - Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - spytał. Uśmiechnęłam się słabo.
 - N-nie wiem. - cała drżałam. Nagle zaczęłam sobie wszystko przypominać. Podniosłam się do siadu - Mogę wody? - poprosiłam. Podał mi przygotowaną już szklankę z wodą i jakieś tabletki. Nawet nie pytałam co to. Posłusznie wzięłam je do ust i popiłam całą zawartością naczynia.
 - Rafał był rano odprowadzić Weronikę. Powiedział twojej mamie, że zostałaś u koleżanki na noc. - oznajmił Keiji.
 - Dziękuję. - oznajmiłam, po czym spojrzałam na niego niepewnie - Kei... - urwałam bawiąc się rękawem bluzy.
 - O co chodzi? - spytał chłopak przyglądając mi się.
 - Czy... mógłbyś mnie przytulić? - spytałam nieśmiało. Uśmiechnął się i usiadł obok. Wtuliłam się w jego bluzę, a on objął mnie ramionami.
 - Nawet nie musiałaś pytać Misia. - mruknął mi do ucha. Zrobiło mi się gorąco. Poczułam, że się czerwienię. To było dziwne. Nigdy wcześniej się tak nie krępowałam w jego towarzystwie.
 - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - szepnęłam. Wtedy pojawił się Michał.
 - I jak? - spytał Kei. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
 - Odpowie za wszystko. Okazało się, że nie jedno ma na sumieniu. Siedzi w areszcie. - oznajmił lider.
 - Liderku kochany! - krzyknęłam. Spojrzał na mnie rozbawiony.
 - Witam dziecko zespołu. Nie przeszkadzajcie sobie. Jednak spotkałem twoją mamę na mieście. Była z Weroniką, więc ją rozpoznałem. Twoja kuzynka nic nie wie, więc twoi rodzice też nie są świadomi całego zajścia. Powiesz im sama.
Niechętnie odsunęłam się od ciepłego ciała Keiji'ego. Zachwiałam się lekko przy wstawaniu, więc chłopak mnie przytrzymał (całe szczęście, bo wylądowałabym na stoliku). Znów się zaczerwieniłam.
 - Po-powinnam iść do domu. Gdzie Daniel?
Jak na zawołanie pojawił się gospodarz. Miał zmartwiony wyraz twarzy.
 - Misia! Mała! Ja cię przepraszam! Nic nie wiedziałem! Nie wiem jak mogłem nie zauważyć będąc z nim w drużynie! Tak bardzo mi...
Przerwałam mu.
 - Przestań! To nie twoja wina. Nie mogłeś nic wiedzieć. Dziękuję wam za wszystko i to ja przepraszam za kłopot. - oznajmiłam.
 - Odprowadzę cię. - zaproponował Kei. Zgodziłam się. Po chwili szliśmy już chodnikiem. Było chłodniej niż wczoraj. Keiji zauważył, że się trzęsę, więc dał mi swoją bluzę i przykucnął tak jak wczoraj - To jak?
Nie odezwałam się tylko wlazłam mu na plecy zapinając jego bluzę. Sięgała mi do kolan. Wtuliłam się w przyjaciela. Nie mogłam być pewna, ale wydawało mi się, że na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech.
       Kiedy dotarliśmy do mojego domu postanowił zanieść mnie do pokoju. Nie oponowałam. Byłam wykończona. Zastaliśmy tylko Pawła, więc nie musiałam się tłumaczyć z tego, że wracam z imprezy koło południa i niesie mnie z niej jakiś chłopak. Kei wniósł mnie po schodach i położył na łóżku. Usiadł obok, gładząc moje włosy. Uśmiechał się. Nigdy bym o tym nie pomyślała, ale był naprawdę przystojny. Ciemne, półdługie włosy i hebanowe oczy. Ideał.
 - Zostać z tobą? - spytał. Nie wiem dlaczego, ale wyczułam w jego głosie nutkę nadziei.
 - Nie pytaj. Poleż tu ze mną. - mruknęłam robiąc mu miejsce. Położył się obok i objął mnie. Leżeliśmy tak przez chwilę. Nagle do pokoju wtargnęła moja "kochana" kuzynka. Nie miałam siły, ale zapewne gdyby było inaczej zerwałabym się z łóżka i tłumaczyła jej dlaczego zastała nas w takiej sytuacji - Czego chcesz? - spytałam.
 - Nic. Już nic. Nie przeszkadzam. - oznajmiła zaskoczona i szybko wyszła zamykając za sobą drzwi. Kei zaczął się śmiać.
 - Widziałaś jej minę?
Również się roześmiałam. Dzięki Keiji'emu mogłam choć na chwilę zapomnieć o wydarzeniach z wczoraj i śmiać z głupoty jakby nic się nie stało.

     Kolejny rozdział dodany. Mam nadzieję, że się podobał. ^^ Proszę o obiektywne komentarze!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

"Miłość to choroba" - Rozdział 2

                   Tak jak obiecałam, dodaję kolejny rozdział przygód Misi ^^. Jak to ciekawie zabrzmiało... cóż, zachęcam do przeczytania. Do tego rozdziału dziwnie wpasowała mi piosenka Sadie - Kagerou.

       
               Kiedy wysiadłam z autobusu, poczułam mokre krople spadające na głowę. Nie, no zajebiście. Niech się jeszcze rozpada. Burzy jeszcze trzeba! Jak na zawołanie coś błysnęło na niebie.
 - Super... - mruknęłam sama do siebie i przyspieszyłam. Autobus zatrzymywał się przy parku, więc byłam zmuszona przejść cały, a następnie jeszcze blisko dwadzieścia metrów do domu. Otworzyłam furtkę i zadzwoniłam przemoczona do drzwi. Otworzyła mi delikatnie opalona blondynka z szerokim wyszczerzem na twarzy.
 - Witaj kuzyneczko! Misia kotku! Jak my się dawno nie widziałyśmy! - niemalże krzyknęła mi prosto do ucha.
 - Nie masz prawa mnie tak nazywać. Jest ktoś prócz ciebie? - spytałam oschle. Nie obchodziło mnie to, że byłam wredna. Zmokłam, byłam wkurzona i zziębnięta, więc to, czy obraziłam jaśnie królewnę mało mnie interesowało.
 - Coś ty taka zła? Jest twój starszy braciszek, a co... - nie dałam jej dokończyć. Wbiegłam do domu, zdjęłam trampki i rzuciłam się pędem do pokoju Pawła.
 - Onii-chan, jakaś blondwłosa skwarka włamała się do naszego domu i próbowała mnie molestować! - burknęłam wchodząc bez pukania. Paweł zaśmiał się. To on zaraził mnie pasją do Azji. On tylko ogląda anime i słuchał muzyki. Tylko ja jestem taka walnięta na tym punkcie. Kiedy miałam osiem lat, zaczęłam go nazywać "Onii-chan" co znaczy po japońsku "braciszku" (mówi się tak do starszego brata). To było jedyne co potrafiłam powiedzieć w tym języku. Między nami jest różnica czterech lat, a mimo to świetnie się dogadujemy.
 - Czyżbyś się przywitała z naszą ukochaną "kuzyneczką" Weronisią? - spytał śmiejąc się przy tym. Usiadłam obok niego na łóżku.
 - Ty masz radochę, bo ciebie nie dręczy! A jutro miała być impreza u Daniela! Chciałam iść, a teraz mam ten wrzód. Nie, no bosko! Może nałykam się jakichś tabletek albo potnę, hm? Pomógłbyś mi napisać list pożegnalny?
 - Ależ, Mała skąd ten sarkazm? - zaśmiał się - To tylko tydzień, najwyżej dwa. Masz do wyboru wziąć ją na imprezę lub zostać z nią w domu i grać w mahjonga. Chociaż dla niej to zbyt skomplikowane...
Roześmialiśmy się. Chwilę jeszcze się powygłupialiśmy i rozmawialiśmy, po czym powędrowałam do swojego "królestwa". Oczywiście opanował je teraz zły troll, który siedział na moim łóżku i jadł moje pocky.
 - Oddawaj to! - warknęłam wyrywając jej z ręki pudełko z przekąskami. Spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
 - Skąd ta agresja? To jest tak słodkie, że nie da się tego jeść. Nudziło mi się po prostu.
Nie odpowiedziałam. Chwyciłam sportową torbę na ramie i zaczęłam pakować do niej niezbędne rzeczy. Po chwili dres, luźna koszulka na zmianę, trampki, butelka wody, pudełko pocky, telefon i kartonik mleka bananowego wylądowały w środku. Do kieszeni dżinsów wsadziłam mp4 i podłączyłam słuchawki.
 - Gdzie idziesz? - spytała mnie Weronika.
 - Nie twój zakichany biznes. Robię co chcę i chodzę gdzie chcę. A teraz wybacz, ale spieszę się i muszę wyjść.
Tymi słowami kończąc, wyszłam z pokoju. Zawiadomiłam jeszcze Pawła, gdzie idę i o której wrócę, następnie szłam już ulicą słuchając muzyki oraz sącząc swój "bananowy narkotyk". Po dwudziestu minutach doszłam na miejsce. Stary, opuszczony budynek, w którym mieścił się kiedyś klub sportowy. Omiotłam spojrzeniem uchylone drzwi wejściowe i przeszłam przez próg. Od razu na kogoś wpadłam (mam do tego talent).
 - Mała, nareszcie jesteś! Dziewczyno, myśleliśmy, że już nie przyjdziesz. - przywitał mnie z uśmiechem wysoki, lekko umięśniony chłopak. Był przystojny, miał wszystko czego płeć piękna wymaga od facetów. Dla mnie był przyjacielem i rodziną. Należał do mojego drugiego świata, o którym wiedzieli tylko Paweł, Monika, Sylwia i Karolina. Z chęcią odwzajemniłam uśmiech.
 - Cześć Michał! Sorki wielkie za spóźnienie, ale hiena przyjechała.
On również wiedział o moim problemie w postaci natrętnej kuzynki.
 - No to kicha... A co z imprezą u Daniela? Miałaś być. Chcieliśmy pokazać jeden układ i jakieś improwizacje, ale skoro ona przyjechała to nici z planów. Jakby się dowiedziała, że tańczysz w grupie składającej się z praktycznie samych przystojnych kolesi to trułaby nie tylko tobie, ale i nam dupę.
 - Zapomniałeś dodać jeszcze, że jeden z tych "przystojnych kolesi" jest wyjątkowo skromny. - mruknęłam.
Weszłam do pustej szatni, w której zawsze byłam sama. Jako jedyna dziewczyna w grupie tanecznej miałam własną przebieralnię. Dziwnie byłoby się rozbierać przy tych wszystkich chłopakach. Michał to lider, jest najstarszy (jest w wieku mojego brata), a prócz nas dwojga jest jeszcze pięć osób. Zaczęłam się przebierać. Zdjęłam bluzkę i zmieniłam ją na luźną, białą koszulkę z odsłoniętym ramieniem. Na dolną partię ciała wciągnęłam ciemnoszary dres. Wbiłam się jeszcze w popisane markerem trampki, a długie rude włosy z kolorowymi pasemkami związałam w luźny kok, z którego wystawały niesforne kosmyki. Weszłam na salę, gdzie czekała na mnie już cała grupa.
 - Misia! - przywitał mnie Adam. Pomachałam do niego i rzuciłam w kąt butelkę z wodą. Adam jest ode mnie starszy o dwa lata. Martwi się o wszystko i wszystkich. Prócz niego na sali był również Andrzej (trzy lata starszy ode mnie), Rafał (w wieku Andrzeja), Kamil (rok starszy ode mnie) i chłopak o imieniu Keiji, który dołączył do nas miesiąc temu. Wszyscy mówią na niego Kei, bo łatwiej to wymówić i lepiej brzmi. Nie powiem, jest przystojny. Jest z Japonii, płynnie mówi po polsku i ciągle sobie docinamy. To nie tak, że się nie lubimy. To po prostu nasz sposób rozmowy, własny język.
 - Hejka kurduplu! - przywitał mnie z szerokim uśmiechem. Odwzajemniłam go.
 - Witam, okradłeś swoją babcię? - spytałam spoglądając na jego koszulkę z nadrukiem, na którym widniał obrazek z kłębkiem wełny i drutami.
 - Okradłaś swojego brata? - odpowiedział mi tym samym strzelając gumką od moich spodni. Wytknęłam język zamykając jedno oko. Zawsze tak robiłam. Zauważyłam, że w ręce wciąż trzymam telefon, więc położyłam go jak zwykle obok wieży. Adam spojrzał na nas i pokręcił głową zrezygnowany.
 - Nie ogarniam was dzieciaki... - mruknął. My nie odpowiedzieliśmy tylko uśmiechnęliśmy się do siebie, ustawiając się do tańca. Krótka rozgrzewka i mogliśmy przećwiczyć układ. Pierwszy tańczyliśmy do zaproponowanej przeze mnie piosenki G-Dragon - Crayon. Następnie nasz główny układ do Fort Minor - Remember The Name. Michał w końcu zrobił przerwę, ale nie dla wszystkich. Ja musiałam zostać i zatańczyć swoją solówkę. Piosenka - Sean Paul - Touch the sky. Najciekawsze było to, że wybrał ją dla mnie Andrzej. Usłyszał ją raz i od razu skojarzyła mu się ze mną (nie mam pojęcia dlaczego). Dałam z siebie wszystko. Kiedy skończyłam usłyszałam brawa i okrzyki kumpli. Na całe szczęście Michał zachował obiektywizm, i powiedział mi co zrobiłam źle.
 - Czasami zdarza ci się dziwnie ręką machnąć, ale jest dobrze. - oznajmił. Ucieszyły mnie jego słowa. Był dla mnie trenerem i mentorem. Wprowadził mnie w to wszystko jakieś pięć lat temu.



        Nigdy nie miałam wielu przyjaciół. Raczej po prostu stwarzałam pozory przyjaźni, a tak naprawdę nie przejmowałam się ludźmi. Wyjątkiem były Sylwia, Karolina i Monika. Moje przyjaciółki. Prawdziwe przyjaciółki. One wiedziały, że lubię tańczyć. Nie wyobrażałam sobie życia bez tańca i muzyki.  
     Pewnego dnia wracałam do domu po zajęciach. Był wieczór, zima, więc logiczne, że było ciemno. Miałam w uszach słuchawki. Dlatego też, nie usłyszałam kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu i wciągnął w jakąś uliczkę. Szarpałam się i kopałam, ale to nie pomagało. No tak, w końcu jestem niska, więc nic nie zrobię kolesiowi, który ma prawie dwa metry! 
 - Pobawimy się... - bardziej stwierdził niż spytał. Naplułam mu w twarz.
 - Spierdalaj. - warknęłam. Roześmiał się.
 - Nie pyskuj dziwko! Nie odetnę ci tego języczka, bo jeszcze się przyda.
Miał obrzydliwy uśmiech i pewne siebie oczy. Czy się bałam? Nie. Raczej czułam wstręt i obrzydzenie. Zastanawiałam się jak taka osoba może chodzić po ziemi. Podniósł mnie tak, że nie dotykałam stopami podłoża. Wtedy trochę spanikowałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Napastnik spróbował się do mnie dobrać, ale w tamtej chwili ktoś szarpnął go do tyłu i powalił na ziemię.
 - Zostaw ją. - warknął ktoś za nim. Ten wstał i roześmiał się, znów próbując się do mnie zbliżyć. W tamtym momencie koleś za nim ponownie złapał go za ramię i z całej siły uderzył pięścią w twarz. Mój napastnik osunął się na ziemię.
 - Jak mówię "zostaw" to masz ją, kurwa, zostawić! Głuchy?! 
Patrzyłam zdezorientowana na swojego "wybawcę". Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i wstałam. 
 - Dzięki. 
 - Spoko. Jestem Michał. Co tu robiłaś?
Westchnęłam.
 - Ech, wracałam po zajęciach ze szkoły, a że kończyliśmy dość późno, a ja mieszkam gdzie mieszkam to mogłam coś takiego przewidzieć. Dziękuję jeszcze raz za pomoc. Gdybyś nie przyszedł... - nie dokończyłam, tylko patrzyłam w ziemię. Chłopak jeszcze raz się do mnie uśmiechnął i poczochrał mnie po głowie. - A co ty tutaj robiłeś? - spytałam po chwili.
 - Mam grupę taneczną. Wracałem właśnie z treningu i usłyszałem trzask z tej uliczki. Dobrze, że moja ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem. - zaśmiał się, a następnie zbadał mnie wzrokiem - Nic ci nie jest? - zapytał.
 - Wszystko w porządku, dziękuję. - odpowiedziałam. Zamilkłam na moment i dodałam - Zazdroszczę.
Michał spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Czego niby?
Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
 - Jak mówiłeś o tej grupie tanecznej miałeś taki błysk w oku. Chyba dobrze się dogadujecie.
 - Taa... jest nas pięciu, ale... - przyjrzał mi się uważnie - Umiesz tańczyć? 
 - To moja pasja. Tańczę od szóstego roku życia. - oznajmiłam zgodnie z prawdą. Chłopak wyglądał na zadowolonego z odpowiedzi.
 - Może do nas dołączysz? Potrzebujemy ludzi. Byłoby dobrze mieć dziewczynę w grupie. To jak?
 - Chętnie. 
Michał ucieszył się.
 - Świetnie! W takim razie jutro o siedemnastej w opuszczonym budynku klubu sportowego. Wiesz gdzie to jest, nie?
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Pożegnaliśmy się i poszliśmy każdy w swoją stronę. Następnego dnia o umówionej porze przyszłam na miejsce spotkania. Zatańczyłam i spotkałam się z aprobatą całej grupy co bardzo mnie ucieszyło. Wreszcie znalazłam ludzi, z którymi dzielę pasję.
          

    Teraz siedziałam i patrzyłam jak Keiji kończy swoją solówkę. Wreszcie Michał pozwolił mu odpocząć. Usiadł obok mnie. Podałam mu butelkę z wodą.
 - Dzięki. - wysapał i się napił. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wtedy usłyszałam głos Michała:
 - Wstajemy i tańczymy! Mamy mniej niż godzinę, bo muszę odebrać babcię z lotniska. Ruchy!
Niechętnie wstaliśmy i przez następne czterdzieści minut wałkowaliśmy to samo. W końcu Michał pojechał po babcię, a my mogliśmy iść do domów. W sumie, to byłam zadowolona z treningu. Mogłam dać upust złości w tańcu. Kocham to. Kiedy muzyka zaczyna grać, czuję jakby przechodziła mnie jakaś magia. Wszystko wokół znika i odchodzę do własnego świata. Tam nie ma Weroniki, nauczycieli, debili ze szkoły i innych osób, których widywać nie lubię. Właśnie tym jest dla mnie taniec. Nie zamierzam z tego rezygnować. Tak samo jak z rysowania, śpiewania i grania na gitarze czy perkusji. To są moje pasje i bez nich moje życie nie byłoby takie samo.
 Otworzyłam furtkę, przeszłam przez ogród i weszłam do domu. Poczułam przyjemny zapach dochodzący z kuchni. Mama piekła ciasto czekoladowe. Prześlizgnęłam się do pokoju. Weroniki w nim nie było. I dobrze, bo jestem wykończona po treningu i nie miałabym siły się z nią kłócić. Rzuciłam torbę w kąt, po czym podeszłam do wieży. Włączyłam muzykę. Wsłuchałam się w dźwięki Miyavi - Freedom Fighters i wyciągnęłam z torby telefon. Dostałam sms'a od Moniki;

           
             "Od: Monia

                   Dawid zapytał, czy bd z nim chodzić! Jesteśmy parą! :] "


Zaśmiałam się. On jej się zawsze podobał. Ona jemu z resztą też. W końcu się odważył na krok.

         
               "Do: Monia

                    No wreszcie! ;3 Ja już nie mogłam patrzeć na te wasze podchody. -,-"


Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.


                "Od: Monia

                     Idziemy razem na imprezę do Daniela. Idziesz z nami czy z chłopakami? ;)"


                 "Do: Monia

                      Z chłopakami, bo będziemy tam tańczyć. ^^ Daniel powiedział, że musimy
                      wystąpić. Jak mus to mus... ;3"


Odłożyłam telefon i zeszłam na dół po coś do picia. Kiedy wróciłam zastałam w moim pokoju... Weronikę! (Tego się nie spodziewaliście, co?) Siedziała na moim łóżku. Wyłączyła muzykę.
 - Mam dość tego jazgotu. Bolą mnie uszy. - oznajmiła takim głosem, jakby powiedziała: "Przyniosłam ci twoje ulubione mleko!". Grrr... Jak ja nie cierpię tej laski!
 - Twoje gadanie jest gorsze od tego "jazgotu". - mruknęłam odsuwając telefon jak najdalej od niej. Zaśmiała się pod nosem.
 - Dlaczego mnie tak nie lubisz? - spytała.
 - Nie wiem. To ty zaczęłaś. Zawsze obrażałaś wszystko i wszystkich wokół. Potem byłaś najbiedniejsza i pokrzywdzona. Nie dziw się. Ja ci nic nie zrobiłam, a ty zrównywałaś mnie z błotem za każdym razem, kiedy się widziałyśmy. - burknęłam i usiadłam na swoim łóżku. Odłożyłam butelkę z wodą na biurko. Nastała chwila ciszy, którą przerwała znów Weronika:
 - Przenoszę się do pokoju gościnnego. Mam już tam swoje rzeczy. Przyszłam ci to powiedzieć, ale cię nie było, więc czekałam. Masz mnie z głowy. Cieszysz się?
Oczywiście, że byłam zadowolona. Przynajmniej nie będę musiała z nią spać. Mama chyba myślała, że jak umieści ją u mnie to się dogadamy. Optymistka. Pozabijałybyśmy się przy pierwszej okazji. Na pytanie dziewczyny nie odpowiedziałam. Czekałam aż wyjdzie. Kiedy wreszcie to zrobiła, mogłam odetchnąć z ulgą. Otworzyłam szafę i zaczęłam wybierać ubrania na jutrzejszą imprezę. Nic mi jej nie mogło zepsuć. A już na pewno nie Weronika.

Niom... To na tyle. W tym rozdziale poznaliście już pasję Michaliny. Cóż, niedługo znów napiszę. Jak na razie myślę o kolejnym opowiadaniu. Ale to później. Zachęcam do czytania i zostawiania komentarzy! ; *

niedziela, 16 grudnia 2012

[YAOI] "My heart is yours..." - Rozdział 3

                  Kolejny rozdzialik. Coś za często je dodaję... No cóż, tak to jest jak jestem chora ^^. Wkrótce dodam nowy rozdział hetero. Dowiecie się co takiego odwaliła kuzynka Misi. ; ) A tymczasem trzeci rozdział yaoica. 


*Aoi*

            Moje szczęście było nie do opisania, kiedy te dwa pijane durnie poszły spać. Cisza jaka wtedy nastała była błogosławieństwem dla moich biednych uszu. Zerknąłem w stronę Rukiego. Grzebał w telefonie. Po chwili odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem na ustach. Muszę przyznać, że uśmiechał się bardzo ładnie. Nagle podsunął mi przed twarz kolorowy ekranik.
  - Oglądamy? - spytał odrobinę rozbawiony. Też ledwo się powstrzymywałem od wybuchnięcia śmiechem. Puścił nagranie. Kiedy się skończyło nie mogliśmy wytrzymać i obaj wybuchnęliśmy śmiechem. Nie było to może zbyt solidarne wobec tych dwóch pijaków, ale mogli tyle nie chlać! Zawsze jak się upiją to odpały mają. Jakby tego było mało, zawsze musiałem wracać z nim sam. Czasami był jeszcze lider. Cieszę się, że Akira poznał Rukiego, bo chyba bym zwariował taszcząc ich do mieszkania Reity.
 - C-coo się dziejee...? - jęknął Suzuki. Zamilkliśmy. Czyżby się obudził?
 - Nic takiego, idź spać. - oznajmił mu Ruki i narzucił na niego koc. Tamten nie do końca jeszcze trzeźwy bąkną coś w podzięce i znów zasnął.
 - Musimy uważać. Jeśli obudzimy Uruhę to koniec. - mruknąłem. Ruki kiwnął głową i przykrył kocem również Kouyou.

*Ruki*

    Następnego ranka, kiedy się obudziłem, zobaczyłem Aoi'a krzątającego się po kuchni. Przygotowywał śniadanie. Jak miło...
 - Już wstałeś? - zdziwił się. Kiwnąłem głową nieco zaspany. Poszedłem do łazienki się odświeżyć. W pewnym momencie usłyszałem jęki dochodzące z salonu. Wyjąłem z jednej z szafek tabletki, które kazał mi im podać Yuu.
 - Wstaliście wreszcie. - mruknąłem wchodząc do pomieszczenia, w którym przebywali.
 - Co się staało...? - jęknął Reita trzymając się za głowę. Podałem mu tabletkę i szklankę wody. Grzecznie wziął lekarstwo. Był posłuszny jak piesek. Uruha jednak nie zamierzał się ruszyć. Wpadłem na iście szatański pomysł.
 - Pójdę po Aoi'a! - zagroziłem. Spojrzał na mnie przerażony. Co jak co, ale Aoi potrafił go przekonać do wszystkiego. Przynajmniej tak myślałem. No i nie pomyliłem się, bo po chwili posłusznie popijał tabletkę. Reita zaczął się śmiać. Spojrzałem na niego z politowaniem.
 - Ty się nie śmiej. Chcesz zobaczyć co robiliście wczoraj? Nagrałem was. - oznajmiłem. Akira wykazał wyraźną chęć obejrzenia tego pięknego filmiku, który wtedy nakręciłem, a więc ja łaskawie go pokazałem. Kiedy nagranie się skończyło, spojrzał na mnie przestraszony.
 - N-no, bo... tego... - zaczął się tłumaczyć. Uciszyłem go gestem ręki.
 - Nie obchodzi mnie twoja orientacja. Nie przeszkadza mi to, że jesteś bi, jeśli o to chodzi. - odparłem nie do końca zgodnie z prawdą. Bo w końcu jak miałem mu powiedzieć, że kiedy to usłyszałem, moje serce zaczęło bić mocniej? Jak niby?! Przecież nie będę zachowywać się jak jakaś rozhisteryzowana laska z dramy. Reita odetchnął z ulgą.
 - To dobrze. Nie chciałbym, żeby coś takiego zagroziło naszym relacjom.
Zrobiło mi się gorąco. Nie chciał, żeby coś nam przeszkodziło w byciu kumplami? Coś jednak przeszkadzało. Mianowicie moje serce i on sam. Wtedy do pomieszczenia wszedł Aoi z tacą, na której były kanapki i herbata. Po posiłku i wychwalaniu jego zdolności kucharskich (które z resztą były nieziemskie) udaliśmy się wszyscy do domów. Reita oznajmił, że mnie odprowadzi, więc ruszyliśmy razem. Po paru minutach milczenia w końcu się odezwał.
 - A jak to jest z tobą? - spytał. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.
 - O co ci chodzi?
 - No... - wyraźnie się zmieszał - O twoją orientację.
 - Jestem gejem. - oznajmiłem spokojnie, nie patrząc mu w twarz.
 - Aha.
I to był koniec naszej rozmowy. Dziwni jesteśmy, nie powiem... Wreszcie dotarliśmy do mojego domu. Chciałem już przejść przez furtkę, kiedy nie pozwolił mi na to Akira.
 - O co chodzi? - spytałem starając się, żeby nie usłyszał mojego uniesienia, kiedy nasze twarze dzieliły centymetry. Patrzyliśmy sobie chwilę w oczy... znaczy... on patrzył na moje oczy, a ja błądziłem wzrokiem po wszystkim wokół niego. W końcu mnie puścił.
 - N-nic. Nieważne. Do jutra!
Uciekł. Tak po prostu pobiegł. Ciekawiło mnie co chciał mi powiedzieć, że tak się zmieszał. Ostatecznie dałem sobie spokój i wszedłem do domu. Oczywiście przywitał mnie ojciec homofob, który najwidoczniej widział sytuację spod bramy.
 - Co to miało znaczyć? - zapytał na przywitanie.
 - Nic. To mój kolega ze szkoły. Jesteśmy razem w zespole. Poznałem go dzisiaj. Uratował mnie przed jakimiś dresami. Koniec historii. Podobała się?
 - Koledzy z klasy nie całują się w bramie. - odparł ojciec.
 - My się nie całowaliśmy! Przewróciłbym się gdyby mnie nie złapał. Pomógł mi. - oznajmiłem sucho i poszedłem do pokoju. Nie potrafiłem nie okłamywać tego faceta. To było ponad moje siły. Jeśli powiedziałbym mu, że Akira mnie zatrzymał i chciał coś powiedzieć, uznałby go pewnie za jakiegoś "zboczonego pedała". Zwykle miałem w dupie co mój ojciec myśli o mnie i moich znajomych, ale nie miał prawa obrażać ludzi, którzy wywołują u mnie tyle pozytywnych emocji. Możliwe, że dzięki nim wrócę stary ja (chociaż w cuda nie wierzę). Wtedy do mojego "królestwa" wpadła Ayaka. Miała na twarzy szerokiego banana.
 - Widziałam i słyszałam! Ha! Masz chłopaka?! Nic nie mówiłeś!
Uciszyłem ją.
 - Uspokój się. Nie mam chłopaka. To był kolega ze szkoły. Pomógł mi.
 - To czemu się mizialiście w bramie? - drążyła temat dalej.
 - Nie "mizialiśmy się". Przytrzymał mnie, żebym nie upadł. - odparłem od niechcenia. Nie chciałem jej kłamać, ale musiałem. Nie zamierzałem odpowiadać na resztę pytań, które przygotowała, więc wywaliłem ją z pokoju. Wreszcie miałem spokój.

*Reita*

      No i stchórzyłem. Nawet sam nie wiem co chciałem mu powiedzieć i co przez to osiągnąć. Po prostu nie jestem w stanie. Nagle coś we mnie "przeskoczyło". Nie myślałem racjonalnie. Poza tym co jak ktoś z jego rodziny to widział? Pewnie wyglądało to trochę dziwnie jak tak się nad nim pochylałem. Kurwa...
        Właśnie zbliżałem się do mojego domu. Zobaczyłem samochód rodziców. Przez kaca bolała mnie głowa, dlatego starałem się uniknąć spotkania z nimi. Nie wyszło.
 - Akira! Chodź kochanie, muszę ci kogoś przedstawić! - usłyszałem głos matki dochodzący z salonu. Mimowolnie poszedłem w tamtym kierunku. Mama siedziała na kanapie razem z moim ojczymem i jakąś dziewczyną. Wiedziałem co chcą zrobić. Chcą mnie zeswatać od kiedy przedstawiłem im mojego chłopaka dwa lata temu. Nie chodziłem z nim długo. Najwyżej miesiąc. Jednak dla moich starszych to był szok i "cios poniżej pasa", więc szukają mi dziewczyny. Nie powiem, z jedną z nich chodziłem przez dwa miesiące, ale ostatecznie ją rzuciłem. Teraz znowu kogoś znaleźli. Zauważyłem obok nich jeszcze dwojga dorosłych. Pewnie jej rodzice.
 - Mam na imię Amane. Bardzo mi miło cię poznać, Akira-kun. - ukłoniła się lekko.
 - Przesadzacie. - mruknąłem do matki i ojczyma. Tamci tylko zgromili mnie wzrokiem i kazali mi zaprowadzić ją do mojego pokoju. Zrezygnowany ukłoniłem się nisko i poprosiłem dziewczynę, aby poszła za mną. Kiedy dotarliśmy, atmosfera się nie poprawiła. Siedzieliśmy w milczeniu, które przerwała ta cała Amane.
 - Ymm... Akira-kun? - zaczęła.
 - Tak? - spytałem niezbyt zaciekawiony.
 - Masz jakieś hobby? - spytała. No tak. Oryginalne. Zawsze pytają o to samo.
 - Gram na basie w zespole. - odparłem sucho.
 - Masz zespół? To fajnie!
Niezbyt inteligentnie... Spojrzała na mnie niepewnie.
 - Miałeś już kiedyś dziewczynę?
 - Tak.
 - A chłopaka?
Tym pytaniem kompletnie mnie rozwaliła. Patrzyłem na nią jak na kosmitkę.
 - Wyglądam ci na geja? - zapytałem. Pokręciła głową - Więc czemu pytasz?
 - Czy trzeba wyglądać na geja, żeby nim być? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Westchnąłem.
 - Miałem chłopaka. Chodziliśmy ze sobą przez miesiąc.
 - Preferujesz kobiety czy mężczyzn?
Nie zastanawiałem się nad odpowiedzią. Sama wypłynęła mi z ust.
 - Mężczyzn.
Sam się sobie dziwiłem. Nigdy nie przyznawałem się do tego. A już szczególnie obcej osobie. Widać było, że dziewczyna jest trochę zawiedziona moją wypowiedzią.
 - A czy jakbym się postarała, to mogłabym to zmienić?
 - Kto wie? Chociaż wątpię w to. Potrafię być uparty. Nawet nie próbuj nic zmieniać. - mruknąłem przeciągając się. Amane rozbierała mnie wzrokiem co wnerwiało mnie nieziemsko. Wydawała się być inna, ale nie. Jest taka sama jak wszystkie. Pożąda nie mnie, a mojego ciała. Podeszła bliżej. Owinęła mnie ramionami. Wyrwałem jej się. Spojrzała na mnie zdezorientowana.
 - O co ci chodzi? Nie podobam ci się?
Prychnąłem.
 - Wybacz, nie jestem tobą zainteresowany. I kolejny raz tego nie powtórzę, więc proszę, zostaw mnie w spokoju. - warknąłem. Znów się do mnie przybliżyła.
 - Masz chłopaka? - zapytała niewzruszona.
 - Jeszcze nie.
 - "Jeszcze"? Czyżbyś miał kogoś na oku? Kto to taki?
Spojrzałem na nią zirytowany.
 - Tobie na pewno nie powiem. A teraz wybacz, muszę iść.
Wyszedłem z domu bez słowa.

           Następnego dnia czekała na nas szkoła. W bramie zobaczyłem Rukiego. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niego.
 - Na kogoś czekasz? - spytałem. Zrobił się czerwony. Uroczo.
 - N-nie. Chodźmy już. - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Idąc korytarzem nawet nie puścił mojej dłoni. Zrobił to dopiero po uwadze Uruhy. Zaczerwienił się przy tym jeszcze bardziej. Nie mogłem się powstrzymać i zachichotałem. Zignorowałem pytający wzrok przyjaciół. Po co im wiedzieć z czego się śmieję? Moja sprawa. Rozległ się dzwonek. Pożegnaliśmy się i poszliśmy do klas.

*Ruki*

        Wszystko było w porządku. Do czasu, kiedy wyszedłem ze szkoły. Chciałem poczekać na Reitę i zapytać się o wczoraj. Próbowałem rano, ale stchórzyłem (tak wiem, wiem... jestem głupi). Jednak i tym razem nie było mi dane z nim rozmawiać. W bramie czekała na niego jakaś dziewczyna. Kiedy ją zobaczył miał wkurzony wyraz twarzy. Podeszliśmy razem z Aoi'em, Kai'em za nim.
 - Co ty tu robisz?! - warknął Reita. Dziewczyna wyglądała na zdziwioną jego zachowaniem.
 - Dlaczego jesteś na mnie zły? Stało się coś? - spytała. Żaden z nas jej nie znał (oprócz Suzukiego oczywiście). Reita był już nie wkurzony, ale wkurwiony.
 - Już mówiłem ci, że nie zamierzam się zmieniać, a już na pewno nie dla ciebie! Więc czego jeszcze ode mnie chcesz? Powiedziałem ci wyraźnie, że nie jestem tobą zainteresowany!
 - A-ale... Akira-kun, dlaczego taki facet jak ty miałby nie być mną "zainteresowany"? - zapytała.
 - Nie będę po raz kolejny odpowiadał na to głupie pytanie. Nie jesteś osobą, z którą warto rozmawiać na te tematy.
 - Podobasz mi się kotku i chcę skończyć to co wczoraj zaczęliśmy! - dziewczyna tupnęła nogą. Zamarłem. Co to miało znaczyć? On wczoraj... Nie chciałem wiedzieć.
 - Idę do domu. Śpieszę się. - mruknąłem i oddaliłem się szybkim krokiem. Słyszałem jak Suzuki za mną krzyczał, ale się nie odwróciłem. Po prostu biegłem przed siebie.

*Reita*

           Ta laska zajebiście mnie wkurwia! Mam już dosyć jej gadania! Jeszcze w dodatku zaczęła pieprzyć jakieś pierdoły o naszym wczorajszym spotkaniu. Ruki uciekł. Dlaczego?
 - Ruki! - krzyknąłem za nim. Nie odwrócił się. Spojrzałem nienawistnym wzrokiem na Amane. Jej mina w przeciwieństwie do mojej była zadowolona - Zadowolona jesteś z siebie?! Nic wczoraj się nie stało, oprócz twojego rozbierania mnie wzrokiem!
 - Przyznasz, że zadziałało. - oznajmiła z uśmiechem.
 - Co zadziałało? - spytałem nieco zdezorientowany.
 - To o niego ci chodziło? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Zrobiło mi się sucho w gardle. Kurwa! To o to jej chodziło. Tylko dlaczego on... Nie miałem czasu na zastanawianie się. Po prostu odepchnąłem od siebie tą dziwkę i pobiegłem za Rukim. Nie było trudno go znaleźć. Znów zaczepiły go te dresy. Leżał na ziemi, a oni go kopali. Aż się we mnie gotowało.
 - Której części zdania "zostawcie go!" nie rozumiecie?! - warknąłem. Spojrzeli na mnie spłoszonym wzrokiem. Wiedzieli, że ze mną się nie zaczyna. Nie odezwali się tylko uciekli. Ruki nie wstawał. Podszedłem do niego. - Ej, Ruki! Wszystko w porządku? - uklęknąłem i próbowałem go podnieść, ale odrzucił moją dłoń.
 - Zostaw mnie! Idź lepiej do tej swojej laski. Pewnie już tęskni. - burknął. Nie widziałem jego twarzy, ale na pewno płakał. Usiadłem obok niego i złapałem z całej siły za ramiona przyciskając go do ziemi.
 - Posłuchaj mnie, dobra? - poprosiłem. Spojrzał na mnie. Twarz miał zakrwawioną, a krew mieszała się z łzami. Kiwnął głową - Tą dziewczynę wybrała mi matka z ojczymem. Poznaliśmy się wczoraj. Cały wieczór rozbierała mnie wzrokiem i w jej chorej wyobraźni tworzyły się jakieś chore fantazje. To wszystko. Dlaczego uciekłeś? - spytałem wreszcie, kończąc swoją wypowiedź.
 - J-ja nie wiem. Przepraszam. - szepnął wtulając się we mnie. Siedzieliśmy chwilę bez słowa.
 - Chodźmy do mnie. Musimy ci przemyć te rany. - oznajmiłem.
 - Do mnie bliżej. - mruknął i wstał. Zachwiał się i go złapałem.
 - Pomogę ci. - oznajmiłem i razem poszliśmy w kierunku jego domu.               

poniedziałek, 10 grudnia 2012

[YAOI] "My heart is yours..." - Rozdział 2

      Myślę, że ten rozdział jest troszku dłuższy. Poza tym - ludzie, jeśli zaglądacie na mojego bloga to komentujcie, ok? Bo ja jakoś nie widzę, żeby ktoś był zainteresowany moimi wypocinami. Nawet anonimusy mogą komentować! Przyznam szczerze, że czuję się głupio pisząc, kiedy nikt tego nie czyta. No dobra, to tyle moich żali i życzeń. Zapraszam do czytania i oczywiście komentowania! 
; ***

                 *Ruki*     

               Idąc za Reitą zastanawiałem się czemu w ogóle nie uciekłem. Powinienem był podziękować ładnie i wrócić do domu, gdzie czekałaby na mnie moja jak zawsze uśmiechnięta mama i homofob tata... co ja wygaduję? Nie żałowałem, że z nim poszedłem. Jego przyjaciół mogłem zauważyć z daleka. Wyróżniali się tak jak ja i on. I wtedy zaczęły mi chodzić po głowie czarne myśli. A co jak mnie wyśmieją? Nie polubią? Uznają, że kiepsko wyglądam w tej fryzurze, czy coś... ojapierdole... jęczę (co prawda w myślach) jak baba przed okresem! Zajebiście...
 - To są Aoi, Uruha i Kai. - Suzuki pokazał na trzech chłopaków.
 - Ruki. - oznajmiłem cicho. No i gdzie się podziała twoja pewność siebie, co? Ech... same kłopoty ze mną... Oczywiście Reita świetnie się bawił. Zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie czochrając mi włosy (które z resztą układałem prawie godzinę).
 - Czy nie jest uroczy? - spytał blondyn z zadowolonym uśmieszkiem.
 - Słodziaczek. - zachichotał chłopak, który został mi przedstawiony jako Kai. Chyba był z nich najstarszy.
 - Grasz na czymś? Śpiewasz? - spytał koleś z bandaną.
 - W poprzedniej szkole miałem zespół. Byłem wokalistą.
Mój "wybawca" zaszczycił mnie jeszcze większym wyszczerzem. Spojrzał znacząco na Kai'a. Chyba czekał na jego wypowiedź. Długo nie musiał.
 - Nadaje się. Ma styl. Jeszcze tylko musimy go usłyszeć. Nie chciałbym się zawieść jak ostatnim razem...
Chwila. Czy tylko ja nie wiem o co chodzi? Haloo? Ja też tu jestem! Nie obgadywać mnie dopóki sobie nie pójdę!
 - Szukamy nowego wokalisty do zespołu. - oznajmił Reita. Ten koleś czyta mi w myślach?
 - Ahaa... I co ja mam do tego? - spytałem ostrożnie. Lepiej nie robić sobie nadziei, żeby się później nie załamać. Chłopak o imieniu Aoi uderzył się otwartą dłonią w czoło. Suzuki jednak stał niewzruszony moją postawą.
 - Ty nim zostaniesz. Jeśli oczywiście umiesz śpiewać. - dodał prowokując mnie do powiedzenia czegoś, czego nigdy wcześniej nie powiedziałbym obcemu kolesiowi:
 - Jeszcze zobaczysz co umiem. - burknąłem nieco obrażony. Blondyn znów potargał mi włosy. Nie musiałem nawet patrzeć w lustro, żeby być świadomym nieładu na mojej głowie.
 - Chodźmy do sali prób. Damy mu tekst jednej piosenki, on go przećwiczy i zaśpiewa. - zaproponował Kai. Jego pomysł spotkał się z aprobatą.
  Kiedy doszliśmy, chłopak otworzył drzwi kluczem, który miał zawieszony na szyi. Zauważyłem, że reszta też ma takie kluczyki. Reita i Uruha mieli bransoletki, Kai i Aoi łańcuszki. Ciekawy sposób na trzymanie kluczy, nie powiem...
 - Tu masz tekst do "Damashi". Spisz się! - Aoi poklepał mnie po ramieniu. Przeczytałem tekst. Specjalnie trudny to on nie był. Pokazali mi jak to ma brzmieć. Zaczęli grać, a ja się wczułem i wyszło, jak wyszło.
 - Łał... - tylko tyle wyszło z ust Aoi'a i Uruhy. Kai był zadowolony, a Reita nie powiedział nic. Tylko się uśmiechał. Co z nim jest nie tak?
 - Eee... I jak? - spytałem.
 - Witamy w zespole! - oznajmił Kai.

*Reita*

      Po prostu wiedziałem, że ten karzełek ma w sobie to coś! Wzrost nadrabia świetnym głosem. No i ładniutki jest. Kogoś takiego nam w zespole brakowało. Szczególnie teraz, kiedy wreszcie pozbyliśmy się Yune. W dodatku, nie wiem dlaczego, ale patrząc na tego całego Ruki'ego po prostu nie mogę przestać się uśmiechać. Jest... no nie wiem... śliczny? No dobra Rei, ogarnij się debilu, bo zaczynasz pieprzyć jakieś głupoty!
 - Reita? Co ty o tym sądzisz? Może dołączyć? - spytał mnie Kai.
 - No przecież! Gdybym myślał, że się nie nadaje to bym go nie przyprowadzał, no nie? - oburzyłem się. Zwątpił w moje zdolności? Ja potrafię zobaczyć na pierwszy rzut oka czy ktoś ma "to coś".
 - Oj, już dobrze! Tylko się na mnie nie obrażaj, bo lepszego basisty nie znajdziemy! - zaśmiał się nasz liderek. No tak, on wiedział co powiedzieć. Ruki za to przyglądał się tej dziwnej wymianie zdań z zaciekawionym wyrazem twarzy. No nie dziwię się temu małemu blondynkowi. Nasze rozmowy są "interesujące".
 - W każdym razie... - zacząłem, ale Kai (oczywiście) musiał mi przerwać.
 - Mam coś dla nowego członka zespołu. - wyciągnął z kieszeni mały, srebrny kluczyk - Proszę bardzo, właśnie jesteś częścią The GazettE.
Ruki ślicznie się uśmiechnął w odpowiedzi. (Mówiłem już, że jest uroczy?)
 - No, to co? - Uruha uśmiechnął się podstępnie. Wiedziałem co zaraz powie. - Idziemy to oblać?
Kai wykonał słynny "facepalm".
 - Ty zawsze znajdziesz jakiś powód do picia, nie? - mruknął, ale i tak poszedł z nami.
     
*Ruki*

        Ci kolesie coraz bardziej mi się podobali. Uruha, który potrafił pić za wszystko, Aoi, który ciągle musiał go pilnować, Kai, który próbował ogarnąć ich wszystkich, ale marnie mu to wychodziło i Reita, który ma na nosie jakąś szmatę. W sumie nawet nie pytałem dlaczego ją nosi. Nie ma nosa? A może ma brzydki? Albo po prostu tak lubi...? Kto go tam wie! Ten chłopak to istna zagadka. Słyszałem od Aoi'a, że w szkole wyrobił sobie opinię kogoś z kim lepiej nie zaczynać. Ludzie wolą omijać go szerokim łukiem niż mieć go za wroga. To wina tej białej szmatki? Nie wiem. Aoi też nie bardzo chciał mówić. Powiedział, że kiedy Reita mi zaufa, sam wytłumaczy. Chociaż to właściwie wyjaśnia reakcję tamtych gości sprzed bramy szkoły. Bali się go chociaż nie chcieli tego zbytnio pokazywać. Czuję jednak, że tamci jeszcze ze mną nie skończyli.
 - RUKI! - z zamyślenia wyrwał mnie Reita, który przyciągnął mnie do siebie. Po chwili zorientowałem się, że gdyby mnie nie złapał, leżałbym teraz pod kołami nadjeżdżającego tira. Zrobiłem się cały czerwony na twarzy. Powody były dwa: a) omal nie zginąłem przez zamyślenie o nosie Reity; b) Suzuki trzymał mnie w swoich ramionach. Cały się trzęsłem. Nie potrafiłem wykrztusić słowa. Jednak podejrzewam, że Akira też to przeżywał. Może powodem było to, że na mnie nawrzeszczał jak wariat:
 - TAKANORI! ZWARIOWAŁEŚ?! PATRZ GDZIE IDZIESZ! OMAL NIE ZGINĄŁEŚ, IDIOTO!
W oczach zebrały mi się łzy. Schowałem twarz w jego klatkę piersiową. Zajebiście Ruki, zajebiście. Rozrycz się jeszcze na oczach innych jak jakiś mięczak. Po prostu super... Nie rozumiem dlaczego wtedy nie odepchnąłem od siebie tego impulsywnego blondyna. Może dlatego, że trzymał mnie tak mocno? Albo po prostu nie chciałem go odpychać, potrzebowałem czyjegoś ciepła?
 - P-przepraszam... j-ja n-n-nie wiem d-dlacz-czeg-go... - urwałem nie mogąc powiedzieć nic więcej.
 - Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem się na ciebie drzeć. Wybacz mi. - oznajmił Reita. Po chwili podeszła do nas reszta.
 - Wszystko w porządku mały? - spytał Kai. Byłem w takim szoku, że nawet odpuściłem mu nazwanie mnie "małym". Nienawidziłem tego, ale nie mogłem nic powiedzieć. Uruha i Aoi patrzyli na mnie również będąc przestraszeni. Tylko Reita nie wyglądał na przestraszonego ani zszokowanego. Po prostu mnie przytulał i uspokajał mówiąc, że "wszystko będzie dobrze". Cholera, zrobiłem z siebie sierotę! Kai zaproponował, żebyśmy dzisiaj odpuścili sobie picie. Jednak ja nie chciałem im zepsuć zabawy. Już wystarczy, że zrobiłem z siebie idiotę, który nie patrzy gdzie idzie.
 - Nic mi nie jest. Przecież Reita mnie uratował. - oznajmiłem starając się brzmieć jak najnaturalniej. Mimowolnie głos odrobinę mi drżał.
 - Na pewno...? - Kai przyglądał mi się podejrzliwie. W końcu jednak odpuścił. - Ciesz się i raduj Uru, idziemy pić!
 - Jeej! - wrzasnął tamten. Reita i Aoi pokręcili głowami z dezaprobatą, a ja zachichotałem.
 - No, to skoro wszyscy się cieszą i radują, to mam propozycję - idziemy? - wtrącił Aoi. Po chwili zgodnie ruszyliśmy w stronę pubu.
        Na miejscu, po wzniesieniu toastu i półgodzinnym świętowaniu, Kai zauważył swojego kolegę z podstawówki. Oznajmił, że idzie porozmawiać i jak poszedł, tak już nie wrócił. Natomiast Uruha po kilku piwach był już nieźle upity. Aoi trzymał go i próbował uspokoić, bo ten zaczynał śpiewać "Jo ma ha, jo ma soł". Reita również trochę wypił, ale dalej dzielnie utrzymywał, że nie jest pijany. Jednak po chwili uległ i dołączył do śpiewającego Uruhy. Przyznam, że miałem z nich ubaw. Aż żałuję, że nie nagrałem ich pijackich zachowań. A najciekawsze było dopiero przed nami.
 - Dobra, idziemy, bo jeszcze trochę i zaczną zaczepiać ludzi. A tego nie chcemy. - oznajmił Aoi.
 - Taa... a co z Kai'em? - spytałem.
 - Spotkał swojego kumpla. Jak widać na załączonym obrazku, nie jesteśmy mu do szczęścia potrzebni. - wskazał ruchem głowy na postaci za mną. Przytulali się i śmiali.
 - Ale gdzie ich zabierzemy? - spytałem z niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy.
 - Nie wiem... Gdzieś gdzie najbliżej... Do Reity. Jego starych nie ma w domu, więc nie będzie problemu. - mówiąc to podniósł się dalej trzymając Uruhę. Zrobiłem to samo z Suzukim. Powoli, starając się przytrzymać "naszych pijaków" wyszliśmy z pubu i powędrowaliśmy ulicą do domu opierającego się o mnie chłopaka.
 - Wyjmij mu klucz z kieszeni. Jest pewnie w prawej. - oznajmił Aoi. Muszę powiedzieć, że miałem ochotę się pacnąć w łeb na myśl o głupocie blondyna trzymającego klucz od domu w kieszeniach spodni, jednak mając na uwadze to, że jedną ręką go trzymałem, a drugą szukałem klucza, było to niemożliwe. Sięgając do jego kieszeni (która była z drugiej strony niż ja) musiałem się nieźle nagimnastykować. Czułem na sobie oddech pachnący alkoholem. Czułem jak ciepło zalewa moje policzki. Na szczęście było ciemno, a ja miałem na twarzy lekki makijaż, który skutecznie maskował czerwone plamki na twarzy. Wreszcie wyciągnąłem ten nieszczęsny klucz. Miałem już po dziurki w nosie śpiewanej przez Uruhę ballady. Weszliśmy do środka, zamknęliśmy drzwi i od razu posadziliśmy pijaną dwójkę na kanapie.
  - Pszczółka Maja sobie lata, ooo! Zbiera nektar gdzieś na fiatach! - śpiewał Uru. Kiedy ja zastanawiałem się o co chodzi mu z tymi "fiatami" wtrącił się Reita:
  - To były *czkawka* kwiaty kretynie *czkawka*! Kwia *czkawka* ty! - wrzasnął. Zaśmiałem się cicho. Niestetu słyszał - I co sie śmiejesz, hyy?! Znamy się w ogóle? - zachwiał się, ale podszedł do mnie. Uwiesił się na moim ramieniu. Jego twarz była kilka centymetrów od mojej, więc wyraźnie czułem zapach alkoholu.
 - Ja się śmiałem? Oj, coś wymyślasz. Kładź się lepiej spać! - mruknąłem odsuwając go od siebie.
 - Tak jest mamusiu... - odpowiedział i położył sie na stole. Aoi wyglądał jakby zaczął się modlić.
 - Niech to się wreszcie skończy, niech to się skończy... - jęczał. Położyłem u dłoń na ramieniu.
 - Spokojnie. Przecież nie pierwszy raz się upili, nie? Chwilę pośpiewają, pogadają i im przejdzie. - oznjamiłem próbując go pocieszyć. Aoi spojrzał na mnie przerażony.
 - Biedaku! To ty nie wiesz do czego oni są zdolni po pijaku! - jęknął. Jak na zawołanie Uruha wstał i wlazł na stół stając przy okazji na Reicie. Zdeptany Suzuki poruszył się zwalając tamtego debila. Po tym jak nasz gitarzysta spadł zaczęli się śmiać. Na pewno mieli z czego, nie powiem... W tamtym momencie zauważyłem, że Aoi odsunął się od nich i był na drugim końcu pokoju. Zauważył, że się odwróciłem, więc pokazał mi gestem ręki, że mam podejść co posłusznie zrobiłem (ach, zrobiłem się zbyt uległy). Kiedy byłem tuż obok niego, pociągnął mnie za rękaw i poleciałem na podłogę.
 - Ciii...! Patrz na nich uważnie i nic nie rób! Żadnych gwałtownych ruchów! - poinstruował mnie. Zachichotałem. Czułem się jak ci obserwatorzy zwierząt na Animal Planet. Chociaż oni trochę zachwywali się jak zwierzęta... Mimo wszystko, patrzyłem na nich ledwo powstrzymując śmiech.
 - ReeeeeeeiReeeeeeeeei! - jęknął Uruha - A ty mnie kochasz, czy ty mnie już nie kochasz?
 - Nieee wieeem! - odpowiedział tamten - Weź mnie zostaw, bo śmierdzisz!
 - Jaaa? Sam się powąchaj! *czkawka*
Reita uderzył go w ramię z pięści. Oczywiście na tyle mocno, na ile było stać porządnie nawalonego człowieka.
 - Nieee bij mnieee! - wrzasnął Uruha, aż zabolały mnie bębenki. - Mam ci walnąć...?
 - A róbta co chceta! Ja na ciebie nawet nie patrzę prostaku!
Wtedy Uruha uderzył jego. Wyglądali tak komicznie, że po prostu nie wytrzymałem i wyciągnąłem telefon.
 - Nagram ich. - oznajmiłem w odpowiedzi na pytający wzrok Aoi'a. Ten przytaknął mi.
 - Niech wiedzą jak wyglądają, gdy są wstawieni. - oznajmił. Tamci dwaj oczywiście nic nie wiedzieli o "ukrytej kamerze".
 - Dlaczego mnie już nie kochasz Aoi?! - jęknął Uruha w kierunku Reity. Parskąłem śmiechem w ostatniej chwili zasłaniając usta reką. Nie usłyszeli na całe szczęście. Aoi był cały blady. Poklepałem go po ramieniu.
 - Ja nie jestem Aoi, durniu! Jestem Reita! Wspaniały Reita-sama! Kłaniaj mi się! - po czym blondyn wstał i od razu powrócił do siadu nie mogąc złapać równowagi.
 - Idź lepiej do tego swojego Ruuuukiegooo, którego dzisiaj przypro *czkawka* wadziłeś!
W tamtym momencie to ja zbladłem. Więc sumując obaj z Aoi'em byliśmy bladzi.
 - A co ty *czkawka* niby wiesz...? - burknął Reita.
 - Ja? *czkawka* Ja wiem baaardzo dużo! Wiem, że jesteś bi! I ja też! I wszyscy na świecie to pierdolone pedały! - wrzasnął i się zaśmiał jak wariat. Na jego słowa wzdrygnąłem się. Reita jest bi? To prawda czy tylko pijackie pierdoły?
 - Nie praaawdaaa! Kai chyba heteroooo jest!
 - Cioooo? - krzyknął Uruha - Zaśpiewajmy!
I po chwili razem śpiewali "Kółko graniaste". Po pół godzinie śpiewania zmęczyli się i zasnęli, a ja i Aoi mogliśmy odetchnąć z ulgą.

sobota, 8 grudnia 2012

"Miłość to choroba" - Rozdział 1

     Tak jak obiecałam - piszę również opowiadanie "nie yaoi" dla osób, które tego gatunku po prostu nie trawią. Mam nadzieję, że się spodoba. (Jeśli ktoś to oczywiście czyta, bo jak nie to trudno...)

         - Cholera! To nie tak miało być! - krzyknęłam prosto do mojego telefonu. Sylwia, która aktualnie stała obok mnie, podskoczyła ze strachu.
  - Dziewczyno! Ogarnij się, bo ludzie patrzą!
Rzeczywiście. Jak się rozejrzałam to zauważyłam, że ponad połowa ludzi w sklepie patrzy właśnie na nas. Nie ma to jak wypad do galerii handlowej z przyjaciółkami... Wszystko było w porządku dopóki nie przyszedł ten sms...

   
             "Od: Rodzicielka

                     Cześć kochanie, wybacz, że nie odbierałam. Z tatą musimy jechać po
                     Weronikę na lotnisko, więc zajmiesz się nią jak wrócimy, ok?
                     Kocham Cię! :)"


Świetnie! Po prostu doskonale! O niczym innym nie marzę, tylko opiece nad dwa lata młodszą kuzynką. Bosko. Nieźle mnie urządzili. A jutro miała być impreza u Daniela i co? Nie mogę iść albo muszę wziąć ze sobą mój "balast". Tak sobie rozmyślałam, kiedy nagle wróciły Karolina i Monika.
 - Co ci jest? - spytała pierwsza.
 - Mama właśnie wysłała mi sms'a. Przyjeżdża moja młodsza kuzynka. Będę musiała się nią zająć. Innymi słowy nici z imprezy... - mruknęłam.
Wtedy odezwała się Monika.
 - Przecież możesz wziąć ją ze sobą, nie? - oznajmiła jakby nigdy nic. Dla niej to takie łatwe, ale nie dla mnie! Przecież mówimy o zakochanej w modzie, dodatkach i zarozumiałej Weronice. Ona jest nie do wytrzymania! Pogrąży mnie tylko. A ten jej egoizm powala na kolana. Tak samo jak jej docinki: "Twoje włosy nie błyszczą tak jak moje!", "Weź się odczep, a nie się czepiasz!" i inne równie genialne odzywki.
 - Nie znasz jej? Moniaa, wiesz jak to będzie... - specjalnie przedłużyłam ostatnią głoskę w jej imieniu. Monika jest z nas najodpowiedzialniejsza, co znaczyło tyle, że jest kimś w rodzaju "lidera". Nie, no dobra przesadziłam, ale w każdym razie to ona najczęściej podejmuje decyzje i pomaga nam w rozwiązywaniu problemów. Ja za to nie dość, że jestem najniższa (151 cm wzrostu -,-), to jeszcze w dodatku zawsze zachowuję się jak dziecko przez co wyrobiłam sobie opinię dziecinnej i uroczej. Dziewczęca właściwie też specjalnie nie jestem. Zawsze w rurkach, bluzie i trampkach. Jeżdżę na desce i tańczę. O tak, to ostatnie kocham nad życie. I nic mi tego nie odbierze, nawet ta głupia Weronisia!
 - Oj przesadzasz Misia. - Sylwia objęła mnie ramieniem. One wszystkie mnie tak nazywają. W sumie przyzwyczaiłam się już. Nawet to polubiłam. Tylko moje przyjaciółki mają prawo tak do mnie mówić. Są mi bliższe niż rodzina.
 - Nie przesadzam, tylko taka prawda! Zakochana w sobie i ciuchach lafirynda z bluzką do pępka i paskiem zamiast spódniczki przyjeżdża dzisiaj, a ja chciałam iść jutro na imprezę! I co ja biedna mam zrobić? - jęczałam. Na twarzy Karoliny zagościł wredny uśmieszek.
 - A może po prostu jesteś zazdrosna, bo ona wygląda na starszą od ciebie? No... i jest wyższa...
Po prostu myślałam, że się na nią rzucę! Ja?! Zazdrosna?! O tego paszczura?! Pff... jeszcze czego. Wolę być słodkim kurduplem niż wymalowanym olbrzymem. Właściwie jedno przyznać jej musiałam - jest wyższa. I to o wiele. Ma ok. 174 cm, a ma dopiero czternaście lat! Ja mam szesnaście i jestem niższa o ponad dwadzieścia centymetrów! I gdzie tu ta wspaniała, Boska Sprawiedliwość, o której te wszystkie mochery mówią? No gdzie?
 - Misia! Misia! MICHALINA! - wrzasnęła moja przyjaciółka potrząsając mną. Chyba na długo odpłynęłam. Wtedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. "Baby-nege banhaebeorin naege wae irae..." (SHINee - Ring Ding Dong).  Sylwia zrobiła tzw. "facepalm", a Karolina i Monika udały, że mnie nie znają. Odebrałam.
 - Halo?
 - Cześć słodziutka! - usłyszałam po drugiej stronie telefonu. Znałam ten piskliwy głosik, aż za dobrze.
 - Weronika? A skąd ty wytrzasnęłaś mój numer? Od kogo? - byłam zła. Ktokolwiek dał jej mój numer umrze w męczarniach o jakich nigdy nikomu się nie śniło.
 - A to akurat nie jest teraz najważniejsze. Wiesz, że za chwilę będę u ciebie w domu? Mam nadzieję, że się przygotowałaś. No i słyszałam, że jutro jest jakaś imprezka. Pamiętaj, że idę z tobą! Ciekawe jakie ciacha tam...
Postanowiłam jej przerwać:
 - Niech ja się dowiem, że znów czytałaś moje notatniki! Będziesz żałować do końca twojej egzystencji!  - warknęłam do telefonu. Nie moja wina! Jestem impulsywna i działam pod wpływem chwili. W przeciwieństwie do pustaka po drugiej stronie telefonu.
 - Dobrze, dobrze. Nie tknę nic! Słowo harcerki! A teraz mi powiedz co to jest ten cały j-rock, bo mam chłopaka i on się tym interesuje, a ja nic nie rozumiem jak on do mnie mówi. 
Ona ma chłopaka?! I on jeszcze w dodatku interesuje się azjatycką muzyką?! Skąd ona go wzięła? I najważniejsze - co on w niej zobaczył? Naprawdę, ona mnie coraz bardziej zaskakuje...
- A czytać umiesz? To wujek Google ci powie! Ja nie mam zamiaru dłużej rozmawiać z kimś kogo poziom inteligencji jest porównywany do temperatury na Alasce. Bye, bye!
Rozłączyłam się. Przyjaciółki patrzyły na mnie zdziwione.
 - Skąd ona ma twój numer? - spytała Sylwia.
 - Nie mam bladego pojęcia. I nie obchodzi mnie to. Wytrzymam z nią najwyżej dwa tygodnie. Później jeśli sama nie będzie chciała pojechać to wywiozę ją siłą. - mruknęłam. Monika potargała moje włosy.
 - Wszystko będzie dobrze. Masz nas! Pomożemy ci z tą lafiryndą. - oznajmiła. Na poprawę humoru poszłyśmy do lodziarni, a następnie pojechałam do domu.


No. To na tyle. Jak coś to piszcie! Proszę o obiektywne komentarze! ^^

[YAOI] "My heart is yours..." - Rozdział 1

          Heejka! Tym rozdziałem zacznę moje pierwsze opowiadanie wieloczęściowe na tym blogu. Jeśli ktoś nie zauważył pierwszego słowa w tytule to zaznaczam - to jest yaoi, więc jak nie lubisz tego gatunku lub zwyczajnie jesteś homofobem to lepiej nie czytaj. Niedługo (może jutro) wstawię opowiadanie hetero, więc warto poczekać. ^^ A na razie zapraszam do lektury!

     *Ruki*

               Obudziłem się dość wcześnie jak na mnie. Szczerze mówiąc byłem zaskoczony, że mama się do mnie nie dobija krzycząc: "Takanori! Wstawaj wreszcie, bo spóźnisz się do nowej szkoły!"
    Właśnie. Dzisiaj szedłem pierwszy dzień do nowej budy. Zajebiście. Znowu się zacznie. Z powodu mojego niskiego wzrostu i zamiłowania do stylu visual kei zawsze byłem prześladowany przez kolegów. Jakiś czas temu zostałem pobity przez jednego z prześladowców - syna dyrektora naszej szkoły. Ten oczywiście mówił, że ja go zaatakowałem. Jakby tego było mało, wcisnął swojemu staremu kit, że chciałem go zgwałcić! Tego jeszcze brakowało! Ja miałbym coś zrobić temu pasztetowi? Obchodził mnie on tyle co zeszłoroczny śnieg. Jednak to, jakiego ma ojca i fakt, że jestem gejem sprawił, że wywalono mnie ze szkoły za "próbę gwałtu i pobicie na koledze". Jeszcze kazali mi dziękować za to, że nie zgłosili tego na policję! Ha! Dobre sobie! Oczywiście. Cholernie im dziękuję za zrujnowanie mi życia. Mieszkaliśmy w małym mieście, więc informacja o moim "wybryku" szybko się rozniosła. Ludzie patrzyli na mnie bykiem, zniesmaczeni albo przestraszeni. Moi rodzice mieli problemy w pracy. Te czynniki sprawiły, że przeprowadziliśmy się do Tokio. Wielkie (mało powiedziane) miasto, ciągłe korki, tłumy... Wylądowałem na progu piekła. Tutaj przynajmniej nie rzucałem się w oczy. Na każdym kroku można było spotkać wielu "dziwnych" ludzi. A jeszcze moja szkoła ma być dość duża, więc może nie będzie tak źle?
          Ubrałem się w czerwone, podarte rurki obwieszone łańcuszkami, czarną koszulkę, glany i czarną, skórzaną kamizelkę z ćwiekami. Włosy potraktowałem lakierem. Po tej czynności nałożyłem makijaż. Niezbyt wyzywający, ale dostatecznie mocny, aby samym wyglądem mówić "Odpierdol się ode mnie, bo jestem psycholem." Przynajmniej tak myśli moja siostra Ayaka. Ta laska nie jest ani homofobem, ani nietolerancyjna. Po prostu się ze mnie śmieje. Wbrew pozorom potrafimy się dogadywać. Ona jest ode mnie starsza, więc jak to mówi "wie lepiej" co dobre dla mnie. Pomagała mi wybrać chłopaka. I owszem - był niezły, ale tylko na chwilę. Nie mógłbym z nim chodzić dłużej niż dwa miesiące.
     Kiedy zszedłem na dół mama właśnie robiła śniadanie. Spojrzała na mnie z uśmiechem (z resztą dziwna kobieta, naprawdę...) i podała mi miseczkę z ryżem. Po chwili do pokoju wszedł ojciec. Zmierzył mnie wzrokiem nie kryjąc obrzydzenia. I oczywiście nie szczędząc komentarza w swoim stylu:
 - Nie dość, że jest gejem, to jeszcze wygląda jak pedał.
Wstałem i wyszedłem z pokoju. Jakbym został to pewnie zauważyłby moje poruszenie. A tego nie chciałem. Wolałem, żeby myślał o mnie jako o pozbawionym uczuć. To był rodzaj mojej obrony. Stałem się taki cztery lata temu, kiedy przez koleżankę chciałem popełnić samobójstwo, więc zamknąłem się w łazience i pociąłem żyletką (jakże oryginalne, nie powiem). Spędziłem wtedy tydzień w szpitalu na badaniach i rozmowach z psychologiem. Ten stwierdził, że nie da się nic ze mną zrobić, więc wypisali mnie do domu. Cieszyłem się z tego, bo miałem dość siedzenia w tym przesączonym śmiercią i depresją budynku. Wcześniej nie byłem taki. Nie licząc tego, że zawsze lubiłem visual kei, byłem roześmianym, dziecinnym kolesiem. Wszędzie mnie było pełno. Optymista. Teraz taki nie jestem. Bałem się? Owszem. Bałem się, że ktoś mnie wykorzysta. Teraz strach zastąpiła obojętność. Mając w dupie co myślą inni łatwiej przetrwać.
   Wziąłem torbę i wyszedłem z domu. Poczułem powiew powierza na swojej twarzy. Była wiosna. Taka urocza, wesoła, optymistyczna pora roku. Jak ja kiedyś. Szedłem chodnikiem czując zapach kwiatów. No tak. Ogrody. Mieli je wszyscy nasi sąsiedzi (nawet my). Włożyłem słuchawki do uszu i puściłem muzykę na full. Spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze godzinę. Skręciłem w bok i wylądowałem w czymś co przypominało park. Jednak taki bardziej zapuszczony. Zapaliłem papierosa. Przez chwilę zapomniałem o problemach. Po pół godzinie wyrzuciłem peta i zacząłem iść znów w stronę szkoły. Skończyło się na tym, że byłem dziesięć minut wcześniej. Poszedłem pod salę. Byłem drugoklasistą. Mimo to wyglądałem na pierwszaka (ach, te matczyne geny!), więc inni patrzyli na mnie szepcząc: "Nie za młody?", "Jak on wygląda?", "Chyba pomylił klasy...". Ignorowałem to jednak. Nauczyłem się olewać wszystko co mówią ludzie na około. Wreszcie usłyszałem dzwonek. Wszedłem do sali wraz z nauczycielem.
 - Poznajcie nowego kolegę. Przedstaw się.
Niechętnie omiotłem spojrzeniem klasę. Grzywka nieznośnie opadała mi na oczy. Odgarnąłem ją trochę.
 - Jestem Ruki.
W sali zaczęły się szepty. Znów olałem. Niech sobie myślą co chcą. Nauczyciel podał mi kredę.
 - Ciekawe masz imię chłopcze. Napisz je na tablicy.
Zrobiłem co kazał wcześniej w myślach wykonując tzw. "facepalma". Ten facet serio był taki naiwny czy tylko udawał? Nazywam się Matsumoto Takanori, a "Ruki" to tylko mój pseudonim. No, ale cóż. Jednym Bozia dała wzrost innym rozum (od aut. całkowicie się zgadzam! mali ludzie rządzą! mam 151 cm wzrostu... -,-).
 - No dobrze. Usiądź tam z tyłu.
Wykonałem polecenie nauczyciela. Gdybym jeszcze tylko skupił się na lekcji to może facet by mnie polubił. Ale nie! Ja pisałem na kartce tekst nowej piosenki. Lubiłem to robić. Przenosiłem się do innego świata i wszystko co widzę przelewałem na papier.
         Po lekcjach miałem zamiar iść do domu. Niestety udaremnił mi to jakiś chłopak w dresie i jego koledzy. Zaczepił mnie w bramie szkoły. Zaczęło się.
 - Siemasz lala! Z takim makijażem to do cyrku ślicznotko! Jednak mimo to seksowna jesteś...
Jeden z jego kumpli zaczął mnie obmacywać. Odepchnąłem go i chciałem iść, ale wtedy dwóch innych złapało mnie za ręce. Czy oni chcieli mnie zgwałcić w bramie? Tego się nie dowiem (nie żeby mi zależało). Po chwili poczułem jak dłonie zaciskające się na moich ramionach puszczają i upadłem na ziemię. Usłyszałem syk bólu.
 - O kurwa. Nie wiedzieliśmy, że to twój kumpel! Myśleliśmy, że to jakiś obcy pedał. Już nas tu nie ma! - oznajmił "lider" bandy i ulotnił się, a za nim jego koledzy. Chłopak pochylił się nade mną. Na jego widok nie potrafiłem zrobić nic innego prócz otworzenia szeroko ust. Był ubrany podobnie do mnie, tylko miał czarne rurki i białą kamizelkę, a do tego czarne trampki. Jednak nie to było najdziwniejsze. Na nosie miał zawiązaną białą bandanę. Na widok mojej miny roześmiał się.
 - Co ci jest? Zamknij te usta, bo coś ci w nie wpadnie!
Pomógł mi wstać, a ja zrobiłem się czerwony na twarzy.
 - Dzięki.
 - Jestem Suzuki Akira, ale mów mi Reita.
Złapałem na chwilę zawiechę wpatrując się w swojego "wybawcę". Był cholernie seksowny. W końcu postanowiłem się odezwać:
 - Matsumoto Takanori. Ruki. - wydukałem. W myślach znów pacnąłem się w łeb. Brawo kretynie! Dukaj, jąkaj się i mów o jednorożcach! Na pewno uzna cię za normalnego!
Chłopak roześmiał się.
 - Uroczy jesteś.
Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Zgarnął mnie ramieniem. Co się stało z zimnym i niedostępnym mną?
 - Poznasz moich kumpli. Polubią cię.
I mając minę jak jakiś przyjeb poszedłem posłusznie z nowym znajomym, o którym nie wiedziałem nic.

Dzisiaj tak krótko. Następnym razem napiszę więcej! ^^ Jeśli oczywiście ktoś to przeczyta... -,-

piątek, 7 grudnia 2012

Na początek...

            ...chcę wspomnieć, że nie jest to mój jedyny blog. Mam też bloga, na którym piszę opowiadania, które dotyczą jedynie zespołu SHINee. Dlatego właśnie założyłam tego bloga. Słucham różnej muzyki i nie uważam się do końca za yaoistkę (wszędzie gejów nie widzę ^^), więc postanowiłam założyć następnego bloga, na którym znajdą się różne, najróżniejsze opowiadania. Jeśli komuś nie odpowiada tematyka tzw. "boys love" to będę tu pisać również opo. hetero. Tak więc... zapraszam na mojego bloga:
                                                  
                                                    shineeyaoistories.blogspot.com

                                                    kobietanamarsie.blogspot.com

Tego drugiego bloga prowadzę z pewną "Móchą" (tak, tak wspomniałam o Tobie owadzie wyrośnięty!).  No... to by było na tyle... Zapraszam do czytania!

                                                                                                                        N.N. ; **