poniedziałek, 4 lutego 2013

"Miłość to choroba" - Rozdział 4

            Siemaaa! Wracam z nowym rozdziałem opowiadania o Misi i reszcie, i tym, i owym... Nie będę przedłużać, bo te wstępy to mało kto czyta. ^^ Jeszcze raz zachęcam do komentowania i czytania! ;)

                    ************************************************************

   
                Poranne wstawanie nigdy nie było dla mnie takie ciężkie. Matka oczywiście nic jeszcze nie wie. Jak miałbym jej to powiedzieć? "Hej mamo! Wczoraj jakiś koleś próbował mnie zgwałcić! Ale nic mi nie jest, bo Keiji mnie uratował i dał kolesiowi w mordę, więc nie martw się." - brzmi żałośnie. Dlatego właśnie postanowiłam całą prawdę ukryć. Mama żyje w przekonaniu, że "zbytnio zabalowałam" i nie dałam rady wrócić do domu wcześniej. Lepiej, żeby tak myślała. Gdyby znała prawdę, nie puściłaby mnie nigdy na żadną imprezę do czterdziestki.

           Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Keiji'ego. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
 - Cześć! - przywitałam się i szybko wciągnęłam na nogi trampki. Po chwili już byliśmy w drodze do szkoły.
Pół drogi żadne z nas się nie odezwało. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Dopiero w połowie drogi Kei zaczął rozmowę:
 - I jak się trzymasz? - spytał.
 - Dobrze. Chociaż w sumie mogłoby być lepiej. - wymusiłam uśmiech. Zauważył, że ten gest nie był szczery.
 - Nie okłamuj mnie. Możesz mi zaufać. Więc? Jak tam?
Westchnęłam cicho.
 - Wiedziałam, że zauważysz. Próbuję się jakoś pozbierać, ale kiedy zasypiam mam przed oczami jego twarz. Ten pewny siebie uśmiech i...
Nie dokończyłam, bo Kei zatrzymał się i mocno przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
 - Misia - szepnął - nie wiem co mam zrobić, żebyś zapomniała. W tym kierunku chyba nic nie dam rady zdziałać. Jednak wiedz, że jeśli tylko go spotkam...
 - Nie zaczepiaj go! Proszę cię! Ja nie chcę problemów. - przerwałam mu. Nie odpowiedział. Wiedziałam, że jego trudno wyprowadzić z równowagi, więc byłam pewna, że nie rzuci się na tamtego kolesia jak tylko go zobaczy. Nagle usłyszałam za sobą głos:
 - Hej, gołąbeczki! Nie tulać się tak przed samą szkołą. Będziecie się jeszcze widzieć.
 - Cześć Monia! - uśmiechnęłam się do przyjaciółki nie odrywając się od Keiji'ego.
 - Możesz mnie puścić jeśli chcesz. - powiedział chłopak.
 - Ale ja nie chcę. Cieplutko mi. - mruknęłam. Kei zaśmiał się i odsunął mnie delikatnie od siebie. Poczułam się zawiedziona, ale starałam się tego po sobie nie pokazać. Ten nagle przykucnął i parsknął jak koń. Wraz z Moniką nie mogłyśmy się powstrzymać i wybuchłyśmy głośnym śmiechem. Szybko wskoczyłam Keiji'emu na plecy.
 - Czyżbyśmy usłyszały dźwięczny śmiech Misi? Czy nam się wydawało? - usłyszałam obok. Przy Monice stały Sylwia i Karolina. Wszystkie trzy były wyraźnie zadowolone z tego co widzą jak również z tego, że znów się śmieję. Wytknęłam do nich język.
 - Nie będę się tym skurwielem martwić całe życie! - burknęłam i przylgnęłam mocniej do pleców przyjaciela.
 - No wiesz, ale od wczoraj wyglądałaś jak wrak człowieka... chwila! Ty bluznęłaś? Mała przeklęła?! - pisnęła Monia. Zakryłam dłonią usta.
 - Ups... chyba mi się wymsknęło.
 - Nieładnie! - Sylwia pogroziła mi palcem - Takie słowa u młodej damy!
Spuściłam głowę w miarę możliwości oraz udając smutek mruknęłam:
 - Psieplasiam...
Karolina potargała mi włosy i ruszyliśmy do szkoły. Ja na plecach Kei'a oczywiście.

       Na korytarzu Keiji postawił mnie na ziemi. W podziękowaniu dałam mu szybkiego buziaka w policzek. Dziwnie się przy tym poczułam, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież zawsze tak robiłam, więc to było bez sensu. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele robią takie rzeczy. Widać ostatnie wydarzenia musiały mnie zmienić... Przecież nie powinnam się rumienić przy własnym kumplu!
 - Ej? Misia...? Słuchasz czy nie słuchasz? - Karolina dźgała mnie palcem w policzek. Najwidoczniej na długo musiałam odlecieć.
 - Długo byłam nieobecna? - spytałam.
 - No. Już jest po dzwonku. Keiji poszedł już w swoją stronę i kazał ci przekazać, że poczeka na ciebie po szkole. A my jesteśmy już spóźnione na polski. - oznajmiła jednym tchem.
 - To czemu nie idziemy? - spytałam głosem "głupiej blondynki" i zaczęłam iść w stronę klasy. Usłyszałam za sobą chichot dziewczyn i ich przyspieszone kroki.

        Po lekcjach wyszłam ze szkoły i rozejrzałam się wokół. Szukałam wzrokiem Keiji'ego, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Spóźnia się? - pomyślałam i powoli zaczęłam iść w stronę bramy. Jeszcze raz rozejrzałam się za przyjacielem. Nigdzie go nie zobaczyłam, a nie chciało mi się czekać, więc ruszyłam przed siebie. Nagle usłyszałam śmiech dochodzący od strony szkolnego boiska. Znałam ten głos. Niepewnie zerknęłam w tamtą stronę. ON tam stał. Nie Keiji. Sebastian. Stał i się śmiał jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nagle mnie zauważył. Uśmiechnął się podle i zaczął iść w moim kierunku poprzednio szepcząc coś do kolegów. Spanikowałam. Nie wiedziałam co robić. Uciekać czy stawić czoła swojemu lękowi? W końcu jesteśmy na terenie szkoły, więc nie może nic mi zrobić. Był coraz bliżej. Zostały mi dosłownie sekundy na zastanowienie co robić dalej. Stałam i patrzyłam jak w moim kierunku idzie mój najgorszy koszmar. Nogi miałam jak z waty i nerwowo gryzłam wargę. Widząc moje zdenerwowanie przyspieszył. Po chwili stał już obok mnie.
 - Witaj misiaczku. Jak ci życie mija? Wiesz, że przez twojego koleżkę mam rękę złamaną? Cała moja kariera sportowa wisi na włosku! - warknął. Stał na tyle blisko, że czułam jak mu śmierdziało z ust. Dopiero po jego słowach zauważyłam, że ma rękę w gipsie. Chciałam coś odpyskować, ale nie byłam w stanie wydusić słowa. Powoli zaczynało mi brakować powietrza - Nie odezwiesz się? Przy naszym ostatnim spotkaniu tak pięknie krzyczałaś... - mruknął zbliżając się jeszcze bardziej. Ten moment wybrał sobie Keiji na wyjście ze szkoły. Odepchnął Sebastiana i warknął:
 - Nie waż się do niej zbliżać! Ona dla ciebie nie istnieje, jasne?! Więc spierdalaj do tych swoich kolegów!
Przytulił mnie czule. Całe spięcie zaczynało powoli mijać, ale zastępowały je łzy spływające po moich policzkach. Wreszcie dotarło do mnie, że pierwszy raz Kei przeklął przy mnie. Byłam na siebie zła.
 - K-Kei... J-ja...
 - Ciii... Idziemy stąd, bo robi mi się niedobrze. - mruknął i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
     
           Po drodze znów nie odzywaliśmy się do siebie przez długi czas. Zauważyłam, że jednak nie idziemy do mnie. Ufałam Keiji'emu, ale mimo to miałam dziwne przeczucia, kiedy prowadził mnie w jakieś nieznane miejsce. Weszliśmy w jakąś uliczkę. Kei oparł się o wymalowaną przez grafficiarzy ścianę i spojrzał na mnie zezłoszczony.
 - Dlaczego z nim rozmawiałaś?
Jego głos był zły. Nawet nie musiał się starać, żebym to poczuła.
 - Nie wiem. - mruknęłam patrząc w ciemność. Nie rozumiałam jego złości. Dlaczego na mnie się wściekał? Gdyby przyszedł wcześniej, nic by się nie stało!
 - Jak to "nie wiesz"? Nie wiesz dlaczego rozmawiałaś z kolesiem, który... - urwał, a jego wzrok złagodniał - Przepraszam. Gdybym pojawił się wcześniej...
 - Nic się nie stało! - przerwałam mu szybko. Nie chciałam ckliwych scenek. - Po prostu następnym razem mnie nie zostawiaj. - uśmiechnęłam się szeroko. Odwzajemnił uśmiech i wyszliśmy z zaułka. Kiedy przeszliśmy już kawałek zapytałam - Ale dlaczego właściwie zaprowadziłeś mnie do tej uliczki? Mogliśmy pogadać wszędzie!
Keiji zastanowił się chwilę.
 - Szczerze? Nie wiem. - odparł i wzruszył ramionami przyprawiając mnie o atak śmiechu - Z czego się śmiejesz? - spytał zdziwiony.
 - Z ciebie! Głupi jesteś Kei! - prychnęłam i uciekłam. Wiedziałam, że za mną biegnie. Bawiliśmy się tak od kiedy się poznaliśmy. Kocham go... znaczy się, kocham go jak przyjaciela! Tak! Właśnie! Bo to mój przyjaciel. Najlepszy przyjaciel. Przyjaciel, przyjaciel, przyjaciel, przyjaciel...- powtarzałam w myślach te słowa jak mantrę jednak nie powstrzymało to rumieńca pokrywającego moje policzki.
        Kiedy wreszcie dotarliśmy do mojego domu, pożegnaliśmy się i weszłam do środka. Od razu wbiegłam na górę, do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Dlaczego moje dni muszą być takie... intensywne? Zastanawiałam się nad tym chwilę po czym puściłam muzykę (Miyavi - Jibun Kakumei). Usiadłam na parapecie okna.
 - Dlaczego on tak na mnie działa? - spytałam sama siebie - Głupi Kei! Głupia ja! - prychnęłam kopiąc kaloryfer piętą. Zeskoczyłam z parapetu i wyłączyłam muzykę. Założyłam czapkę, cieplejszą bluzę, schowałam teleofn do kieszeni i wyszłam.
      Na dworze było chłodno, ale mimo wszystko było mi ciepło. Cały czas miałam przed oczami obraz Kei'a oraz Sebastiana. Za pierwszym tęskniłam, a drugiego miałam ochotę wysłać do piekła. Nagle poczułam jak ktoś gwałtownie łapie mnie za ramiona i przyciska do ściany budynku obok. Nie musiałam nawet patrzeć na napastnika, żeby wiedzieć kim jest.
 - Czego chcesz? - warknęłam.
 - Ciebie. - usłyszałam w odpowiedzi. Następnie wciągnął mnie siłą do zaułka obok. Zabawne, że to było to samo miejsce, w którym dzisiaj rozmawiałam z Kei'em - Spójrz na mnie... - mruknął łapiąc mnie za podbródek i zmuszając do spojrzenia na jego ohydną twarz.
 - Nie mam ochoty na ciebie patrzeć. Odsuń się ode mnie! - zaczęłam się szarpać. Jednak to nic nie pomogło. Sebastian nawet z jedną ręką był silniejszy ode mnie.
 - Nie szarp się tak, bo będzie bardziej bolało. - wysyczał mi do ucha. Czułam jak po moim ciele przechodzą dreszcze. Przestałam się wiercić i zebrałam się na odwagę, żeby spojrzeć w te wstrętne oczy. Małe, świńskie oczka.
 - Żałosny jesteś. - westchnęłam z politowaniem, siląc się na spokojny ton - Dlaczego akurat na mnie się uwziąłeś, co? Jest tyle dziewczyn... no i jeszcze są panie spod latarni... Czemu ja?  - spytałam bardziej pewnie.
 - Bo ty jako pierwsza odmówiłaś. - zaśmiał się w swój charakterystyczny sposób.
       Wiedziałam, że tym razem nie mam jak uciec. Jest silniejszy ode mnie, a tutaj nikt mi nie pomoże, bo żadna osoba mnie nie usłyszy. Idealne miejsce sobie wybrał. - pomyślałam rozglądając się wokół i szukając czegoś co mogłoby mi pomóc. Nagle zauważyłam wystającą z kartonu metalową rurę od odkurzacza. Wpadłam na ryzykowny pomysł. Najpierw musiałam go zagadać.
 - I co? Inne były za łatwe, więc zająłeś się mną? - prychnęłam.
 - Dokładnie. Widać, że mnie doskonale rozumiesz.
 - I co zamierzasz zrobić z tym faktem? Napisać na Facebook'u? - spojrzałam na niego z pobłażaniem.
 - Lubisz pyskować, co nie? - westchnął i spuścił wzrok. Poluźnił trochę uścisk, więc wykorzystałam jedyną szansę. Wyślizgnęłam mu się i szybko chwyciłam wcześniej wypatrzony przedmiot w ręce. Odskoczyłam, kiedy próbował się do mnie zbliżyć, a następnie uderzyłam go w twarz. Musiałam to zrobić dość mocno, bo zatoczył się i wpadł w kartony obok. Wybrałam ten moment, żeby uciec. Biegłam co sił w nogach. Szybko dostałam się pod mój dom, przeskoczyłam przez ogrodzenie i położyłam za żywopłotem. Usłyszałam jak ktoś przebiega obok. Przeleżałam tak chwilę i weszłam prędko do domu, zadowolona, że kolejny raz udało mi się uniknąć niechcianego zbliżenia.

                     *********************************************************
          Taki krótki rozdzialik dzisiaj. -,- Ale długo nie pisałam i musiałam coś wstawić. Niedługo powinno się pojawić MinRen. Mam co do niego jeszcze wątpliwości, więc póki co się wstrzymuję. Nie jestem pewna, czy na pewno chcę je opublikować. To pierwszy raz, kiedy mam taki problem dlatego nie dziwcie się jeśli trochę poczekacie. Tymczasem już mi się umyśla nowy rozdział yaoica z Gazetto, więc niedługo powinnam go napisać i wstawić. Dziękuję mojej pierwszej komentatorce! Arigatou YunSoo-san!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz