środa, 6 sierpnia 2014

Romeo i Julia v.2.0 - Rozdział 1

                         Siemanko! Wracam z nowym opowiadaniem, specjalnie dla Was! Wykorzystałam w nim cytaty z "Romea i Julii" W. Shakespear'a. Pierwszy rozdział może i nie powala, ale następne będą dłuższe i lepsze. Miłej lektury życzę wszystkim czytelnikom nowym i tym, którzy zostali! ;*

      ***************************************************************************


             Jiho biegł korytarzem agencji, gdyż był spóźniony już dwadzieścia minut. Normalnie, nie robiłoby mu to żadnej różnicy, jednak teraz miał się spotkać z Ojcem. Szefem szefów. Poprawił krawat, po czym wszedł do środka nie zadając sobie trudu by uprzednio zapukać.
 - Zico. - przywitał go mężczyzna kręcąc głową z dezaprobatą. Miał blond włosy i niebieskie oczy przez co zwracał na siebie uwagę. Kilkudniowy zarost tylko podkreślał jego charakter awanturnika.
 - Witaj, Ojcze. Przepraszam za spóźnienie, ale miałem coś ważnego do zrobienia i się nie wyrobiłem. - odparł Jiho uśmiechając się przepraszająco, przez co jego oczy prawie zniknęły z twarzy.
 - Masz na myśli odsypianie po imprezie? Myślicie, że ja nie wiem co robicie? - żachnął się Ojciec.
Zico wyraźnie się zakłopotał, więc od razu zmienił temat.
 - Więc... o co chodzi, Ojcze? Dlaczego mnie wezwałeś?
Obawiał się najgorszego. W końcu, czy mogło być coś straszniejszego od wyrzucenia z agencji? Owszem. Zostanie zdrajcą. Czucie zbędnych emocji.
 - Spokojnie. Mam dla ciebie pewne zadanie.
 - Dlaczego mój przełożony mi tego nie przekazał?
Mężczyzna westchnął.
 - Czy wy naprawdę macie mnie za takiego snoba? Mówię, po raz któryś z kolei, że nie jestem taki na jakiego wskazuje moje stanowisko. Przejdziemy do konkretów?
Zico odchrząknął.
 - Oczywiście.
 - Świetnie. W takim razie, tu masz wszytko. Dzwoń do mnie w razie konkretów. I nikomu nic nie mów. Oficjalna wersja jest taka, że jesteś na urlopie. Jasne? Odpoczywasz za granicą. Wyjechałeś do Korei czy gdzieś. Nie wiem. Sam zdecyduj.
Jiho jedynie cicho pokiwał głową. Cała sytuacja średnio mu się podobała. Ba! Mógł nawet określić to słowami: "coś tu śmierdzi". Nie odezwał się jednak. Z Ojcem się nie dyskutuje. Nie znał osób, które kiedykolwiek mu się postawiły, a to coś znaczyło!

           Kilka dni później Jiho był już w drodze do Miami. Tam właśnie, tymczasowo znajdował się jego cel wraz z rodziną. Podczas lotu czytał akta. Mężczyzna, którego musiał dorwać nazywał się Kim Sookwon. Polityk. Był rodowitym Koreańczykiem. Miał żonę Amerykankę, której nazwisko panieńskie to Marry Young. Ich jedyną pociechą był niezwykle urodziwy jak na chłopca Yukwon. Aktualnie miał włosy w kolorze czerwieni, a kocie oczy podkreślał eyelinerem lub kredką. Tyle tylko Zico potrafił rozpoznać. Podejrzewał, że inne kosmetyki również znalazły swoje miejsce na twarzy chłopaka, jednak wolał w to nie wnikać. Już samo to, że ten trzy lata młodszy od niego dzieciak się choć trochę malował było dla niego niezrozumiałe. Jednak, nie jemu to oceniać. Gej czy nie gej - to akurat go obchodziło! Takich uroczych chłopców łatwo wykorzystać do swoich celów. Chociaż trochę było mu go szkoda. Był naprawdę piękny. Był jednakże na to za dobry w swoim fachu. Wykorzystać i zostawić - proste? Proste.
 - Panie Woo, dolatujemy na miejsce. - oznajmił siedzący obok niego pomocnik, przydzielony przez Ojca.
 - Dzięki za informację, Simon. I tak już kończyłem. - odparł cicho Jiho i spakował teczkę do walizki, po czym ułożył się wygodniej na siedzeniu. Za chwilę mieli być na miejscu.

             Apartamenty, które wynajęli były tuż obok siebie. Okolica była piękna. Ozdobą apartamentowca były palmy na wewnętrznym i zewnętrznym podwórzu oraz wielki basen. Całość była utrzymana w nowoczesnym stylu, dzięki czemu Zico mógł poczuć się niczym najzwyklejszy bogacz, którego jedynym problemem jest wybór krawata na kolejne przyjęcie dla takich jak on.
 - Mam coś dla ciebie, Zico. - oznajmił Simon podając mu tablet.
 - Impreza? Może się wprosimy, co? - uśmiechnął się Jiho - Potrzebujemy masek. Mamy jakieś?
 - Musimy kupić.
Woo poklepał pomocnika po plecach.
 - No! To masz robotę. Skołuj nam coś na imprezę, a ja poszperam w necie o tym całym Kim Sookwonie.

                                                                          *.~.*

                   Przyjęcie odbywało się w rezydencji państwa Kim. Wejście do środka nie stanowiło problemu. Wpuszczali każdego kto miał na sobie drogie ubrania i bogato zdobioną maskę. Ochroniarze nie zwrócili na nich kompletnie uwagi, przez co Zico zaczął uważać, iż są tu tylko na pokaz. Jego rozmyślania przerwał gruby, niski głos.
 - Witam wszystkich gości! Cieszę się, że znajdujemy się w tak licznym gronie! Mam nadzieję, że bawicie się równie wspaniale jak ja!
Rozległy się oklaski, a Jiho miał ochotę stamtąd jak najszybciej wyjść.
 - Co tu dużo mówić? Bawmy się!
Znów oklaski i ponownie rozbrzmiała głośna muzyka. Zico chciał się już wycofać i poszukać Simona, lecz poczuł uderzenie i tylko jego zdolność trzymania równowagi pozwoliła mu zachować pion.
 - Przepraszam! - usłyszał delikatny głos z dołu. Spojrzał w miejsce, z którego dochodził owy dźwięk i jego oczom ukazał się nie kto inny jak czerwonowłosy Kim Yukwon.
 - Co? Nie. Znaczy... To ja przepraszam. Nie patrzyłem gdzie idę. - odparł Jiho uśmiechając się uprzejmie. Graj. - pomyślał.
 - Nie wyglądasz na jednego z tych snobów. Miło mi cię poznać, jestem Kim Yukwon.
 - Lee Jongnam. - skłamał szybko Zico - Również miło cię poznać. - tu już nie kłamał. Uroda chłopaka na zdjęciu nie dorównywała tej naprawdę. Był oniemiały. Onieśmielały go ciemne, kocie oczy Yukwona - Może dasz się zaprowadzić na spacer w ramach przeprosin? Hmm?
 - W sumie, miałem się nie oddalać, ale nie chce mi się siedzieć na tej imprezie starszych panów. Równie dobrze mogliby grać teraz w bingo. - mruknął przewracając oczami. Jiho parsknął śmiechem. Zadowolony Kim posłał mu szeroki uśmiech.
 - Zatem, idziemy?
 - Idziemy.

                Szli w milczeniu. Ogród wyglądał pięknie o tej porze dnia. Księżyc delikatnie oświetlał pąki róż i śliczną twarz czerwonowłosego chłopaka.
 - Ładny kolor. - odparł Jiho wskazując na włosy Yukwona.
 - Ach, dziękuję! - uśmiechnął się Kim przeczesując je palcami - Ojciec w sumie nie pozwolił mi farbować i jest na mnie wściekły, ale co mnie to obchodzi. Nie będzie mi mówił co mam robić, tylko dlatego, że jest wysoko postawionym politykiem! - burknął niezadowolony Yukwon.
 - Uroczy jesteś jak się złościsz. - wypalił Zico, nie mogąc się powstrzymać.
 - Na-naprawdę? - spytał zaskoczony Yukwon, po czym wybuchł śmiechem.
 - Z czego się śmiejesz? - zdziwił się Jiho.
 - Też jesteś uroczy!
Pod koniec przyjęcia Yukwon i Zico wymienili się numerami, obiecując, że zadzwonią.
 - Tylko pamiętaj! - krzyknął za starszym Kim.
 - Będę pamiętał! - odpowiedział Jiho wychodząc z posesji.

              Następnego dnia, Yukwon obudził się w świetnym humorze, mimo iż całą noc nie przespał. Ważne było z jakiego powodu. Pierwsze pół nocy przegadał z "Jongnamem", a drugie rozmyślał o swoim rozmówcy. W końcu znalazł swój ideał. Mężczyznę doskonałego. Był miły, przystojny i inteligentny.  Kolejne rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi.
 - Proszę. - oznajmił siadając wygodniej na łóżku. Do jego pokoju weszła jego matka.
 - Jak się czujesz po wczorajszym przyjęciu, synku? - spytała siadając obok niego.
 - Dobrze... Nie. Doskonale! - uśmiechnął się, jak zwykle, Yukwon.
 - Kim był ten chłopak, z którym spacerowałeś po ogrodzie? Przystojny i chyba starszy od ciebie. - zauważyła kobieta, szturchając syna w ramię.
 - Nazywa się Lee Jongnam. Nie wiem o nim zbyt wiele, ale jest ideałem. Miły, przystojny, inteligentny. Lubi tą samą muzykę i książki co ja!
 - Cieszę się z twojego szczęścia, Yukwonnie. Jednak pamiętaj, że miłość to opar westchnienia: ulotny, lecz ciężki. Płomień spojrzenia: zalotny, ale palący. Morze łez: choć czyste, jednak bezdenne. Miłość jest zaiste dławiącą żółcią i zbawczym balsamem. Metodycznym szałem. Dlatego pamiętaj, że jeśli cię zrani masz przyjść do mnie.
 - Dobrze mamo, jednak to się nie stanie. To ideał. Mężczyzna doskonały.
 - W takim razie, przyprowadź go dziś na kolację. Miło będzie poznać twój ideał.
 - Świetny pomysł! - ucieszył się Yukwon i uwiesił matce na szyi - Kocham cię, mamo.
 - Ja ciebie też, synku, a teraz się ubieraj i dzwoń do Jongnama!
 - Yes, sir!

           Zico jak tylko zobaczył kto dzwoni odebrał bez wahania. W końcu nieważne czy się kąpie, czy nie - odebrać musi.
 - Słucham?
 - Cześć, Jongnam-hyung! 
 - Cześć, Kwonnie. Co się stało, że dzwonisz tak wcześnie?
 - Moja mama wpadła na pomysł, żebyś wpadł do nas na kolację. Co ty na to? Masz czas?
 - Oczywiście, dla ciebie zawsze. - odparł Jiho wychodząc z wody.
 - Co to za dźwięk? Woda?
 - Kąpałem się. - odpowiedział Zico wycierając się ręcznikiem z telefonem opartym o ramię.
 - Aha... No to, do zobaczenia dzisiaj! O siedemnastej u mnie. Pasuje?
 - Pasuje.
 - To... do zobaczenia?
 - Do zobaczenia! - odpowiedział Zico, po czym rozłączył się - To będzie ciekawy dzień.

            Tego wieczora, Jiho powiadomił Simona o swoich planach. Ten obiecał, że powie Ojcu o postępach w śledztwie, więc Zico mógł spokojnie zająć się rozpoznaniem. Stał akurat pod drzwiami, kiedy wybiegł przez nie Yukwon i rzucił się starszemu na szyję.
 - Cieszę się, że przyszedłeś, hyung!
 - Też się cieszę. - roześmiał się Jiho - Tylko nie duś mnie, proszę!
 - Oj, przepraszam. - zakłopotał się Kim, po czym wpuścił gościa do środka.
Rezydencja była urządzona w eleganckim stylu. Widać było w wystroju kobiecą rękę. Zapewne za projekty pomieszczeń odpowiadała pani Kim.
 - Mamo, tato. - zaczął Yukwon, kiedy weszli do salonu - Poznajcie, proszę Lee Jongnama. Hyung, to są moi rodzice, Kim Sookwon oraz Kim Yuri.
 - Miło mi państwa poznać. - Zico ukłonił się nisko.
 - Nam również, Jongnam. - odparła kobieta uśmiechając się szeroko. Widać, że niesamowity uśmiech Yukwon odziedziczył po matce.
         Po niezwykle cichej kolacji, Yukwon i Zico postanowili przejść się po ogrodzie. Młodszy denerwował się wciąż przegryzając wargę.
 - Coś się stało? - spytał Zico przyglądając się Yukwonowi.
 - Ja... nie, nic. Cieszę się, że jesteś, że cię spotkałem. - oznajmił chłopak i wtulił się mocno w szokowanego starszego. Szok szybko ustąpił miejsca lekkiemu uśmiechowi, więc Jiho chętnie oddał uścisk.
 - Też się cieszę. Jesteś dla mnie ważny.
 - Ja się chyba w tobie zakochałem. - oznajmił nagle Yukwon chowając twarz w szyi starszego.
Zico zamilkł. Co miał mu powiedzieć? Skłamać.
 - Ja również się w tobie zakochałem, Kwonnie.`
 - To szczęście, że na twarzy mam maskę mroku, bo widziałbyś na niej rumieniec wstydu za to co usłyszałeś tej nocy z moich ust.
 - Te usta, należą teraz do mnie. - oznajmił Jiho i złożył na wargach Yukwona delikatny pocałunek. To był dla nich obu początek czegoś nowego.