poniedziałek, 29 grudnia 2014

ZiKwon - "Innocent kiss"

                  Brak weny na sequel do poprzedniego oneshota. >< To sztraszne. Będę cierpieć dopóki nie napiszę kontynuacji, więc trochę cierpienia już za mną. Teraz przybywam do Was z nowym oneshotem, który spłodziłam, kiedy dostałam ataku Weny. Ach, ta Wena - atakuje w godzinach, w których normalnie spałabym w ciepłym łóżeczku. A tak to nagle wstałam z łóżka podeszłam do ławy, chwyciłam w dłonie laptopa, usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać to coś. Nie 
wiem jak mi wyszło, wy oceńcie! <3

PS. Czy tylko ja zauważyłam, że kiedy w tym jakimś programie ZiKwon się pocałowali to Zico specjalnie tą kartkę strącił, żeby ich usta się złączyły? O.o No i ostrzegam - pierwszy raz piszę jako seme i nie wiem jak mi wyjdzie! Wolę być uke...

Gatunek: Fluffiasty fluff
Zespół: Block B
Paring: ZiKwon (Zico x U-Kwon)

Co do wyglądu bohaterów - Zico ma czarne włosy, a Yukwon blond. Sorry, ale kocham ich w tych wydaniach. Lubię, kiedy uke ma jaśniejsze włosy od seme. No i jeszcze Yukwon w czerwonych wyglądał bosko, ale cii! Szkoda, że ich stylistki mnie nie kochają... </3

                    ***********************************************************

            Budzik. Urządzenie, które nie powinno dzwonić w niedzielę. Niestety, gwiazdy k-popu nie mają tak dobrze i nie śpią sobie do Bóg-wie-której tylko wstają grzecznie o szóstej rano, żeby grzecznie umyć ząbki i ruszyć do roboty. Nasz zespół właśnie do tych gwiazdek należy. Jako lider musiałem zadbać o to, aby każdy ruszył swoje wyjątkowo leniwe cztery litery, po czym posłusznie wsiadł do vana i odjechał w siną dal. Może trochę przesadzam, bo do studia, w którym mieliśmy mieć nagranie programu, było pół godziny drogi, ale... no! Właśnie.
 - WSTAWAĆ LENIE ŚMIERDZĄCE! - wrzasnąłem na całe gardło, stojąc na środku holu. Pierwszy wyjrzał Kyung zza drzwi pokoju jego, Jaehyo i P.O z pytającą miną.
 - Kto śmierdzi? - spytał nie rozumiejąc. No tak. Zapomniałem wspomnieć, że są wyjątkowo niedomyślni.
 - Jezu, Kyung, on mówi o nas. - westchnął B-Bomb wychodząc ze swojego pokoju - Zajmuję łazienkę.
 - Nie możesz! - jęknął Park - Muszę siku.
 - To idź w krzaki.
 - Nie mamy krzaków! Jesteśmy w środku Seulu, gdzie ja teraz krzaczek znajdę?!
Jednak Lee już go nie słuchał. Wszedł do łazienki i po chwili słychać było tylko lecącą z prysznica wodę. Dlatego wykąpałem się od razu jak tylko wstałem. Przezorny zawsze ubezpieczony, no nie?
 - Co się dzieje? - usłyszałem za sobą, więc natychmiast się odwróciłem. Boże Przenajświętszy, zobaczyć Yukwona z rana to błogosławieństwo niebios! Wyglądał tak uroczo z rozwalonymi po całej twarzy, blond kosmykami i zaspaną miną. Pocierał pięścią oko niczym rozkoszne dziecko.
 - Nic, Kwonnie, nic. Te lenie po prostu nie chcą wstać. - odparłem siląc się na uśmiech. Dla niego nie potrafiłem być niemiły, zwyczajnie nie umiałem - Możesz jeszcze chwilkę pospać póki te debile nie wyrobią się z łazienką.
 - Okej. - mruknął i ponownie schował się w pokoju.
 - Co. To. Było? - wydukał Kyung wskazując to na mnie to na zamknięte drzwi pokoju  U-Kwona - To niesprawiedliwe. Nam każesz wstawać i wyzywasz od leni, a jemu pozwalasz sobie pospać?! - burknął niezadowolony, mrużąc oczy. Na szczęście nie musiałem odpowiadać, bo w tym momencie z łazienki wyszedł Minhyuk z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
 - NARESZCIE! - wykrzyknął Park i wskoczył do toalety z prędkością o jaką bym go nie podejrzewał.
 - Minhyuk, zostałeś ekshibicjonistą? - spytałem kręcąc głową z niedowierzaniem.
 - Tak się skupiłem, żeby wejść Kyungowi do łazienki, że zapomniałem ciuchów. - przetarł dłonią kark wzdychając cicho - Yukwon wciąż śpi?
 - Możesz go powoli budzić. - oznajmiłem idąc do swojego pokoju. Spojrzałem przez okno. Van już stał pod wejściem naszego dwupiętrowego domu. To będzie ciężki dzień.

                 Na miejscu przywitało nas stado paparazzi, którzy usiłowali za wszelką cenę zrobić nam choć kilka zdjęć. Ech, bycie sławnym jest ciężkie! Weszliśmy do środka i od razu zostaliśmy ugoszczeni przez obsługę. Mieliśmy chwilę na makijaż, przebranie się i byliśmy gotowi do nagrania. Od razu zostaliśmy poinstruowani, żeby wyjść na zewnątrz, na dziedziniec. Tam stał podłużny stół i dwa talerze. Na jednym z nich leżały kartki, a na drugim nie. Powoli zaczynałem się domyślać jaką żenującą grę dla nas wymyślili. Podeszliśmy do postawionego na środku dziedzińca mebla i ostrożnie podniosłem białą kartę. Z drugiej strony widniał napis: "KISSING GAME".
 - O cholera. - zakląłem cicho. Ja wiem, fanserwis i te sprawy, ale bez przesady, co my Super Junior?! Zerknąłem kątem oka na Yukwona. Jego twarz nie wyrażała nic. Jakby kompletnie go nie obchodziło, że zaraz będzie się lizać z kolegami z zespołu. No dobrze, przesadzam, to tylko podawanie sobie kartek ustami, co może wyjść nie tak? Pewnie najwyżej kartka nam się wyślizgnie, ja pocałuję Yukwona, za bardzo się wczuję i moje uczucia wyjdą na jaw zaje-kurwa-biście!
 - Hyung. - Pyo pociągnął mnie za rękaw - Zaczynamy.
Ustawiłem się pomiędzy Kyungiem, a Yukwonem. Gra się rozpoczęła.
        Na początku szło nieźle, trochę się nawet uśmialiśmy, ale nadszedł TEN moment. Zaledwie musnąłem kartkę ustami i postanowiłem szybko podać ją naszemu prowadzącemu tancerzowi. Staliśmy tak chwilę, lecz wtedy zorientowałem się, że coś mi nie pasuje. PAPIER ZNIKNĄŁ. Leżał sobie na ziemi i chyba śmiał się z nas, a ja nie miałem serca odrywać swoich ust od warg Yukwona. Jednak musiałem. Po tym zrobiłem jedyną racjonalną w tamtym momencie rzecz - zaśmiałem się. U-Kwon też się śmiał, ale trochę mniej pewnie. Reszta zespołu oczywiście ryła ze śmiechu i pewnie będą wypominać mi to do końca życia. Całe szczęście, że w porę się odsunąłem od przyjaciela, bo długo bym go nie mógł tak nazywać.
       Szybko podawaliśmy kolejne kartki, kiedy usłyszeliśmy sygnał zakończenia. Yukwon zdjął z głowy fullcapa i zakrył nim twarz.
 - Pocałowałem Woo Jiho! - jęknął zawtydzony. Minhyuk objął go ramieniem.
 - No nie mów, że ci się nie podobało. - zaśmiał się czochrając Kwonniego po głowie.
 - Hyung! - ponownie wyjęczał Kim bijąc go pięścią po ramieniu. Uśmiechnąłem się na ten widok. Jest po prostu uroczy!

            Dzień minął nam później szybko. Odpowiedzieliśmy na parę pytań, zapozowaliśmy do kilku zdjęć i mogliśmy jechać na zasłużony odpoczynek. W końcu, cały tydzień ciężko pracowaliśmy i zasłużyliśmy na to. Całą drogę zastanawiałem się jak nasz pocałunek podziałał na Yukwona. Chyba trochę w nim rozbudził emocji skoro przeżywał go jeszcze jakiś czas. Później padł zmęczony na ramię Minhyuka, a we mnie aż się gotowało, kiedy to zobaczyłem. Ale przecież jestem liderem. Nie mogę odstawiać jakichś scen zazdrości, bo to nie przystoi.
      Kiedy dojechaliśmy na miejsce, postanowiliśmy obejrzeć nagranie z dzisiejszego dnia. Taeil włączył telewizję i rzeczywiście - na jednym z kanałów zobaczyliśmy swoje twarze. Pośmialiśmy się i ogólnie było zabawnie, ale wtedy nadszedł moment pocałunku mojego i Yukwona. Chłopak jak tylko to zobaczył wstał z podłogi wyszedł z salonu nie mówiąc ani słowa. Zaniepokoiłem się, tak samo jak reszta.
 - Pójdę do niego. - oznajmiłem. W końcu jestem liderem, tak? Lider da sobie radę z burzą hormonów kolegi z zespołu, tak?
       Lekko zapukałem do drzwi czemu towarzyszyły dzikie okrzyki radości z salonu. Usłyszałem ciche "proszę" i wszedłem. Yukwon leżał na swoim łóżku zwinięty ciasno w kłębek.
 - Kwonnie. - szepnąłem dotykając lekko jego ramienia. Zadrżał - Yukwonnie, spójrz na mnie. Co się stało?
 - Nieważne. - mruknął chłopak, próbując się ode mnie odsunąć. Nie pozwoliłem mu na to.
 - Kwonnie. Proszę, powiedz mi. Dlaczego wyszedłeś?
 - Jiho, ja... nie mogę powiedzieć.
 - Dlaczego? - spytałem ponownie, nie dając za wygraną.
 - Zico... wyśmiejesz mnie.
 - Nie wyśmieję. Przysięgam.
Blondyn podniósł się ostrożnie na pościeli i spojrzał na mnie nieśmiało.
 - To był... mój pierwszy pocałunek.
W tamtym momencie czułem się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Odebrałem mu jego pierwszy pocałunek! No teraz to weźmie mnie za kompletnego dupka!
 - Przepraszam. - wymamrotałem przytulając go do siebie. Chłopak zdziwił się najwyraźniej, ale odwzajemnił uścisk.
 - Nic się nie stało, bo... ja cieszę się.
Teraz to ja kompletnie nic nie rozumiałem. O czym on, do cholery, pieprzy?!
 - Zico... cieszę się, że to ty byłeś pierwszy. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego pocałunku. - szepnął po czym schował głowę w poduszkę - Po co ja to powiedziałem? - stęknął, co poduszka nieskutecznie tłumiła.
 - Kwonnie, jesteś... - wyszeptałem odrywając go od pościeli - ...mój. - powiedziałem po czym mocno go do siebie przytuliłem. Teraz to chłopak nawet nie krył zdziwienia. Nie odwzajemnił uścisku, po prostu siedział jak wryty i nie wiedział co powiedzieć.
 - Zico, ocipiałeś do reszty? - spytał przechylając głowę w bok, kiedy oderwałem się od niego. Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową.
 - Przez ciebie. - westchnąłem gładząc go dłonią po policzku - Kocham cię, Kwonnie.
Chłopak dalej siedział i jakby nie wiedział gdzie jest. Zaczął się rozglądać po pokoju po czym wskazał na siebie i zapytał:
 - Do mnie mówisz?
 - A jest tu ktoś jeszcze? - żachnąłem się, przewracając oczami - Tak. Ciebie kocham, głupku.
 - Łał. - westchnął U-Kwon - Wyznałeś mi miłość i obraziłeś jednocześnie. Nie wiem co powiedzieć.
 - To nie mów nic. - oznajmiłem i delikatnie przycisnąłem swoje wargi do jego ust. Tak bardzo chciałem ich posmakować! Teraz jednak, byliśmy sami i nikt nie miał prawa nam przeszkodzić.
 - Kocham cię. - mruknął cicho Yukwon, kiedy przerwaliśmy, aby nabrać powietrza. Uśmiechnąłem się i pchnąłem go na pościel.
 - A kto mnie nie kocha? - prychnąłem składając na jego ustach motyli pocałunek.
 - Narcyz. - burknął obejmując mój kark ramionami - Ale i tak cię kocham. Nawet jeśli ty, kochasz tylko siebie.
 - Przecież powiedziałem, że cię kocham! - oznajmiłem buntowniczo, wsuwając dłoń pod jego koszulkę.
 - Ale chciałem, żebyś to powtórzył. - Yukwon uśmiechnął się bezczelnie i tym razem to on mnie pocałował. Pocałunek z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej namiętny. Jedną dłonią gładziłem go po biodrze, a drugą po policzku. Po chwili Kim odsunął się ode mnie i wyszeptał:
 - To nawet lepsze niż nasz pierwszy pocałunek.
Zaśmiałem się.
 - Taa, żebyś wiedział.

             W nocy obudziło mnie pukanie do drzwi. Niechętnie wstałem i podszedłem do tego głupiego kawałka drewna, które jako ostatnie chroniło moją prywatność przed innymi. Otworzyłem je i stanąłem twarzą w twarz z zapłakanym Yukwonem.
 - Kwonnie? Co się stało? - spytałem wpuszczając chłopaka do środka. Ten wskazał na okno. No tak. Szalała burza, a wiadomo kto w tym domu najbardziej się jej boi. Zwykle spędzał ją pod łóżkiem, ale teraz najwidoczniej wiedział, że ma do kogo przyjść.
 - Chcesz spać dzisiaj ze mną? - spytałem z nadzieją w głosie. Kim pokiwał ochoczo głową - To chodź kociaku.
Przykryłem nas kołdrą i odwróciłem się w jego stronę. Miał zamknięte oczy. Wspominałem już kiedyś, że wygląda uroczo? Pocałowałem go przelotnie w usta i również zamknąłem oczy. Ostatnie co usłyszałem przed snem to:
 - Dobranoc, Jiho.

środa, 24 grudnia 2014

WESOŁYCH ŚWIĄT!

            Cześć robaczki! Wpadłam tylko na chwilę, życzyć Wam wesołych świąt! Co dostaliście pod choinkę? Ja laptopa, z którego właśnie piszę. Ciężko się przestawić na nowości z siedmioletniego sprzętu... ;-; A Wy? Chwalić się! :3

środa, 17 września 2014

ZiKwon - "Nie zostawiaj mnie... nigdy."

            Taki mały oneshocik ode mnie. Dawno nie wstawiałam oneshota, prawda?

Ostrzeżenia: kompletny misz-masz jeśli chodzi o wiek bohaterów, scena "khe khe" opisana bardzo ogólnikowo (przepraszam, ale się wstydzę pisać takie rzeczy!!!)
Gatunek: romans, yaoi

       ******************************************************************************

                   Dzień był wyjątkowo spokojny. Siedziałem w pokoju i grałem na gitarze. Tylko w takich chwilach potrafiłem się zrelaksować. Słońce powoli sunęło po nieboskłonie oświetlając delikatnie pokój. Utrzymane w ciepłych kolorach pomieszczenie zostało zaprojektowane przez moją matkę, która była architektem z wykształcenia, lecz profesjonalnie zajęła się modelingiem. Mój ojciec natomiast jako drogę życiową obrał sobie bycie współwłaścicielem banku w Seulu. Po śmierci matki długo nie mógł dać sobie rady, ale kiedy w końcu się otrząsnął, całkiem pochłonęła go praca. Myślę, że tak naprawdę nigdy się z tym nie pogodził. Ciągle szukał winnych za jej wypadek. Na szczęście nie zapuścił nas przy tym. Chociaż, ja i tak dorabiałem na boku, grając i śpiewając na ulicy oraz w klubach. To właśnie tam go spotkałem...

                                                                *.~.*

           Wieczór jak wieczór. Ludzie wciąż się gdzieś spieszyli, ignorując wszystkich wokół i wpadając na siebie. Co chwilę słyszałem ciche przepraszam. Musiałem jedynie uważać, żeby nikt nie uszkodził mojego źródła zarobku, które niosłem na plecach. Było mi jedynym przyjacielem, nie licząc Minhyuka, którego jako jedynego, mogłem zaliczać do moich przyjaciół.
    Szedłem tak miastem, aż w końcu dotarłem do "The Night" - popularnego klubu nocnego o niezbyt błyskotliwej nazwie i bardzo miłym personelu. Przywitałem się z barmanem i kelnerami, którzy przygotowywali się do swojej pracy.
 - I jak? Dzisiaj też będą takie tłumy? - zagadnąłem stojącą obok mnie kelnerkę. Gdybym jej nie znał, pomyślałbym, że to chłopak, jednak wiedziałem, że miała na imię Amber.
 - Skoro przyszedłeś, to na pewno! - roześmiała się życzliwie i pacnęła mnie szmatką za to, że ją szturchnąłem.
 - No już, już. Dziewczyny przecież lubią takie przepychanki. - poruszyłem brwiami w sposób, od którego zwykle dziewczęta mdlały. Na Amber jednak nigdy to nie działało. Zresztą i tak grałem w innej drużynie, jeśli wiecie o co chodzi. Oczywiście nigdy nie powiedziałem o tym ojcu. Zabiłby się pewnie. On liczy, że jego syn będzie miał wielką, szczęśliwą rodzinę. Owszem, ale nie w tym homofobicznym kraju. Chyba, że do czasu, aż do tego dorosnę, coś się w tej kwestii zmieni, w co bardzo wątpię.
 - Nareszcie jesteś! Kiedy miałeś zamiar się pojawić i pomóc rozstawiać sprzęt, co? - usłyszałem za sobą niski głos.
 - Szefie Pyo! Dobrze cię widzieć! Odmłodniałeś! - przywitałem mężczyznę w garniturze, który właśnie wyszedł ze swojego gabinetu.
 - Już! Rozkładaj sprzęt i szykuj się!


                  Ludzie zaczynali powoli się gromadzić. Kiedy było ich już dostatecznie dużo i odpowiednio się rozkręcili, Szef Pyo wyszedł na scenę.
 - A teraz wasz ulubieniec, Kim Yukwon! Tym razem w piosence "Sakurairo Mauroko".
Zaczęto klaskać. Nastąpił moment, którego oczekiwałem z niecierpliwością. Wyjście na scenę i rozpoczęcie mojego prawdziwego życia.
     Rozbrzmiały pierwsze dźwięki strun. Wszyscy ucichli i czekali, aż zacznę śpiewać. Zrobiłem to. Zaśpiewałem.
         Kiedy znów rozległy się oklaski było już po wszystkim. Odetchnąłem z ulgą. Żadnych jajek, pomidorów ani innych produktów spożywczych, lecących w moją stronę. To dobry znak.
 - Chyba nie było tak źle. - odparłem schodząc ze sceny.
 - Nie było tak źle?! Człowieku, rozniosłeś nas! Piosenka średnia, ale wykonanie... pełen szacun. - Amber po tych słowach uwiesiła się na mnie i uśmiechnęła szeroko.
 - Oppa! - krzyknęły jakieś dziewczyny biegnąc w naszym kierunku. Zastanawiałem się do kogo były skierowane te słowa. Chyba nie do mnie? - Byłeś świetny! - otrzymałem od każdej buziaka w policzek, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jednak do mnie.
 - Masz wielbicielki. I może wielbiciela... - wskazała na idącego w moim kierunku bruneta. Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie był brzydki, ale wręcz przystojny. Było w nim też coś urokliwego, co sprawiało, że uwiesiłem na nim swój wzrok nie mogąc przestać go obserwować aż w końcu doszedł do mnie i Amber.
 - Byłeś naprawdę rewelacyjny, Kim Yukwon. - oznajmił nieznajomy. Amber zdążyła już gdzieś się ulotnić, ale szczerze? Nie interesowało mnie gdzie poszła.
 - Dziękuję. - uśmiechnąłem się delikatnie. Dlaczego mi się nie przedstawi? - pomyślałem.
 - Mów mi Zico. - powiedział jakby czytając w moich myślach.
 - A ty mi Yukwon. - odpowiedziałem mu tym samym.
 - Nie chcesz przypadkiem zatańczyć, Yukwon? - spytał Zico podchodząc bliżej i uśmiechając się zachęcająco.
 - Bardzo chętnie. - odparłem chwytając jego dłoń i ciągnąc go na parkiet. Co jak, co, ale tańczyć zawsze kochałem!
          Wybrałem sobie idealnego partnera do tańca, ponieważ Zico był w tym naprawdę dobry. Nie tak jak Minhyuk, ale zawsze jakiś. Znam naprawdę beznadziejnych tancerzy, jak na przykład Kyung. Ten to nie powinien zbliżać się do parkietu przynajmniej na metr. Piosenka, która leciała, była przyjemna dla ucha, lecz po chwili zmieniła się w jakąś romantyczną balladę. Uznałem, że chłopak nie będzie już chciał ze mną tańczyć, więc zacząłem się wycofywać. Ten jednak złapał mnie za przegub i pociągnął w swoją stronę.
 - Dzisiaj mam pana na wyłączność. Chyba, że ci to przeszkadza...
Boże, oczywiście, że nie!
 - Skąd. Myślałem tylko...
 - Ty już nie myśl, Yukwonnie. - zdrobnił moje imię w sposób, w który robiła to dotychczas tylko jedna osoba - moja matka.
         Tańczyliśmy tak jeszcze chwilę, lecz w końcu każdy musi się zmęczyć. Usiedliśmy przy stoliku całkiem z boku i zaczęliśmy rozmawiać.
 - Więc, Yukwon, dlaczego grasz w tym barze? Dorabiasz?
 - Dokładnie. - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem - Poza tym lubię to robić. Nie myśl sobie, że mam jakieś problemy z pieniędzmi, ale ja po prostu chcę żyć. A scena mi to daje. W przeciwieństwie do wiecznie zapracowanego ojca.
 - To coś nas łączy. - odparł chłopak z uśmiechem - Z tym, że ja mam problemy z pieniędzmi. A co z twoją matką? Też pracuje?
Spiąłem się. Nigdy z nikim nie rozmawiałem o swojej matce, ale coś nie pozwoliło mi milczeć w przypadku Zico.
 - Ona nie żyje. Miała wypadek trzy lata temu. - odpowiedziałem chłodno, odwracając wzrok na tańczących i pociągając łyk postawionego przede mną drinka.
 - Przykro mi, nie chciałem wywoływać złych wspomnień.
Za późno, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego.
 - Nic się nie stało. - po chwili ciszy dodałem - Opowiedz coś o sobie.
Tym razem chłopak porządnie się zmieszał.
 - Nie wiem co ci powiedzieć. Jestem typowym do bólu chłopakiem, który kocha rapować i nienawidzi swojego ojca.
 - Jak to? - zdziwiłem się. Całe życie myślałem, że mam najgorszego ojca na świecie. Jak widać bardzo się myliłem.
 - Nienawidzi mnie.Wyrzekł się mnie sześć lat temu. Co z niego za ojciec?
Mimowolnie uśmiechnąłem się. Dlaczego? Coś było w jego mowie, co nie dawało mi spokoju.
 - Wciąż nazywasz go ojcem. Kochasz go chociaż tego nie pokazujesz. - stwierdziłem kończąc swoją porcję alkoholu, który już powoli buzował w mojej krwi. Mam zdecydowanie za słabą głowę.
Zico spojrzał na mnie zaskoczony.
 - Może masz rację. Nawet jeśli go kocham, to on nie kocha mnie. To jednostronne uczucie, które nie ma szans na przetrwanie. W ogień by za mną nie skoczył. - westchnął czarnowłosy drapiąc się po głowie. Posłałem mu uśmiech z serii "pocieszyciel" i dotknąłem ostrożnie jego ramienia.
 - Jeśli tak, to znaczy, że nie jest tego wart. Jak można nie kochać własnych dzieci?! - prychnąłem zakładając ręce na piersi. Zico spojrzał na mnie rozbawiony.
 - Jesteś uroczy. - mruknął zbliżając swoją twarz do mojej. Oczywiście zarumieniłem się przy tym jak dziewica po gwałcie, ale jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało, bo po chwili jego usta znalazły się na moich. Ja z resztą ten pocałunek bardzo chętnie oddałem. Przez moment bawiliśmy się swoimi ustami, by w końcu połączyć w tańcu nasze języki. Mogę szczerze stwierdzić, że to był najlepszy pocałunek w całym moim życiu. Wiecie, fajerwerki i te sprawy. Do tej pory stan omdlenia był mi znany tylko z tych mdłych komedii romantycznych. Na żywo jednak, był zupełnie inny. Określiłbym go jako przyjemny, rozkoszny, słodki. Jak usta Zico. Cudowne, miękkie i miłe w dotyku. Czułem się jakbyśmy zostali sami i nie było nikogo wokół. Muzyka jakby ucichła i słyszałem tylko dyszenie Zico niczym po krótkim biegu. Sam byłem nie lepszy. Sapałem jak po treningu tanecznym.
       Nagle znikąd pojawił się obok nas Minhyuk.
 - Yukwon! Nie wierzę... ty umiesz się całować?!
Oczywiście, jak zwykle musiał mnie ośmieszyć. Byłby chory, gdyby tego nie zrobił.
 - Zico ci lepiej powie. - mruknąłem obrażony, a wspomniany wybuchł śmiechem.
 - On jest rewelacyjny. - odparł wspomniany, wstając - Przynieść wam coś do picia?
 - Ja spasuję. Mam słabą głowę. - westchnąłem przesuwając się, aby zrobić miejsce Lee.
 - Jak wolisz. A ty...
 - Minhyuk. - przedstawił się mój przyjaciel.
 - Zico. - mój nowy znajomy ukłonił się lekko - To jak? Pijesz?
 - Nie, ktoś musi zaprowadzić tego tu - wskazał na mnie - do domu. Chyba, że mnie zastąpisz, Zico?
 - Bardzo chętnie. Jeśli Yukwon nie ma nic przeciwko, to go odprowadzę.
 - Spoko. - odparłem z uśmiechem przegryzając dolną wargę.
 - To ja zaraz wracam. - rzucił szybko Zico i zniknął w tłumie.
Minhyuk rozsiadł się wygodniej i objął mnie ramieniem.
 - Nie lubię gościa.
Zaśmiałem się.
 - Ty nie lubisz żadnego kolesia, który mi się podoba, Hyukkie. - stwierdziłem kręcąc głową z politowaniem.
 - Masz rację, ale ja po prostu nie lubię jak ktoś mi cię zabiera. - oznajmił Minhyuk przytulając mnie do siebie. Nie mogłem zinterpretować jego słów, gdyż po chwili wrócił Zico. Przez jego twarz przemknął grymas niezadowolenia, ale od razu zniknął, kiedy postawił alkohol na stoliku.
 - Pić! - jęknął chwytając swoje piwo i rzucając się na kanapę. Minhyuk również wziął swój napój i odsunął się ode mnie.Spoglądałem na nich obu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nagle wpadłem na iście przebiegły plan.
 - Idę do łazienki. Posiedźcie tu sobie i pogadajcie jak dorośli. - oznajmiłem wstając z siedzenia i wysyłając obu buziaka w powietrzu. Ciekawe, czy się pobiją, pomyślałem, odchodząc.
       W łazience oparłem się o umywalkę i dotknąłem opuszkami palców swoich ust. Wciąż czułem smak warg Zico. Nawet nie wiedziałem czy to jego prawdziwe imię. "Mów mi Zico". Też mi coś! Co z tego, że jest cholernie przystojny i gorący oraz, że mam nadzieję na dłuższą znajomość... O mój Boże, chyba się zakochałem od pierwszego wejrzenia w kolesiu, którego imienia nawet nie znam.
 - Ojciec mnie udusi. - stęknąłem, oblewając twarz zimną wodą.
Kiedy wróciłem do chłopaków, zobaczyłem, że gadają ze sobą jak dwaj starzy kumple, którzy nie widzieli się od lat. Zdziwiło mnie to, szczególnie, że jeszcze parę minut wcześniej Minhyuk zapewniał mnie, iż nie przepada za Zico.
 - Yukwonnie! - zawołał mnie Zico, widząc jak idę w ich stronę - Coś się stało?
Minę musiałem mieć nietęgą skoro się zmartwił.
 - Nic takiego, Zico. Nie przejmuj się. Po prostu nie sądziłem, że się tak szybko dogadacie. - oznajmiłem zaskoczony. Chłopak zaśmiał się tylko i pociągnął mnie do siebie.
 - Twój przyjaciel okazał się ciekawym rozmówcą. Naprawdę, w wieku ośmiu lat wyskoczyłeś z balkonu, bo wierzyłeś, że jesteś Supermanem?
Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Jak on mógł mu to powiedzieć?!
 - Byłem dzieckiem...
 - Uroczym. - dodał szybko Zico uśmiechając się szeroko - Słuchajcie, fajnie się gadało i w ogóle, ale jeśli kiedykolwiek mam wrócić to teraz. Brat nie może długo zostać sam z matką, ona też musi czasem spać.
Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i podniosłem swoje rzeczy.
 - Hyukkie, przekaż Szefowi Pyo, że odbiorę moją gitarę jutro rano. - poprosiłem biorąc do ręki kurtkę.
 - Tak jest! - zasalutował chłopak i poklepał mnie po plecach - I tak muszę do niego iść. Obiecałem, że napijemy się razem. Do zobaczenia!
I pobiegł. Zostawił mnie samego z Zico. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak przerwać tą niezręczną ciszę. Na szczęście zrobił to za mnie brunet:
 - To jak? Idziemy?

              Szliśmy miastem, napawając się ciszą. O tej porze było mało ludzi. Najczęściej spotykaliśmy pijanych imprezowiczów, którzy właśnie wracali z klubów, jak my. Z tą różnicą, że my wiedzieliśmy jeszcze, jak mamy na imię, a u nich to raczej wątpliwe.
            Kiedy wreszcie dotarliśmy do mojego domu, wpadłem na dość ryzykowny, jak na mnie, pomysł. Zwykle nie robiłem tego z nieznajomymi, ale... znam Zico, prawda? Nie jest całkiem obcy.
 - Może zostaniesz? Mojego ojca nie ma w domu. - zaproponowałem nieśmiało. Na twarz Zico zakradł się lekki uśmieszek.
 - Bardzo chętnie.
Zaczęliśmy się całować zanim zdążyliśmy porządnie zdjąć buty. Potykając się o spadające kurtki, podążaliśmy w stronę mojej sypialni. Obijaliśmy się przy tym o wszystkie napotkane meble, schodki i drzwi. To co działo się potem było nie do opisania. Jego ciepły oddech, gorąca skóra i duże dłonie sunące po moim nagim ciele...
     

                                                                      ~*~


            Kiedy obudziłem się rano, poczułem przy sobie ciepłe ciało Zico. Właśnie! Wciąż nie wiedziałem jak naprawdę ma na imię! Spojrzałem w jego kierunku. Cieszyłem się, że nie poszedł po wszystkim tylko został do rana. Nagle chłopak niespokojnie się poruszył.
 - Yukwonnie, która godzina?
Spojrzałem na zegarek.
 - Ósma. - odparłem, ziewając i przeciągając się.
Zico przez chwilę się zawahał, po czym westchnął ciężko:
 - Wstajemy. Musimy poważnie porozmawiać.
Niechętnie musiałem przyznać mu rację.
         Poszliśmy do kuchni, zbierając po drodze nasze kurtki. Co jak co, ale jeśli tata wróciłby i zobaczył leżące na ziemi ubrania, w dodatku nie tylko moje... nie wytrzymałby tego. Po śmierci matki mieliśmy tylko siebie. Chociaż czasem czułem się jakbym został sierotą. Nie miał dla mnie czasu nawet na chwilę. Mijaliśmy się w drzwiach i zdarzało się, że witaliśmy rano przy śniadaniu. Ja naprawdę próbowałem być wyrozumiały, ale ojciec musiał zrozumieć, że ma jeszcze syna!
Kazałem Zico usiąść na wysokim stołku kuchennym, tymczasem sam zajrzałem do lodówki. W końcu, coś musieliśmy zjeść!
 - Tata nie zrobił zakupów. Mam tylko ryż i mięso. Może być?
 - Pasuje mi wszystko co zrobisz. - odpowiedział Zico uśmiechając się lekko, co zauważyłem po odwróceniu się w jego stronę.
Jedliśmy w milczeniu. Cały czas zastanawiałem się, czy zapytać go o imię. Z jakiegoś powodu mi go nie podał. Tylko dlaczego? Może miał brzydkie imię i się go wstydził... Na litość boską, Yukwon ty kretynie! To jeszcze nie powód, żeby spać z kimś bez podania nawet głupiego imienia!
 - Skończyłeś?
Spojrzałem w swoją miskę. Była pusta. Nawet nie zauważyłem, kiedy zjadłem całą porcję.
 - Tak, tak. Przepraszam. - zmieszałem się, biorąc od niego naczynia do mycia. Już chciałem się wziąć za czyszczenie ich, kiedy chłopak zaszedł mnie od tyłu, przytulił i szepnął do ucha:
 - Musimy porozmawiać. Później pozmywasz.
Niestety, musiałem mu przyznać rację. Myciem naczyń mogę się zająć jak wyjdzie. Tak więc, usiedliśmy po dwóch stronach blatu. Z nerwów stukałem paznokciami o gładką powierzchnię.
 - Ja... - zaczęliśmy jednocześnie. Kiwnięciem głowy kazałem mu mówić pierwszemu.
 - Cóż, wciąż nie wiesz jak mam na imię. Ale ja nie mogę ci powiedzieć. Wybacz, ale na nic ci się ono nie przyda.
 - Czyli chcesz zerwać znajomość. - wypaliłem odrywając wzrok od swoich dłoni i przenosząc go na zakłopotanego chłopaka.
 - To byłoby dla ciebie najodpowiedniejsze. - odparł wzruszając ramionami - Tylko pytanie, czy tego chcesz...
 - Nie chcę! - burknąłem zakładając ręce na piersi. Czego on się spodziewał? Że prześpię się z nim i zapomnę? Ja nie z tego typu.
 - No to mamy problem, bo ja też nie chcę. Polubiłem cię, Yukwon. Naprawdę. - oznajmił patrząc mi prosto w oczy - Jednak, taki związek nie miałby najmniejszego sensu. Jestem osobą mało odpowiedzialną, w dodatku mam przeszłość, która się za mną ciągnie i nie chciałbym, żeby dotknęła i ciebie. Nie chcę, żebyś cierpiał z mojego powodu.
 - Nie będę cierpiał... - mruknąłem bez przekonania. Trochę racji miał. Nie znaliśmy się praktycznie. Ba! Ja nawet nie wiedziałem jak miał naprawdę na imię!
 - Coś ci nie wierzę, wiesz? Ale ty musisz uwierzyć mnie. Moje życie nie jest takie kolorowe. Poza miłością do rapu miałem też coś o czym chciałbym zapomnieć. Jednak, to mnie ściga. I dopóki tego nie zakończę, muszę ukryć przed tobą tą część mnie, która mogłaby ci w jakiś sposób zaszkodzić. Dlatego proszę, zaufaj mi. - zakończył swój monolog patrząc na mnie błagająco. Wyglądał przy tym tak ulegle, że nie potrafiłem powiedzieć "nie".

                                                                             ~*~

                      Umawialiśmy się już dwa miesiące. Tym razem to ja poszedłem do niego. Jak się dowiedziałem, to było wynajęte mieszkanie. Miał tam jedynie materac zamiast łóżka i pełno pudeł jakby miał się niedługo wynieść. Swoją drogą miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Właśnie układałem nasze rzeczy na prowizorycznym łóżku, kiedy spod materaca moją uwagę przykuło coś błyszczącego. Zajrzałem tam i ujrzałem lufę pistoletu. Odsunąłem się w szoku i pobiegłem w kierunku łazienki. Wiedziałem, że Zico nie zamyka za sobą drzwi, więc wszedłem do środka i położyłem przed nim broń. Ten tylko spoglądał na mnie zaskoczony w związku z zaistniałą sytuacją.
 - Co to ma być?! To jest ta twoja przeszłość?! - krzyknąłem tracąc nad sobą panowanie. Tego było już za wiele.
 - Grzebałeś mi w rzeczach? - spytał spokojnie, zakładając koszulkę i zapalając papierosa. Prosiłem go, żeby tego nie robił, ale oczywiście nie słuchał.
 - Nie pal przy mnie. - poprosiłem wyciągając mu używkę z ust.
 - Yes, sir. Tylko pytanko - kto ci pozwolił zaglądać pod mój materac?
Miałem cichą nadzieję, że nie wiedział gdzie znajdowała się broń. Chciałem, żeby zapytał do kogo ona należy. Jednak nie. Jaki ja byłem głupi...
 - Dlaczego mi nic nie mówiłeś? TO jest, to o czym nie mogłeś mi powiedzieć? - spytałem spokojniej.
 - Teraz już wiesz nawet za dużo. Jednak nic na to nie poradzę. I tak nic ci nie powiem.
 - Dlaczego?
 - Przestań pytać! - krzyknął Zico odwracając wzrok i wyciągając kolejnego papierosa. Tym razem nawet go nie przekonywałem. Poczułem się zraniony i okłamany. Chciałem się wycofać do sypialni, ale Zico mnie zatrzymał - Woo Jiho. - oznajmił cicho, zaciskając dłoń na moim nadgarstku.
 - Co? - zdziwiłem się, lecz po chwili zrozumiałem. Podał mi swoje prawdziwe nazwisko oraz imię.
 - Miło mi cię poznać, Jiho-hyung. - moje słowa były wręcz przesiąknięte jadem. Jednak w głębi duszy cieszyłem się, że mi zaufał. To był przełom dla nas obu.
 - Kocham cię, Yukwonnie. - szepnął, podchodząc bliżej i obejmując mnie w pasie. Położył mi głowę na ramieniu, po czym pocałował w szyję. Musiał się przy tym schylić, ale jak widać nie przeszkadzało mu to. Chciał odciągnąć mnie od tematu. Jednak nie mogłem pominąć jego słów. Pierwszy raz powiedział mi to prosto w oczy. No, może niekoniecznie w oczy, tylko w plecy, ale zawsze!
 - Ja ciebie też. - odpowiedziałem - Ja ciebie też, Jiho.

                Zniknął. Kilka miesięcy później, kiedy wszedłem do jego mieszkania dzięki dorobionym przez niego kluczom, zastałem jedynie list:

"Kochany Kwonnie,
kiedy czytasz ten list, prawdopodobnie mnie już nie ma w kraju. Nie złość się na mnie. Chciałem dobrze. Ludzie, którzy mnie ścigali, znaleźli mnie w Seulu. Musiałem uciekać i nie mogłem Ci mówić gdzie. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co by było, gdyby odkryli Twoje istnienie i Cię znaleźli! Oni mają koszmarne sposoby na wyciąganie informacji z ludzi. Chcieliby wiedzieć gdzie jestem, a kiedy przestałbyś im być potrzebny...
Chciałbym wyjaśnić Ci wszystko, ale zrobię to po moim powrocie, dobrze? Nastąpi on szóstego kwietnia tego roku. To dwa miesiące, Kwonnie. Dwa miechy! >< 
Kocham Cię najmocniej na świecie!
Całuję, Zico."


         Usiadłem na grubym materacu, który po nim został i płakałem. Nie wiem ile zajęło mi to czasu, ile łez wylałem, ale po chwili pochłonęła mnie ciemność i oddałem się w ramiona jedynego kochanka, który mnie nigdy nie zostawił - Morfeusza.

                                                                         ~*~

                   Jakież było moje zdziwienie, kiedy obudziłem się w zupełnie obcym miejscu. Pachnące stęchlizną piwnice raczej nie należą do romantycznych widoków. Pierwszą osobą, którą zobaczyłem po obudzeniu był Minhyuk, więc próbowałem wstać i do niego podejść, ale zorientowałem się, że jestem przywiązany do starej rury wodociągowej. 
 - Minhyukkie! Co ty wyprawiasz, wypuść mnie!
Ale to już nie był mój przyjaciel. Jego oczy były całe czarne, a pół twarzy przykrywały dziwne tatuaże. Nie był to koreański. To nie był żaden ze znanych mi języków.
 - Minhyukkie nie żyje. - oznajmił spokojnym głosem... no właśnie. Kto? W mojej głowie kotłowało się tyle myśli na raz, że nie byłem w stanie logicznie myśleć. Mój Hyukkie... Minhyuk... To musiał być tylko zły sen! To nie mogło się dziać naprawdę! W ogóle kim był ten koleś?!
 - Kim jesteś? - spytałem. Ze złości aż się we mnie gotowało.
 - Jestem Alexander. Stary przyjaciel Woo Jiho.
Jiho... On miał z tym coś wspólnego!
 - Wiesz gdzie on jest? - zadałem pytanie, na które odpowiedzi szukałem od przeczytania listu. Właśnie, list! Ciekawe, czy go zobaczył.
  - Czym jesteś? - spytałem ponownie.
  - Demonem, który siedział w twoim przyjacielu od dawna. Wiedziałem, że poznasz Zico. Właściwie to sam go do ciebie doprowadziłem. Zmanipulowałem nim tak, że pojawił się w klubie akurat, kiedy śpiewałeś. Byłeś w jego typie. W sam raz na przynętę.
 - Jego tu nie ma. Wyjechał. - odparłem chłodno.
 - Wiem, wiem. - odpowiedział ze znudzeniem Alexander - Wyjechał i nie wróci do szóstego kwietnia. Ale jeśli dowie się, że jego kochanek leży u mnie, związany, taki niewinny i bezbronny, to na sto jeden procent rzuci się do pierwszego lepszego samolotu lecącego do Korei i pojawi się tu z prędkością światła!
Kochałem Jiho. Nie chciałem, żeby z mojego powodu wracał do kraju i wpadł w zasadzkę. Jednak wiedziałem, że z Zico łączyła mnie prawdziwa miłość. Taka, która uskrzydla i daje poczucie bezpieczeństwa. Dlatego się nie bałem. Dopóki wiedziałem, że Woo mnie kocha, nawet siedzenie w tej zatęchłej dziurze z czymś w ciele mojego przyjaciela, nie było dla mnie końcem. Nie mogłem umrzeć. Wiedziałem, że mimo iż, wierzyłem temu czemuś, w środku wciąż był mój Minhyuk. Tak więc, postanowiłem.
 - Hyukkie, wiem, że tam jesteś. Proszę cię, wróć do mnie. Przecież jesteśmy przyjaciółmi...
Alexander zaśmiał się.
 - Naprawdę wierzysz, że będzie jak w dramie? Życie to nie bajka. Minhyuk nie obudzi się i nie powie ci jak bardzo cię kochał.
 - Co? - spytałem głucho. Nagle zrozumiałem. Te wszystkie jego wygłupy, mówienie, że mnie kocha, że nie lubi, kiedy ktoś mnie mu zabiera... To wszystko nie były żarty. Zaczęło mi wirować przed oczami, w których zakręciły mi się łzy. Mój Hyukkie...

środa, 6 sierpnia 2014

Romeo i Julia v.2.0 - Rozdział 1

                         Siemanko! Wracam z nowym opowiadaniem, specjalnie dla Was! Wykorzystałam w nim cytaty z "Romea i Julii" W. Shakespear'a. Pierwszy rozdział może i nie powala, ale następne będą dłuższe i lepsze. Miłej lektury życzę wszystkim czytelnikom nowym i tym, którzy zostali! ;*

      ***************************************************************************


             Jiho biegł korytarzem agencji, gdyż był spóźniony już dwadzieścia minut. Normalnie, nie robiłoby mu to żadnej różnicy, jednak teraz miał się spotkać z Ojcem. Szefem szefów. Poprawił krawat, po czym wszedł do środka nie zadając sobie trudu by uprzednio zapukać.
 - Zico. - przywitał go mężczyzna kręcąc głową z dezaprobatą. Miał blond włosy i niebieskie oczy przez co zwracał na siebie uwagę. Kilkudniowy zarost tylko podkreślał jego charakter awanturnika.
 - Witaj, Ojcze. Przepraszam za spóźnienie, ale miałem coś ważnego do zrobienia i się nie wyrobiłem. - odparł Jiho uśmiechając się przepraszająco, przez co jego oczy prawie zniknęły z twarzy.
 - Masz na myśli odsypianie po imprezie? Myślicie, że ja nie wiem co robicie? - żachnął się Ojciec.
Zico wyraźnie się zakłopotał, więc od razu zmienił temat.
 - Więc... o co chodzi, Ojcze? Dlaczego mnie wezwałeś?
Obawiał się najgorszego. W końcu, czy mogło być coś straszniejszego od wyrzucenia z agencji? Owszem. Zostanie zdrajcą. Czucie zbędnych emocji.
 - Spokojnie. Mam dla ciebie pewne zadanie.
 - Dlaczego mój przełożony mi tego nie przekazał?
Mężczyzna westchnął.
 - Czy wy naprawdę macie mnie za takiego snoba? Mówię, po raz któryś z kolei, że nie jestem taki na jakiego wskazuje moje stanowisko. Przejdziemy do konkretów?
Zico odchrząknął.
 - Oczywiście.
 - Świetnie. W takim razie, tu masz wszytko. Dzwoń do mnie w razie konkretów. I nikomu nic nie mów. Oficjalna wersja jest taka, że jesteś na urlopie. Jasne? Odpoczywasz za granicą. Wyjechałeś do Korei czy gdzieś. Nie wiem. Sam zdecyduj.
Jiho jedynie cicho pokiwał głową. Cała sytuacja średnio mu się podobała. Ba! Mógł nawet określić to słowami: "coś tu śmierdzi". Nie odezwał się jednak. Z Ojcem się nie dyskutuje. Nie znał osób, które kiedykolwiek mu się postawiły, a to coś znaczyło!

           Kilka dni później Jiho był już w drodze do Miami. Tam właśnie, tymczasowo znajdował się jego cel wraz z rodziną. Podczas lotu czytał akta. Mężczyzna, którego musiał dorwać nazywał się Kim Sookwon. Polityk. Był rodowitym Koreańczykiem. Miał żonę Amerykankę, której nazwisko panieńskie to Marry Young. Ich jedyną pociechą był niezwykle urodziwy jak na chłopca Yukwon. Aktualnie miał włosy w kolorze czerwieni, a kocie oczy podkreślał eyelinerem lub kredką. Tyle tylko Zico potrafił rozpoznać. Podejrzewał, że inne kosmetyki również znalazły swoje miejsce na twarzy chłopaka, jednak wolał w to nie wnikać. Już samo to, że ten trzy lata młodszy od niego dzieciak się choć trochę malował było dla niego niezrozumiałe. Jednak, nie jemu to oceniać. Gej czy nie gej - to akurat go obchodziło! Takich uroczych chłopców łatwo wykorzystać do swoich celów. Chociaż trochę było mu go szkoda. Był naprawdę piękny. Był jednakże na to za dobry w swoim fachu. Wykorzystać i zostawić - proste? Proste.
 - Panie Woo, dolatujemy na miejsce. - oznajmił siedzący obok niego pomocnik, przydzielony przez Ojca.
 - Dzięki za informację, Simon. I tak już kończyłem. - odparł cicho Jiho i spakował teczkę do walizki, po czym ułożył się wygodniej na siedzeniu. Za chwilę mieli być na miejscu.

             Apartamenty, które wynajęli były tuż obok siebie. Okolica była piękna. Ozdobą apartamentowca były palmy na wewnętrznym i zewnętrznym podwórzu oraz wielki basen. Całość była utrzymana w nowoczesnym stylu, dzięki czemu Zico mógł poczuć się niczym najzwyklejszy bogacz, którego jedynym problemem jest wybór krawata na kolejne przyjęcie dla takich jak on.
 - Mam coś dla ciebie, Zico. - oznajmił Simon podając mu tablet.
 - Impreza? Może się wprosimy, co? - uśmiechnął się Jiho - Potrzebujemy masek. Mamy jakieś?
 - Musimy kupić.
Woo poklepał pomocnika po plecach.
 - No! To masz robotę. Skołuj nam coś na imprezę, a ja poszperam w necie o tym całym Kim Sookwonie.

                                                                          *.~.*

                   Przyjęcie odbywało się w rezydencji państwa Kim. Wejście do środka nie stanowiło problemu. Wpuszczali każdego kto miał na sobie drogie ubrania i bogato zdobioną maskę. Ochroniarze nie zwrócili na nich kompletnie uwagi, przez co Zico zaczął uważać, iż są tu tylko na pokaz. Jego rozmyślania przerwał gruby, niski głos.
 - Witam wszystkich gości! Cieszę się, że znajdujemy się w tak licznym gronie! Mam nadzieję, że bawicie się równie wspaniale jak ja!
Rozległy się oklaski, a Jiho miał ochotę stamtąd jak najszybciej wyjść.
 - Co tu dużo mówić? Bawmy się!
Znów oklaski i ponownie rozbrzmiała głośna muzyka. Zico chciał się już wycofać i poszukać Simona, lecz poczuł uderzenie i tylko jego zdolność trzymania równowagi pozwoliła mu zachować pion.
 - Przepraszam! - usłyszał delikatny głos z dołu. Spojrzał w miejsce, z którego dochodził owy dźwięk i jego oczom ukazał się nie kto inny jak czerwonowłosy Kim Yukwon.
 - Co? Nie. Znaczy... To ja przepraszam. Nie patrzyłem gdzie idę. - odparł Jiho uśmiechając się uprzejmie. Graj. - pomyślał.
 - Nie wyglądasz na jednego z tych snobów. Miło mi cię poznać, jestem Kim Yukwon.
 - Lee Jongnam. - skłamał szybko Zico - Również miło cię poznać. - tu już nie kłamał. Uroda chłopaka na zdjęciu nie dorównywała tej naprawdę. Był oniemiały. Onieśmielały go ciemne, kocie oczy Yukwona - Może dasz się zaprowadzić na spacer w ramach przeprosin? Hmm?
 - W sumie, miałem się nie oddalać, ale nie chce mi się siedzieć na tej imprezie starszych panów. Równie dobrze mogliby grać teraz w bingo. - mruknął przewracając oczami. Jiho parsknął śmiechem. Zadowolony Kim posłał mu szeroki uśmiech.
 - Zatem, idziemy?
 - Idziemy.

                Szli w milczeniu. Ogród wyglądał pięknie o tej porze dnia. Księżyc delikatnie oświetlał pąki róż i śliczną twarz czerwonowłosego chłopaka.
 - Ładny kolor. - odparł Jiho wskazując na włosy Yukwona.
 - Ach, dziękuję! - uśmiechnął się Kim przeczesując je palcami - Ojciec w sumie nie pozwolił mi farbować i jest na mnie wściekły, ale co mnie to obchodzi. Nie będzie mi mówił co mam robić, tylko dlatego, że jest wysoko postawionym politykiem! - burknął niezadowolony Yukwon.
 - Uroczy jesteś jak się złościsz. - wypalił Zico, nie mogąc się powstrzymać.
 - Na-naprawdę? - spytał zaskoczony Yukwon, po czym wybuchł śmiechem.
 - Z czego się śmiejesz? - zdziwił się Jiho.
 - Też jesteś uroczy!
Pod koniec przyjęcia Yukwon i Zico wymienili się numerami, obiecując, że zadzwonią.
 - Tylko pamiętaj! - krzyknął za starszym Kim.
 - Będę pamiętał! - odpowiedział Jiho wychodząc z posesji.

              Następnego dnia, Yukwon obudził się w świetnym humorze, mimo iż całą noc nie przespał. Ważne było z jakiego powodu. Pierwsze pół nocy przegadał z "Jongnamem", a drugie rozmyślał o swoim rozmówcy. W końcu znalazł swój ideał. Mężczyznę doskonałego. Był miły, przystojny i inteligentny.  Kolejne rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi.
 - Proszę. - oznajmił siadając wygodniej na łóżku. Do jego pokoju weszła jego matka.
 - Jak się czujesz po wczorajszym przyjęciu, synku? - spytała siadając obok niego.
 - Dobrze... Nie. Doskonale! - uśmiechnął się, jak zwykle, Yukwon.
 - Kim był ten chłopak, z którym spacerowałeś po ogrodzie? Przystojny i chyba starszy od ciebie. - zauważyła kobieta, szturchając syna w ramię.
 - Nazywa się Lee Jongnam. Nie wiem o nim zbyt wiele, ale jest ideałem. Miły, przystojny, inteligentny. Lubi tą samą muzykę i książki co ja!
 - Cieszę się z twojego szczęścia, Yukwonnie. Jednak pamiętaj, że miłość to opar westchnienia: ulotny, lecz ciężki. Płomień spojrzenia: zalotny, ale palący. Morze łez: choć czyste, jednak bezdenne. Miłość jest zaiste dławiącą żółcią i zbawczym balsamem. Metodycznym szałem. Dlatego pamiętaj, że jeśli cię zrani masz przyjść do mnie.
 - Dobrze mamo, jednak to się nie stanie. To ideał. Mężczyzna doskonały.
 - W takim razie, przyprowadź go dziś na kolację. Miło będzie poznać twój ideał.
 - Świetny pomysł! - ucieszył się Yukwon i uwiesił matce na szyi - Kocham cię, mamo.
 - Ja ciebie też, synku, a teraz się ubieraj i dzwoń do Jongnama!
 - Yes, sir!

           Zico jak tylko zobaczył kto dzwoni odebrał bez wahania. W końcu nieważne czy się kąpie, czy nie - odebrać musi.
 - Słucham?
 - Cześć, Jongnam-hyung! 
 - Cześć, Kwonnie. Co się stało, że dzwonisz tak wcześnie?
 - Moja mama wpadła na pomysł, żebyś wpadł do nas na kolację. Co ty na to? Masz czas?
 - Oczywiście, dla ciebie zawsze. - odparł Jiho wychodząc z wody.
 - Co to za dźwięk? Woda?
 - Kąpałem się. - odpowiedział Zico wycierając się ręcznikiem z telefonem opartym o ramię.
 - Aha... No to, do zobaczenia dzisiaj! O siedemnastej u mnie. Pasuje?
 - Pasuje.
 - To... do zobaczenia?
 - Do zobaczenia! - odpowiedział Zico, po czym rozłączył się - To będzie ciekawy dzień.

            Tego wieczora, Jiho powiadomił Simona o swoich planach. Ten obiecał, że powie Ojcu o postępach w śledztwie, więc Zico mógł spokojnie zająć się rozpoznaniem. Stał akurat pod drzwiami, kiedy wybiegł przez nie Yukwon i rzucił się starszemu na szyję.
 - Cieszę się, że przyszedłeś, hyung!
 - Też się cieszę. - roześmiał się Jiho - Tylko nie duś mnie, proszę!
 - Oj, przepraszam. - zakłopotał się Kim, po czym wpuścił gościa do środka.
Rezydencja była urządzona w eleganckim stylu. Widać było w wystroju kobiecą rękę. Zapewne za projekty pomieszczeń odpowiadała pani Kim.
 - Mamo, tato. - zaczął Yukwon, kiedy weszli do salonu - Poznajcie, proszę Lee Jongnama. Hyung, to są moi rodzice, Kim Sookwon oraz Kim Yuri.
 - Miło mi państwa poznać. - Zico ukłonił się nisko.
 - Nam również, Jongnam. - odparła kobieta uśmiechając się szeroko. Widać, że niesamowity uśmiech Yukwon odziedziczył po matce.
         Po niezwykle cichej kolacji, Yukwon i Zico postanowili przejść się po ogrodzie. Młodszy denerwował się wciąż przegryzając wargę.
 - Coś się stało? - spytał Zico przyglądając się Yukwonowi.
 - Ja... nie, nic. Cieszę się, że jesteś, że cię spotkałem. - oznajmił chłopak i wtulił się mocno w szokowanego starszego. Szok szybko ustąpił miejsca lekkiemu uśmiechowi, więc Jiho chętnie oddał uścisk.
 - Też się cieszę. Jesteś dla mnie ważny.
 - Ja się chyba w tobie zakochałem. - oznajmił nagle Yukwon chowając twarz w szyi starszego.
Zico zamilkł. Co miał mu powiedzieć? Skłamać.
 - Ja również się w tobie zakochałem, Kwonnie.`
 - To szczęście, że na twarzy mam maskę mroku, bo widziałbyś na niej rumieniec wstydu za to co usłyszałeś tej nocy z moich ust.
 - Te usta, należą teraz do mnie. - oznajmił Jiho i złożył na wargach Yukwona delikatny pocałunek. To był dla nich obu początek czegoś nowego.

wtorek, 18 marca 2014

[YAOI] "Dziedzictwo" - Part 11

          Dziękuję bardzo serdecznie Mojej Kochanej Czytelniczce, której słowa otuchy są dla mnie weną. :D Oraz Wam wszystkim oczywiście! Kocham Was! ;*

                 ********************************************************************


              Budząc się rano Baekho poczuł coś ciepłego przylegającego do jego policzka. Uśmiechnął się wtulił mocniej w ciało obok. Aron parsknął śmiechem.
 - Uroczy jesteś. Mimo tego, że ciężki...
Dongho zmrużył gniewnie oczy.
 - Zostaw w spokoju moje ciężkie kości, ty chamie! I nie obrażaj mnie! Zazdrościsz mi mięśni! Przyznaj!
Usiadł okrakiem na starszym i uśmiechnął wrednie. Ten uniósł jedną brew nie przestając spoglądać na młodszego.
  - Jesteś idiotą, ale to nic. I tak mi się podobasz.
Te słowa sprawiły, że Baekho zapłonął czerwienią.

                 Ren od rana miał dziwne przeczucie, że ochroniarz nie mówi mu wszystkiego. Powinien mu ufać, ale mimo to, czuł się oszukiwany. Minhyun nie chciał mu nic powiedzieć, a kiedy Ren pytał co robi, zbywał go mówiąc, że nie ma czasu. W końcu zaprzestał wypytywania i zdenerwowany zszedł po schodach na dół. Usiadł na kanapie z bojową miną i skrzyżował ręce na piersi.
 - Cały aż się gotujesz, Ren.
Minki podskoczył przestraszony i spojrzał w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Ujrzał tam nikogo innego jak Jonghyun'a.
 - To nie jest zabawne! On mnie ignoruje!
 - Oj, młody, młody. Nie możesz z nim po prostu porozmawiać? - westchnął JR kręcąc głową i siadając obok.
 - Jak tak mówisz, to brzmi prosto, ale wiesz jaki on jest! On mi po dobroci nic nie powie. Nie wiem co mam zrobić. - zacisnął pięści i zaklął cicho. W tym samym momencie stojący obok wazon rozbił się na kawałki. Jonghyun podskoczył i zerknął zaskoczony na kuzyna.
 - Yyy... To ty? - spytał ostrożnie.
 - Nie mam bladego pojęcia co to było.
JR zmarszczył brwi.
 - Księżniczka! - krzyknął nagle.
 - Yah! Co ty teraz?!
Stolik na przeciwko przewrócił się. Jonghyun uśmiechnął się szeroko.
 - To ty! Ja nie mogę! Rozwalasz system, młody!
Minki spojrzał na niego jak na idiotę.
 - Co ty mi tu teraz gadasz? Jaki system? To niemożliwe, żebym... - nagle zamilkł i spojrzał na schody - Pęknij. - mruknął i dwa schodki załamały się jakby ktoś rzucił w nie czymś ciężkim.
 - Co tu się dzieje?!
Minhyun wybiegł z pokoju i zatrzymał się w pół kroku widząc dwie dorodne dziury i rozbawionego Jonghyun'a.
 - Hyunnie! Patrz co zrobiłem! - roześmiał się Ren. Hwang wykonał słynnego "facepalm'a".
 - Fajnie, że się cieszysz, ale zróbcie coś z tym. I nie hałasujcie tak, bo próbuję pracować.
Po tych słowach wrócił do pokoju. JR patrzył za nim zdziwiony.
 - Miałeś rację. Jest jakiś dziwny. Straszny sztywniak się z niego zrobił. Wkurzyłeś go czymś?
Ren ponownie opadł na kanapę.
 - Nie wiem! Od wczoraj jest taki. Nie ogarniam o co mu chodzi, ale martwię się. - jęknął zakrywając twarz dłońmi.
 - Spokojnie. Niedługo się wszystko ustabilizuje i znów będziecie zakochaną parką gołębi, które nawet do łazienki chodzą we dwóch.
Minki zaśmiał się sztucznie.
 - Obyś miał rację.

                Minhyun tymczasem siedział obładowany książkami, dokumentami i z laptopem na kolanach. Rozmowa z bratem przemówiła mu do rozumu. Zamiast ignorować i niwelować moce Ren'a, powinien pomóc chłopakowi je rozwijać. Dlatego właśnie przekopał bibliotekę znajdującą się pod domkiem w poszukiwaniu książek, które mogłyby być pomocne. Dodatkowo poszperał w sieci, na forach i internetowych encyklopediach. Bolało go, że musiał przez to ignorować Ren'a, który poczuł się przez to nie kochany. Najchętniej to złapałby go w ramiona i więcej nie wypuszczał, ale wiedział, że teraz najważniejsze jest jego bezpieczeństwo.

             Baekho obserwował uważnie Minki'ego, który od kilku minut siedział w pokoju jego oraz Aron'a. Właściwie to nie tyle Minki'ego, co unoszącą się przed nim łyżeczkę. Tak, Ren nauczył się lewitacji. Nie potrafił unosić ani żadnych większych przedmiotów, ani siebie samego, lecz był dumny ze swoich postępów.
 - Czuję się jak w jakimś "Paranormal Activity". - mruknął Dongho zaciskając pięść na rękawie koszuli Aaron'a. Cóż mógł biedak poradzić, że bał się duchów?
 - Wyluzuj, to nic takiego. Znaczy, to naprawdę ogromny postęp, ale nie ma się czego bać. - uspokoił chłopaka, po czym zwrócił się do Ren'a - Naprawdę nie wiedziałeś, że umiesz takie rzeczy?
Ren spojrzał na niego ze smutkiem w oczach. Łyżeczka spadła na ziemię.
 - Nie wiedziałem. Jednak mam wrażenie, że Minhyun był wszystkiego świadomy, ale nic mi nie mówił. Obiecał, że nie będzie kłamał, a oszukał mnie! Głupi, wredny, kłamliwy, wstrętny, opiekuńczy przystojniak! A niech go...! - zakończył swoją wiązankę cichym westchnieniem i wstał - Idę do niego. Pożałuje, że się urodził!
Jak powiedział, tak zrobił. Po chwili już nie było go w pokoju.
 - Wiesz co? Współczuję Minhyun'owi. - westchnął Kwak.
 - Czemu? Mógł nie zatajać prawdy.
 - Ale Minki go zabije... Widziałeś ten mord w oczach? Jest wściekły. Chyba jego ochroniarz bardziej potrzebuje pomocy niż on sam...
Baekho zaśmiał się tylko. Musiał przyznać mu rację. Biedny Hwang...


          Minhyun nawet nie wiedział, w którym momencie zasnął. Obudził go dopiero trzask otwieranych drzwi. Zaskoczony szybko wyciągnął zza kabury broń i wycelował. Odetchnął z ulgą widząc Ren'a. Nabuzowanego, ale jednak jego.
 - Coś nie tak? - spytał widząc jego zaciętą minę. Choi prychnął.
 - Pytasz jakbyś nie wiedział!
 - No bo nie wiem!
 - Nie zaczyna się zdania od "no"!
 - Nie poprawia się starszych!
 - Nie celuje się z broni do swojego chłopaka!
 - Nie trzaska się drzwiami!
 - Nie zataja się prawdy!
 - Co...?
 - Gówno. Słyszałeś. - mruknął Minki.
 - O co ci chodzi?
 - Wiedziałeś wszystko. Wszystko!
Minhyun westchnął i podrapał się po głowie.
 - Ren, to nie tak... Dowiedziałem się niedawno od... - urwał dając sobie mentalnego kopa w dupę, za to, że prawie się zdradził.
 - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - ku jego uciesze Minki nie zauważył urwanego w połowie zdania.
 - Nie chciałem cię martwić. - to była prawda. Nie chciał.
 - Mogłeś chociaż zainsynuować...
 - Oj dobra, dobra! Księżniczko nie obrażaj się! - mruknął Hwang całując chłopaka w policzek.
Ren podszedł bliżej z wrednym uśmieszkiem.
 - Wybaczę ci pod jednym warunkiem!
 - Jakim? - zdziwił się Minhyun.
 - Chodź do łazienki.

sobota, 15 lutego 2014

NOTKA INFORMACYJNA! WAŻNE!

                Siemanko! Wiem, długo nie pisałam. To u mnie chyba standard. Jestem świadoma tego, że nie jesteście z tego powodu zadowoleni. Chciałam, więc dać znak, że żyję i nie zapomniałam o blogu oraz Was - mojej drugiej rodzinie. Szczerze? Miałam ostatnio mały kryzys i plan moich dni opierał się na "spanie, łazienka, picie, spanie". Dzisiaj zaczęłam pisać nowy rozdział. Mam nadzieję, że uda mi się go wkrótce dokończyć i nie będziecie musieli dłużej czekać. Poza tym powolnymi (bardzo powolnymi) krokami zbliżamy się do końca. Niedługo czeka nas konfrontacja co zapewne powoli zaczęliście wyczuwać. ;) Wiem, że niektórzy nie chcą końca, ale ja nie mam siły na to opowiadanie. Uważam, że wyszło mi infantylne i idiotycznie napisane. Pełno w nim niedomówień, a poza tym w połowie zapomniałam, że Ren ma supermoce. O.O Nie wiem jakim cudem, nie pytajcie! Następne opowiadanie będzie napisane lepiej, no i akcja będzie bardziej rozbudowana! Cóż... to wszystko na teraz. Trzymajcie za mnie kciuki, a rozdział niedługo się pojawi! ;*

                                                                                                                      Wasza Kochająca Jelly~ <3

niedziela, 12 stycznia 2014

[YAOI] "Dziedzictwo" - Part 10

                        Zmieniłam szkołę. Tamta wykańczała mnie psychicznie i byłam już niemalże na skraju. Z tym zawsze jest dużo roboty, więc ciężko mi było zabrać się za pisanie. To był dla mnie trudny okres, ale teraz będzie jeszcze trudniej, bo muszę nadrobić ponad miesiąc szkoły. T_T
A teraz czas na moje filozoficzne rozmyślania, okej?  (ZAKLINAM WAS, ŻEBYŚCIE TO PRZECZYTALI!!!)

                        Ostatnio usiadłam sobie na łóżku i wgapiałam się w sufit szukając Weny. Na suficie jej nie było, więc zmieniłam obiekt obserwacji na podłogę. No i nagle pomyślałam o czymś bardzo ważnym - co będzie jak opowiadanie już się skończy? Oczywiście jeszcze do tego trochę daleko, ale mimo wszystko! Przecież ja nawet nie mam planów na kolejną serię! Chciałabym na coś wpaść, ale trochę mi ciężko, bo jest tyle zespołów, paringów i gatunków, że się załamuję. Ciężko skomponować coś oryginalnego, ciekawego, wciągającego i naprawdę WŁASNEGO. Cokolwiek nie wymyślę, to mam wrażenie, że "gdzieś to już czytałam...". A to nie jest miłe uczucie. Nie wiem, czy to ja jestem taka beznadziejna, czy to tylko taki okres, czy życie jest takie okrutne. Nie mam pojęcia co o tym myśleć! Więc, dochodząc do sedna (bo trochę długa ta notka od autora), proszę Was o jedno - pod rozdziałem napiszcie jakie macie pomysły na kolejne opowiadanie. Czy chcecie dalej ten paring? Jakiś inny? Coś całkiem wymyślonego włącznie z postaciami? Nie wiem, piszcie po prostu, dobrze? :3

                 ******************************************************************


                      Było grubo po północy, a Minhyun wciąż nie wrócił do tymczasowego "domu". Ren około dwudziestej pierwszej zszedł po cichu na dół mając nadzieję, że jego chłopak śpi na kanapie w salonie, ale nie było go tam. Po godzinie zaczęło mu być zimno, więc owinął się w koc i usiadł na owym meblu z podkulonymi nogami. Spędził tak kolejne dwie godziny. Cały ten czas płakał. Nie było mu ani wygodnie, ani dostatecznie ciepło. W dodatku wokół było ciemno i mrocznie, a widok za oknem wcale nie pocieszał. Nic tylko ciemność i krople deszczu uderzające o szybę. Czasem, Minki'emu zdawało się, że widział jakąś postać za oknem, lecz za każdym razem było to złudzenie wytwarzane przez jego umysł z powodu tęsknoty i zmęczenia. Żałował. Żałował, że powiedział to wszystko. Nie powinien był tak traktować Hwang'a. On go przecież kochał. A Ren zachował się jak urażona księżniczka. Minhyun miał rację. Minki myślał tylko o sobie i nigdy nawet nie spytał jak w tej całej sytuacji czuje się ochroniarz. Jednak, czasu cofnąć się nie da. Można jeszcze naprawić swoje błędy, ale to zawsze kosztuje.
 - Wróć już, Hyunnie. Proszę. - szepnął blondyn. Z jego oczu popłynęły kolejne łzy. Już nie miał siły. Po chwili jego świadomość przeniosła się do świata snów.

          Kiedy obudził się rano, ze zdziwieniem zauważył, że leży w łóżku, w pokoju należącym do niego i Minhyun'a. Rozejrzał się dookoła zaskoczony, lecz nigdzie nie dojrzał sylwetki ukochanego. Westchnął, podniósł się z posłania, a następnie zszedł na dół. Ku jego zaskoczeniu przy stole w kuchni siedzieli wszyscy, włącznie z Minhyun'em. Uśmiechnął się lekko i usiadł nie wydając z siebie ani słowa. Zjedli w milczeniu jedynie raz po raz zadając pytania typu "podasz sól?".
     Po skończonym posiłku, JR z Ren'em zajęli się sprzątaniem, a Baekho z Aron'em poszli do pokoju. Minhyun natomiast mruknął coś tylko, że "idzie się rozejrzeć, czy nie ma w pobliżu kogoś podejrzanego" i wyszedł. W kuchni nastała krępująca cisza.
 - To może powiesz mi o co żeście się pożarli z Minhyun'em, co? - spytał Jonghyun, kładąc talerze obok umywalki.
 - Nie wiem o co ci chodzi. - mruknął Minki w odpowiedzi.
 - No wybacz, ale od razu widać, że obaj jesteście jacyś nieobecni. Gadaj!
Choi westchnął i włożył sztućce do zlewu.
 - Powiedziałem o parę słów za dużo wczoraj wieczorem. Minhyun się wkurzył i wyszedł. Koniec historii.
JR pokręcił głową z dezaprobatą.
 - A przeprosiłeś go?
 - No więc...
 - To na co czekasz? - zdziwił się Kim - Jak tylko wróci musisz z nim porozmawiać! A tymczasem zacznij wycierać umyte talerze. Sam się tym nie będę zajmował!

               
           


                    Minhyun, jak tylko zobaczył Ren'a śpiącego na kanapie, zastygł. Nie rozumiał, dlaczego młodszy nie jest teraz w pokoju. Dopiero po chwili zauważył mokre ślady łez na policzkach ukochanego. Czekał na mnie. - pomyślał Hwang podchodząc bliżej. Delikatnie, tak aby go nie zbudzić pogłaskał chłopaka po włosach, które znajdowały się w uroczym nieładzie. Nie chciał, ale musiał pokazać mu, że czuje się zraniony. Inaczej, Minki nie wyciągnie żadnych wniosków. Minhyun nie jest zabawką, z którą młodszy może sobie pogrywać jak chce. Brunet ostrożnie odkrył ciało Ren'a, który automatycznie skulił się jeszcze bardziej i ostrożnie podniósł go do góry. Mimo wszystko, blondyn nie mógł tam spędzić nocy, bo się pochoruje. A to byłoby dodatkowe utrudnienie.
            Na śniadaniu również nie odezwał się do Choi ani słowem. Od razu po skończeniu posiłku poszedł się przejść. Ledwo oddalił się o pięć metrów, kiedy zadzwonił jego telefon.
 - Tak?
 - Minhyunnie? 
Hwang poczuł jak wielka gula staje mu w gardle. Znał ten głos aż za dobrze. Już miał się rozłączyć, kiedy usłyszał:
 - Spokojnie, nie wiem gdzie jesteś i nie dzwonię, żeby się dowiedzieć.
 - Czego chcesz, Youngjae? - spytał, a raczej warknął do słuchawki.
 - Ja? A muszę czegoś chcieć, aby porozmawiać z własnym bratem? Stęskniłem się, Minhyunnie! Tak dawno się nie widzieliśmy! Z resztą, nie tylko ja tęsknię... 
 - Co chcesz przez to powiedzieć? A poza tym, skąd masz mój numer? I czego chcesz od Ren'a?
 - Hah! Nie zapominaj o oddychaniu, młody! Numer do ciebie zdobyłem od jednego z waszych agentów. Masz bardzo naiwnych współpracowników! Wystarczy wcisnąć im kit, że jesteś moim kuzynem i muszę się z tobą pilnie skontaktować, a oni nawet chcieli mnie nawet z tobą umówić na spotkanie! Wyobrażasz to sobie? A od twojego chłoptasia nie chcę nic. Ja tylko wykonuję rozkazy doktorka i... - starszy Hwang zamilkł wiedząc, że powiedział za dużo.
 - Jakiego doktorka? O kogo ci chodzi? Kto jeszcze przeżył?! Czy tata i Jihoon...
 - Na pierwsze pytanie nie odpowiem, a drugie... cóż, przekonasz się w najbliższym czasie. Tymczasem, jest coś co muszę ci powiedzieć. W końcu nie zadzwoniłem bez powodu jak już się zorientowałeś.
Minhyun wziął głęboki wdech i oparł się o najbliższe drzewo.
 - Mów.
 - Dotyczy to osoby Choi Minki'ego, zwanego potocznie Ren'em. Nadal jesteś pewien, że chcesz to usłyszeć?
Mimo wątpliwości jakie go ogarnęły, brunet przytaknął.
 - Jak wiesz, ten twój chłopaczek ma "super moc". Spojrzenie mu w oczy może być śmiertelne. I tu pojawia się pytanie - dlaczego właśnie ciebie wybrano na stanowisko jego ochroniarza? 
Minhyun na chwilę zastygł, a po plecach przeszedł mu dreszcz.
 - O czym ty...
 - Chyba nie myślałeś, że to przypadek? Ja, jako osoba, która ma "zająć się" Ren'em, ty jako jego ochroniarz, no i jeszcze osoba, która mną dowodzi i jest ci bardzo bliska, jako ktoś kto ma go zabić. Nie zauważyłeś, że to wszystko ma nie tylko zniszczyć rodzinę Choi, ale również ciebie? Stracisz wszystko. Rodzinę, przyjaciół, miłość... nie zostanie ci nic. Umrzesz samotnie, tak jak zawsze to przewidywałeś. Twoje sny nie były tylko koszmarami, braciszku. To były wizje przyszłości. Oczywiście istnieje również alternatywna przyszłość! Wystarczy, że się postarasz. I mam dla ciebie ostatnią informację... - urwał, a Hwang niemal czuł jak na twarzy jego rozmówcy pojawia się zadowolony uśmiech - Choi Minki jest bezbronny wobec ciebie i osób, które kocha. Taka mała wskazówka jak masz postępować w czasie jego treningu. 
 - Czemu mi to wszystko mówisz?! Przecież jesteś po przeciwnej stronie.
 - Ja po prostu nie chcę, żeby zwycięstwo przyszło mi zbyt łatwo! Wiesz, że nigdy nie lubiłem wygrywać, kiedy wiedziałem, że mój przeciwnik nie ma szans. Do zobaczenia! 
Jedyne co Minhyun słyszał w tamtej chwili, to był sygnał zakończonego połączenia.



                 


                    Siwy zerknął na zegarek. Było południe, a jego partner biznesowy właśnie odwołał spotkanie z nieznanych dla niego powodów. W sumie, nawet mu to pasowało. Przynajmniej miał czas na spokojne planowanie zemsty w ciszy. Spojrzał na tablicę stojącą przy ścianie. Widniały na niej zdjęcia członków rodziny Choi. Niektóre były skreślone. Inne nienaruszone. Wszystkie robione z ukrycia.
 - Youngjae!
Młodzieniec wszedł do pomieszczenia.
 - Słucham.
 - Przynieś mi jeszcze trochę... - skierował wzrok na otwarte drzwi - wina.
Chłopak dokładnie wiedział o co chodzi jego szefowi. Podszedł do barku i wyciągnął z niego kieliszek i butelkę z ciemnoczerwonym płynem. "Winem" raczej by tego nie nazwał...
Siwy upił łyk i uśmiechnął się oblizując lubieżnie wargi.
 - Nieśmiertelność smakuje wyśmienicie!



                Kiedy Minhyun otworzył drzwi sypialni swojej i Ren'a, zauważył blondyna śpiącego na łóżku. Leżał zwinięty w kłębek z zaciśniętymi powiekami. Wyglądał... uroczo. Dopiero po minucie wpatrywania się w niego, Hwang zauważył bandaż na ręce młodszego. Westchnął głośno. Musiał przeprosić. Mimo, że kłótnię zaczął Ren, on też miał w tym swoją winę. Usiadł ostrożnie na łóżku i potrząsnął lekko ciałem chłopaka. Ten przeciągnął się i otworzył oczy. Zaskoczony, aż podskoczył, kiedy zobaczył kto postanowił przerwać jego cudowny sen. A piękny to on był...
 - Możemy pogadać, czy będziemy się unikać do końca życia? - spytał brunet.
Minki westchnął.
 - Porozmawiajmy w takim razie. I pozwól, że ja zacznę. - wziął głęboki wdech - Przepraszam za to co powiedziałem tamtego wieczora. Nie chciałem, żeby tak to wyszło. Mówiłem co mi ślina na język przyniosła zamiast przemyśleć moje słowa. Zachowałem się jak rozpieszczona cnotka, a nie jak powinienem. Przepraszam i uwierz mi nie miałem tego wszystkiego na myśli!
Minhyun uśmiechnął się lekko.
 - Masz rację. Zachowałeś się strasznie. Miałem wrażenie, że jesteś ze mną z litości, a nie miłości. To byłoby drobne utrudnienie w związku, prawda? I muszę też przyznać, że zraniłeś mnie boleśnie. Jednak - urwał i przyjrzał się przygnębionej twarzy Choi - ja również cię przepraszam.
Twarz Ren'a po raz kolejny ukazała zaskoczenie.
 - Ale, ale, ale... dlaczego?
Hwang zaśmiał się.
 - "Ale, ale, ale" dlatego, że również powiedziałem o parę słów za dużo. Przepraszam.
Minki rozpłakał się i rzucił na szyję starszemu tak, że obaj spadli z łóżka. Oczywiście jedynym, który odczuł to boleśnie był Minhyun.
 - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, kocham cię, przepraszam, nie chciałem, przepraszam, przepraszam...
Hwang przerwał mu pocałunkiem.
 - Ja ciebie też, królewno. A teraz powiedz mi co ci się stało w dłoń.
Ren usiadł okrakiem na starszym i dotknął opatrunku.
 - Myłem naczynia razem z JR.
 - I?
 - Złapałem nóż nie z tej strony...
Minhyun podniósł się do siadu i pokręcił głową z dezaprobatą.
 - Niezdara...
 - Tylko, że to był nóż do masła.
Hwang wykonał tak zwany "facepalm".
 - Jakim cudem pociąłeś się nożem do masła?!
 - Nie wiem... to samo tak... - mruknął młodszy spuszczając wzrok. Minhyun wybuchnął śmiechem.
 - Nigdy, powtarzam, NIGDY nie będziesz myć już naczyń. Choćby się paliło!