poniedziałek, 18 lutego 2013

[YAOI] "Dziedzictwo" - Part 1

                Hejoooo gejooo! ^^ To jest właśnie opowiadanie, o którym już wspominałam wcześniej. Paring to tak jak zapowiadałam MinRen (Minhyun i Ren z zespołu NU'EST). Co do gatunku to nie jestem teraz w stanie się wypowiedzieć. Wszystko wyjdzie w praniu. ;) Rozdział ogólnie był pisany długo i nie powiem, że było mi łatwo i zawsze przyjemnie go pisać. Miałam co do niego ogrooomne wątpliwości i wciąż zmieniałam sens opowiadania, ale wreszcie udało mi się coś wypocić. Rozdział dość długi jak na moje "standardy", więc mam nadzieję, że to zrekompensuje dłuuuuugi okres mojej bezczynności na blogu! XD Miłej lektury! ;D

                  *****************************************************************

               Chłopak obudził się w momencie, kiedy promienie słońca wdarły się do pokoju i rozpoczęły taniec na jego twarzy. Ziewnął przeciągle i wstał z posłania. Podszedł do lustrzanych drzwi szafy i przejrzał się. Jego dość długie jak na chłopaka, blond włosy sterczały na wszystkie strony. Na młodej i zwykle pięknej twarzy teraz widać było zmęczenie. Potarł zwiniętą w piąstkę dłonią oko i rozsunął drugie drzwi od szafy. Były z ciemnego, bordowego drewna. Wybrał odpowiednie ubrania i dodatki po czym udał się do łazienki. Po drodze nie spotkał nikogo. Muszę ogarnąć to gniazdo na mojej głowie... - pomyślał i z tym zamiarem przyspieszył kroku. Została mu godzina na przygotowanie się i zjedzenie śniadania. Szybko wszedł do łazienki, umył się, ubrał i uczesał. Niektórzy powiedzieliby, że się maluje, ale on nie potrzebował takich zabiegów. Miał delikatną, jasną skórę, która idealnie współgrała z jasnymi, blond włosami i zimnymi, czarnymi oczami, na które zakładał bezbarwne soczewki. Kiedy wyszedł z łazienki spotkał na korytarzu pokojówkę, która wpatrywała mu się z niemym zachwytem. Skinął na nią głową. Szybko otrząsnęła się z transu i ukłoniła.
 - Witaj paniczu.
Nie odpowiedział jej tylko ruszył dalej przed siebie. Zszedł do jadalni, gdzie czekało na niego śniadanie. Miał na jego zjedzenie dziesięć minut. Prędko się z nim uporał i poszedł do biblioteki, gdzie czekała na niego reszta rodziny wraz z kilkoma innymi osobami. Ukłonił się na powitanie. Wśród nich zauważył swoich rodziców, kuzyna Jonghyun'a, na którego wołano JR oraz opiekuna nazywanego przez wszystkich "Aron". Usiadł na czarnej, skórzanej kanapie obok Baekho i zatrzymał wzrok na swoim ojcu, który zaczął mówić wyniosłym głosem:
  - Skoro jesteśmy już wszyscy, pragnę oficjalnie się z wszystkimi przywitać. Wiecie dobrze dlaczego tu jesteśmy. Mój ojciec, a zarazem szef Rady, ogłosił alarm drugiego stopnia. Ostatnio miał miejsce nieprzyjemny incydent związany z egzystencją mojego syna Minki. - blondwłosy chłopak wcisnął się mocniej w siedzenie. Uhu... zaczyna się! - mruknął w myślach - Choi Minki, znany wam również jako Ren, wzbudził zainteresowanie naszych wrogów. Musimy zadbać o to, aby nic mu się nie stało oraz dowiedzieć się czego od niego chcą. To jest nasze zadanie priorytetowe. Aron wraz z Baekho i JR mają nie odstępować Ren'a na krok do przyjazdu jego nowego ochroniarza. Za to Minki ma im się nie naprzykrzać i wypełniać ich polecenia. Czy to jasne? Tymczasem reszta pomoże mi odkryć plany "drugiej strony". Wszyscy wiedzą co mają robić? 
W całej sali można było usłyszeć pomruki oznajmujące, że każdy zrozumiał. Wreszcie odezwał się Ren:
 - Ale dlaczego mam mieć niańki?! I jeszcze ten ochroniarz! Czy zrobiłem coś złego? W domu chyba nie muszą mnie pilnować, no nie? Mam siedemnaście lat! Jestem prawie dorosły, a wy jak zwykle traktujecie mnie jak dziecko! - wstał z kanapy i podszedł do drzwi z zamiarem wyjścia. Nagle poczuł, że ciało mu zastyga.
 - Nigdzie nie idziesz. - oznajmił jego ojciec - Zebranie jeszcze się nie skończyło.
Jednym gestem z powrotem "uruchomił" jego mięśnie. Chłopak prawie wpadł na drzwi. Mruknął pod nosem jakieś przekleństwo i usiadł znów na kanapie. 
 - Ogłaszam zebranie za zakończone. Zostaje ze mną tylko mój syn.
Czas na wykład...
Wszyscy wyszli, więc pan Choi zaczął:
  - Powinieneś zachowywać się tak, jak na Dziedzica przystało. Dlaczego wciąż się buntujesz? Chcesz pokazać jaki to jesteś dorosły? To przestań zachowywać się jak rozpieszczony dzieciak. Ostatnio prawie zginąłeś razem z pięcioma innymi osobami w tym Baekho i JR! Naprawdę chcesz mnie zdenerwować? 
Ren spojrzał na ojca swoimi zimnymi jak lód oczami.
 - Przepraszam. To się więcej nie powtórzy ojcze. Czy mogę iść do swojego pokoju? Chciałbym się przygotować, bo za dziesięć minut wychodzę przejść się po mieście. - oznajmił z szacunkiem w głosie. 
 - Rozumiem. Pamiętaj, że Aron i chłopcy idą za tobą. Nie kombinuj i nie utrudniaj im roboty. Seul to duże i zaludnione miasto, ale oni są wszędzie rozumiesz? Uważaj na siebie synu.
Chłopak skinął głową i wyszedł z biblioteki.

         Tak jak planował, wyszedł z domu i udał się chodnikiem w stronę parku. Świeże powietrze dobrze działało na jego zmysły. Wciąż myślał nad słowami ojca. Do przyjazdu ochroniarza... Ciekawe kto to. - zastanawiał się blondyn. Jego włosy były związane z tyłu głowy, a prosto ścięta grzywka opadała na czoło. Ludzie cały czas na niego zerkali. 
     Choi Minki zwracał na siebie uwagę wyglądem. Jednak to nie była jedyna rzecz, która różniła go od innych. Ren należał do starego i bogatego rodu. W jego rodzinie raz na sto lat pojawia się osoba zwana "Dziedzicem". I tu właśnie wkracza Ren - kolejny Dziedzic. Chłopak nie ma lekko. Jego rola w rodzinie jest bardzo ważna. Ostatnio miał miejsce incydent, który zainteresował inny ród. 

          Był wieczór. W parku nie było żywej duszy. Takie chwile Ren lubił najbardziej. Samotność wcale mu nie doskwierała. Potrzebował jej. Na każdym kroku był kontrolowany, a w ten sposób mógł chociaż poczuć jakby był wolny.
 Nagle usłyszał szelest w krzakach. Odwrócił się. Z miejsca skąd wydobywał się dźwięk wyszedł lis. Ren odsunął się nieznacznie. Zwierzę wyglądało zbyt spokojnie. Nawet małe dzieci wiedzą, że może być chore na wściekliznę. Jednak lis nie zbliżał się. W pewnym momencie wydał z siebie dziwny dźwięk, a następnie Ren usłyszał jak warczy:
 - To on! 
Wtedy wokół Minki'ego pojawiło się kilku mężczyzn ubranych na czarno. Jeden z nich, zapewne szef, zaśmiał się kpiąco:
 - I to ma być ten cały Dziedzic? Litości! On nawet nie wygląda jak facet. Przecież to jakaś laska! 
Reszta grupy wtórowała mu głupkowatym śmiechem. Blondynowi jednak nie było do śmiechu. Ci kolesie nie byli tylko ulicznymi dresami i dobrze o tym wiedział.
 - Czego ode mnie chcecie? - warknął. 
 - Dowiesz się za chwilę. Jak tylko z nami pójdziesz. - oznajmił "szef bandy".
Choi zaśmiał się perfidnie. 
 - Żałosne! Myślicie, że tak po prostu z wami pójdę? Będziecie musieli zaciągnąć mnie siłą!
Jeden z mężczyzn rzucił się na niego. Ren wyminął go i w locie złapał za rękę powalając na ziemię. Po chwili następnych dwóch ruszyło w jego kierunku. Minki nie umiał tak dobrze walczyć. Miał co prawda swoją "zdolność", ale nie był w stanie jej wykorzystać. Wreszcie nadarzyła się okazja, gdy jeden z nich spojrzał w jego oczy. I to był błąd. Zimne, czarne oczy Choi Minki'ego potrafiły zabić. Mężczyzna natychmiast się zatrzymał. Zaczęło mu brakować powietrza. Dusił się. Reszta kompanów spojrzała na niego przerażonym wzrokiem. Nie wiedzieli co się dzieje. Tylko ich szef zdawał się być niewzruszony.
 - Idioci! Co tak stoicie? Łapać go, bo nam nie zapłacą! 
Wreszcie jeden z jego ludzi padł na ziemię. Dwóch innych podbiegło do niego. Wyczuli słaby puls. Żył, ale ledwo. Gdyby Ren chciał mógłby go udusić. 
       Każdy kto spojrzy w oczy Ren'a mógł umrzeć. Dlatego chłopak nosił soczewki. Dzięki nim ludzie z jego otoczenia mogli czuć się bezpiecznie.
    Nagle tuż przed nim pojawił się jego opiekun Aron wraz z Baekho - kuzynem Ren'a. Młodszy (Baekho) chwycił go i uciekli. Aron zajął się najemnikami.

              Po tamtym wydarzeniu rodzice Ren'a wynajęli mu ochroniarza. Miał przyjechać dzisiaj popołudniu. Do tego czasu Minki mógł nacieszyć się wolnością. 

         
 Tego samego dnia popołudniu...
            
                   Do rezydencji państwa Choi wjechała duża, czarna terenówka. Była zadbana i miała przyciemniane szyby. Ze środka wysiadł młody, siedemnastoletni chłopak. Miał ciemne włosy, kolorową koszulkę i skórzaną kurtkę. Był przystojny.
 - Hwang Minhyun? - usłyszał za sobą.
Odwrócił się i przywitał z panem domu.
 - Dzień dobry. Pan zapewne nazywa się Choi Sunsang. To zaszczyt móc pana poznać. - ukłonił się nisko.
 - Rozumiem, że nie zostałeś jeszcze poinformowany na czym ma polegać twoje zadanie? - spytał mężczyzna.
 - Wiem tylko tyle, że mam kogoś ochraniać. To wszystko.
 - Zapraszam! - pan Choi uśmiechnął się i wskazał chłopakowi wejście domu gestem ręki - Nie będziemy rozmawiać na zewnątrz. Wejdźmy do środka. 
Dom był urządzony "na bogato". Eleganckie, drogie meble, drewniane i marmurowe wykończenia sprawiały wrażenie jednocześnie starych i zadbanych. 
Minhyun poszedł za panem Choi do góry po wielkich, eleganckich schodach z misterną poręczą. Weszli do biblioteki, gdzie gospodarz kazał Hwang'owi usiąść na czarnej, skórzanej kanapie. Sam zajął miejsce w fotelu na przeciwko. 
 - Przyszedł czas na wyjaśnienia. - zaczął mężczyzna - Twoim zadaniem jest ochrona mojego syna, Choi Minki'ego. Powinien zaraz się pojawić.
Jak na zawołanie do biblioteki wszedł blondyn. Widząc obcego chłopaka siedzącego na kanapie znieruchomiał na moment, ale po kilku sekundach ruszył dalej. 
          Minhyun nie mógł się napatrzeć na piękną, symetryczną i delikatną twarz chłopaka. Jasna cera i włosy kontrastowały z czarnymi jak noc oczami. Wygląda jak piękna dziewczyna... - pomyślał. Wstał z kanapy i skłonił się lekko. Ren wykonał ten sam gest i usiadł obok niego na kanapie.
 - To właśnie mój syn Minki. - przedstawił chłopaka mężczyzna.
 - Choi Minki. Mów mi Ren. - oznajmił blondyn.
 - Hwang Minhyun. Miło mi.
 - Minhyun będzie twoim ochroniarzem.
Na te słowa Ren zaniemówił. Jak chłopak w jego wieku może być jego ochroniarzem?
 - Ale on jest w moim wieku... - zaczął, ale ojciec mu przerwał:
 - Znów kwestionujesz moje decyzje? Nie martw się. Pan Hwang doskonale sobie poradzi. Zostawię was teraz samych, żebyście się poznali. Ren, Minhyun zamieszka w pokoju w twoim prywatnym skrzydle. Zaprowadź go.
 - Jeśli tego sobie życzysz ojcze. - chłopak skłonił się niedbale i gestem ręki kazał Minhyun'owi iść za sobą. 

           Pokój Minhyun'a tylko trochę różnił się od pokoju Ren'a. Oba urządzał blondyn. Duże okno było zakryte zasłoną. Ciemna szafa była odrobinę mniejsza od tej w pokoju Minki'ego. Innymi słowy, nie był to typowy pokój gościnny. Widać było, że Minhyun ma tam spędzić dłuższy czas.
 - To twój pokój. - oznajmił Minki jakby to nie było oczywiste - Ja mieszkam tuż obok. Rozgość się. A ja nie będę przeszkadzać...
 - Dzięki. Ale od tej chwili będziesz pod moją opieką, więc chcę omówić parę spraw. Przyjdź za dziesięć minut.
 - Rozumiem. - odparł chłodno Ren i wyszedł. Ogarnie się w dziesięć minut? Co on? Supermen jakiś czy co? - zdziwił się Minki, ale nie powiedział tego głośno. Bez słowa oddalił się od pokoju swojego ochroniarza i udał do siebie.

          Dziesięć minut później zapukał do pokoju Minhyun'a. Usłyszał krótkie "proszę" i wszedł do środka. Poczuł przyjemny zapach wanilii. Rozejrzał się za chłopakiem. Ten właśnie wyszedł z łazienki. Dla sprostowania - był bez koszulki i miał na sobie tylko ciemne dżinsy z przetarciami. Ren'owi na chwilę odebrało oddech. Minhyun stał przed nim. Miał idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową oraz barki i ramiona. Nie był napakowany, ale miał delikatnie zarysowane mięśnie i płaski brzuch. Ciemnowłosy zauważył poruszenie na twarzy blondyna.
 - Coś się stało? - spytał. Ren szybko się otrząsnął i lekko zarumienił.
 - Sam kazałeś mi tu przyjść. - mruknął opuszczając głowę w dół i zakrywając rumieńce kosmykami włosów.
 - Usiądź. - polecił Hwang. 
 - Dzięki, postoję. - odparł chłopak. Nie zamierzał się podporządkowywać komuś kto jest mniej więcej w jego wieku. Minhyun usiadł na krześle.
 - Trochę to zajmie, więc lepiej zrób co ci radzę. - oznajmił. Ren przewrócił oczami i usiadł na łóżku, na przeciwko swojego rozmówcy.
 - Ile ty właściwie masz lat? - wypalił po chwili.
 - Siedemnaście.
 - Który miesiąc?
 - Sierpień. - odparł spokojnie Minhyun - Nie wiem do czego zmierza ta rozmowa. Wiem, że jestem od ciebie starszy. Jesteś z listopada. I nie o tym chciałem z tobą mówić. - przerwał przyglądając się reakcji młodszego, który zerkał na niego co chwilę znudzonym wzrokiem. Blondyn nie mógł patrzeć na niego przez cały czas, bo się rumienił, a nagi tors ochroniarza sprawiał, że nie kontaktował.
 - Streszczaj się. - burknął Ren z trudem opanowując rumieniec - I załóż coś na siebie! - dodał całkiem odwracając wzrok. Minhyun zaśmiał się i włożył koszulkę.
 - Lepiej? - spytał z rozbawiony.
 - Yhym. - mruknął młodszy spoglądając na niego nieco pewniej. W sumie mogłem jeszcze sobie popatrzeć...
 - No więc, wracając do tematu, chciałem z tobą porozmawiać o naszej współpracy, no i o tobie oczywiście. - oznajmił Minhyun - Po pierwsze, wytłumacz mi przed kim oraz dlaczego mam cię chronić.
Ren westchnął. Spodziewał się tego pytania.
 - Rozumiem, że muszę tłumaczyć ci wszystko od podstaw? - Minhyun nie odezwał się, więc uznał to za potwierdzenie - Moja rodzina jest bardzo stara. Co sto lat pojawia się wśród nas Dziedzic, czyli osoba ze specjalnymi zdolnościami. W tym stuleciu wypadło na mnie. Noszę specjalne soczewki, ponieważ moje oczy mogą nawet zabić. Oczywiście przy odpowiednim treningu mógłbym opanować tą zdolność oraz znacznie ją rozwinąć, ale to wymaga czasu. Tymczasem ktoś zaczął na mnie polować. I tutaj wkraczasz ty. Masz mnie chronić. To koniec bajki. 
Minhyun kiwnął głową. 
 - Rozumiem. - odparł ze spokojem. Nie takiej reakcji Ren się spodziewał. Raczej krzyku albo niedowierzania, ale Hwang łyknął wszystko od razu jak jakieś bezsmakowe lekarstwo.
 - Tylko tyle? Uwierzyłeś w każde moje słowo? - zapytał blondyn.
 - W tej branży umie się rozpoznać kto kłamie, a kto mówi prawdę. A poza tym... 
 - Hmm? - blondyn spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Minhyun wstał i pochylił się nad młodszym wywołując u niego gęsią skórkę. Minki poczuł wyraźny zapach wanilii.
 - Czy ten pachnący truskawkami chłopiec dałby radę mnie okłamać? Pamiętaj po prostu, żeby mówić mi, gdzie chcesz iść. Muszę wiedzieć gdzie jesteś. - uśmiechnął się zadowolony i odsunął od Ren'a. Ten próbował się otrząsnąć po dopiero co przeżytym szoku. Słowa ciemnowłosego... jego zapach... to wszystko wywoływało u chłopaka burzę emocji, której nie potrafił ogarnąć myślami.
 - Yyy... ja już pójdę. - mruknął i wstał szybko - Kolacja jest o osiemnastej. - dodał prędko i wyszedł.
 - Zabawny jest. - Minhyun poczekał aż młodszy wyjdzie, a następnie roześmiał się cicho. Już czuł, że w tym miejscu i z tym chłopakiem nie będzie się nudził. Ren miał charakterek i Hwang wiedział, że Minki już niedługo pokaże na co go stać.

            Tak jak przewidział, długo czekać nie musiał. Już pierwszego dnia, kiedy powędrował do pokoju młodszego z zamiarem sprawdzenia czy jest tam, gdzie powinien być, oczywiście go nie zastał. Czy był wkurzony? Oczywiście. Jednocześnie był też trochę zaciekawiony. Cóż takiego mogło porabiać jego "zadanie"? Postanowił go poszukać.
            Tymczasem Ren siedział w głębi ogrodu, pod wierzbą płaczącą. Lubił tam siedzieć. Nikt tamtędy nie przechodził oraz nie odwiedzał tego miejsca, więc miał spokój. Jednocześnie był pewien, że nie znajdzie go tutaj Minhyun.
Zamknął oczy i skupił się na wyczuwanych przez siebie zapachach. Nagle poczuł delikatną woń wanilii. Wygiął usta w delikatnym, ledwo zauważalnym uśmiechu. Nagle oprzytomniał i przypomniał sobie czyj to zapach. Gwałtownie otworzył oczy i zerwał się z miejsca. 
 - Kto by pomyślał, że tak szybko cię znajdę... - mruknął Hwang uśmiechając się lekko. Minki prychnął.
 - Gratulację. Chcesz dyplomik do powieszenia na ścianie? 
Minhyun uniósł jedną brew.
 - Cięty masz języczek jak na kogoś, kogo chcą zabić. No i oczywiście byłbym chory, gdybym nie wspomniał o twojej głupocie. Mimo, że to twój dom, powinieneś uważać. Ile razy mam cię prosić, żebyś mówił mi dokąd idziesz? - dodał już trochę zły. Ren wyczuł złość w głosie starszego.
 - Na razie wspominałeś tylko raz... - odparł mniej hardo.
 - Mam ci zabronić wychodzić z pokoju? I owszem, mam takie prawo. - dodał, kiedy zobaczył minę młodszego. Ten od razu spuścił wzrok.
 - Po prostu chciałem pobyć sam. Czy to zbrodnia? 
 - Nie. - Minhyun przybrał łagodniejszy ton. Zbliżył się do Ren'a - Nie chcę na ciebie naciskać. Wiem jak się czujesz. Uwierz mi, ja całe życie byłem i jestem kontrolowany. Będę musiał twojemu ojcu złożyć szczegółowy raport. Dlatego chcę wszystko wiedzieć. - oznajmił spokojnym głosem, którego jednak nie można było uznać za miły. Po prostu spokojny.
 - Rozumiem. W takim razie, idę do swojego pokoju. Następnie zamierzam się przebrać zaczynając od ściągnięcia koszulki. Mam kontynuować? A może chcesz mi pomóc? - zadrwił młodszy.
 - A chcesz? - Hwang znów niebezpiecznie zbliżył się do Ren'a - Takie raporty mogą być. Mam nadzieję, że nie będziesz już niepotrzebnie utrudniał mnie oraz sobie życia. - zakończył swój monolog i postanowił wrócić do budynku. Nagle usłyszał jak Ren gwałtownie wstaje i rusza w jego kierunku. Młodszy spróbował go  uderzyć, ale Minhyun z łatwością uniknął ciosu i zablokował Minki w niezbyt wygodnej pozie. Blondyn próbował się wyrwać, ale nie poskutkowało. Poczuł się upokorzony. Zarumienił się i próbował wyrwać, ale miał na to marne szanse, czego był oczywiście świadomy.
 - Pu-puść mnie! - jęknął mając nadzieję, że starszy nie zauważy jego uniesienia. Minhyun natychmiast odsunął się od niego. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
 - To będzie ciekawa współpraca...

             
             Kolejne dwa dni minęły w miarę spokojnie. Ren nie próbował uciekać ani się przeciwstawiać ochroniarzowi. Wiedział, że z nim nie wygra, więc już nawet nie próbował. Jednak w końcu zaczęła kończyć mu się cierpliwość. Zdziwił się, kiedy wieczorem przyszedł do niego Minhyun.
 - Hej, Ren... - zaczął wchodząc do pokoju młodszego. Tamten tylko wskazał mu głową krzesło obok łóżka.
 - Mów. - oznajmił nieudolnie udając zainteresowanego.
 - Chciałem ci tylko powiedzieć, że wychodzimy za dwadzieścia minut, więc się przygotuj. - odparł Minhyun dalej stojąc w drzwiach.
 - C-co? - spytał zaskoczony Minki - Jak to wychodzimy?
 - Normalnie. Drzwiami frontowymi. Nie wiem czy znasz taki sposób, ale w każdym razie ja mam taki zwyczaj wychodzenia. Trzeba nacisnąć klamkę i...
 - Wiem jak się otwiera drzwi! Zastanawiam się tylko skąd ta zmiana? Dlaczego tak nagle chcesz gdzieś wyjść? - dopytywał urażony Ren.
 - Po prostu bądź przy drzwiach za no nie wiem... pół godziny. Sądzę, że tyle ci wystarczy do przygotowania się. I tak wyglądasz świetnie, więc nie rozumiem skąd to oburzenie na twojej twarzy. - oznajmił rozbawiony Minhyun i nacisnął klamkę z zamiarem wyjścia. Ren natomiast zastygł zaskoczony i zarumienił się lekko.
 - Za czterdzieści minut. - mruknął. Starszy westchnął zrezygnowany.
 - No dobra, ale ani minuty dłużej! 
I wyszedł. Minki opadł twarzą w poduszkę. Cholera! Zachowuję się baba... Nie mogę się czerwienić na jego każde słowo! Jeszcze czego! Nie zauroczę się w ochroniarzu, bo to byłoby żałosne. On jest niższej klasy ode mnie, a poza tym litości... on jest hetero. To widać, słychać i czuć. Pachnie tak pięknie... Dobra, Ren ogarnij się! Chłopak uderzył się otwartą dłonią w policzek. Kim on jest, żeby przejmować się kimś takim jak jego ochroniarz? Był gorący i na pewno nie był mu obojętny, ale jednocześnie był równie pewien, że nie jest on gejem. Więc nie miał czego u niego szukać.
             
                         Ren dołączył do Minhyun'a z dziesięciominutowym opóźnieniem. Tamten przewrócił ostentacyjnie oczami.
 - Proszę cię, Ren... nie mów, że ponad pół godziny to za mało, żeby przygotować się na krótki spacer po mieście. - jęknął.
 - Pff... po prostu nie rozumiesz! Przecież nie mogłem wyjść wyglądając jak niewygląd!
Minhyun podniósł jedną brew. 
 - "Niewygląd"? Ciekawe neologizmy tworzysz.
Ren spiorunował go wzrokiem, jednak nie odgryzł się. Wiedział, że nic mu to nie da.
 - Idziemy? - spytał obrażony.
 - Idziemy Księżniczko. Słodka jesteś jak się obrażasz.
 - Nie mów do mnie jak do dziewczyny! Nie jestem dziewczyną! - burknął Minki. 
Minhyun zaśmiał się.
 - Oczywiście, oczywiście. Nigdy w to nie zwątpiłem... - zakpił starszy.
 - Kpisz sobie ze mnie! - warknął oskarżycielsko młodszy. Minhyun jedynie otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.
 - Idziesz czy nie? - odwrócił się. Choi podbiegł do niego po czym skierowali się do miasta.
 
    - Daleko jeszcze? - jęczał Ren. Szli już prawie godzinę. W dodatku nawet nie kierowali się w centrum miasta. Oddalali się od niego. Minki czuł, że nie da rady już dłużej iść.
 - Już nie daleko. - usłyszał po raz czwarty z ust swojego ochroniarza - Jesteśmy na miejscu. - oznajmił po chwili Minhyun. Choi rozejrzał się dookoła. Byli w jakimś parku. Nie. To nie był  jakiś park. To było to samo miejsce, w którym zaatakowano Ren'a.
 - Chwila! Czy tutaj nie szło się pół godziny? - spytał zdziwiony.
 - Uznałem, że to ładny wieczór na spacer. - oznajmił Hwang uśmiechając się podstępnie. 
 - I dlatego ciągnąłeś mnie przez całe miasto?! - warknął Minki.
 - Spokojnie. Chciałem tylko porozmawiać. 
Usiedli na ławce. Po minucie niezręcznej ciszy Choi zrobił się niecierpliwy:
 - No więc?
Minhyun westchnął.
 - Wiem kto na ciebie poluje. Znam ich bardzo dobrze. Nawet lepiej niż bym chciał. - widząc zdezorientowaną minę Ren'a kontynuował - To była moja pierwsza akcja. Miałem wtedy czternaście lat. Razem ze mną poszli tam moi dwaj starsi bracia i ojciec. Misja z pozoru prosta zamieniła się w krwawą rzeź. Mój ojciec i bracia zginęli z rąk tych samych ludzi, którzy teraz ścigają ciebie. Tylko dlatego zgodziłem się na to zadanie. Muszę się dowiedzieć, dlaczego to zrobili. Czemu tak bardzo im zależy na ludobójstwie. Powstrzymać ich. - zakończył opowieść spoglądając na Choi. Ten patrzył na niego nie wiedząc co powiedzieć. Uważał swoje życie za pasmo nieszczęść, a Minhyun stracił rodzinę i jeszcze się uśmiecha... Nie rozumiał jak ktoś może być tak silny psychicznie. 
     Minhyun wstał i odszedł parę kroków. Mimo upływu czasu, wspomnienia wciąż wypalały na nim bolesne piętna. Stracił wszystko trzy lata temu, ale jednocześnie zyskał istotny cel w życiu - zemstę. 
 - Minhyun... - Minki z trudem powstrzymywał się przed rzuceniem się na Hwang'a. Niewiele z resztą brakowało, a zrobiłby to.
 Starszy odwrócił się. W jego oczach Ren nie widział tego czego się spodziewał - bólu, rozpaczy, nienawiści. Był w nich tylko smutek z na siłę wywoływaną obojętnością.
 - Co jest...? - Minki nie dał mu dokończyć. Podszedł do niego zdecydowanym krokiem i zaczął wylewać z siebie słowa nawet niewiele nad nimi myśląc:
 - Jesteś idiotą! Dlaczego starasz się być obojętny, skoro widzę, że cierpisz?! Po co mi to opowiadasz?! Nie musiałeś o tym wspominać jeżeli tak cię to boli! Jesteś masochistą? Chcesz, żeby bolało? Mogę ci pomóc w inny sposób! Bardzo chętnie! Jednak teraz nie udawaj przede mną macho, bo nim do cholery nie jesteś! Jesteś tylko Hwang Minhyun, mój ochroniarz, który wkurza mnie tak, że aż nie potrafię go nienawidzić! 
      Minhyun stał skołowany nie wiedząc co ma zrobić. Zdziwił się, że młodszy tak szybko go przejrzał. Jednak nie spodziewał się po nim takiego natłoku słów. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry i widział jak Ren się rumieni. Potargał go po włosach i zaśmiał się cicho.
 - Okej, okej. Wygrałeś kurduplu. A teraz idziemy, bo zimno. - zdecydował i skierowali się w stronę willi rodziny Choi.

poniedziałek, 4 lutego 2013

"Miłość to choroba" - Rozdział 4

            Siemaaa! Wracam z nowym rozdziałem opowiadania o Misi i reszcie, i tym, i owym... Nie będę przedłużać, bo te wstępy to mało kto czyta. ^^ Jeszcze raz zachęcam do komentowania i czytania! ;)

                    ************************************************************

   
                Poranne wstawanie nigdy nie było dla mnie takie ciężkie. Matka oczywiście nic jeszcze nie wie. Jak miałbym jej to powiedzieć? "Hej mamo! Wczoraj jakiś koleś próbował mnie zgwałcić! Ale nic mi nie jest, bo Keiji mnie uratował i dał kolesiowi w mordę, więc nie martw się." - brzmi żałośnie. Dlatego właśnie postanowiłam całą prawdę ukryć. Mama żyje w przekonaniu, że "zbytnio zabalowałam" i nie dałam rady wrócić do domu wcześniej. Lepiej, żeby tak myślała. Gdyby znała prawdę, nie puściłaby mnie nigdy na żadną imprezę do czterdziestki.

           Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Keiji'ego. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
 - Cześć! - przywitałam się i szybko wciągnęłam na nogi trampki. Po chwili już byliśmy w drodze do szkoły.
Pół drogi żadne z nas się nie odezwało. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Dopiero w połowie drogi Kei zaczął rozmowę:
 - I jak się trzymasz? - spytał.
 - Dobrze. Chociaż w sumie mogłoby być lepiej. - wymusiłam uśmiech. Zauważył, że ten gest nie był szczery.
 - Nie okłamuj mnie. Możesz mi zaufać. Więc? Jak tam?
Westchnęłam cicho.
 - Wiedziałam, że zauważysz. Próbuję się jakoś pozbierać, ale kiedy zasypiam mam przed oczami jego twarz. Ten pewny siebie uśmiech i...
Nie dokończyłam, bo Kei zatrzymał się i mocno przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
 - Misia - szepnął - nie wiem co mam zrobić, żebyś zapomniała. W tym kierunku chyba nic nie dam rady zdziałać. Jednak wiedz, że jeśli tylko go spotkam...
 - Nie zaczepiaj go! Proszę cię! Ja nie chcę problemów. - przerwałam mu. Nie odpowiedział. Wiedziałam, że jego trudno wyprowadzić z równowagi, więc byłam pewna, że nie rzuci się na tamtego kolesia jak tylko go zobaczy. Nagle usłyszałam za sobą głos:
 - Hej, gołąbeczki! Nie tulać się tak przed samą szkołą. Będziecie się jeszcze widzieć.
 - Cześć Monia! - uśmiechnęłam się do przyjaciółki nie odrywając się od Keiji'ego.
 - Możesz mnie puścić jeśli chcesz. - powiedział chłopak.
 - Ale ja nie chcę. Cieplutko mi. - mruknęłam. Kei zaśmiał się i odsunął mnie delikatnie od siebie. Poczułam się zawiedziona, ale starałam się tego po sobie nie pokazać. Ten nagle przykucnął i parsknął jak koń. Wraz z Moniką nie mogłyśmy się powstrzymać i wybuchłyśmy głośnym śmiechem. Szybko wskoczyłam Keiji'emu na plecy.
 - Czyżbyśmy usłyszały dźwięczny śmiech Misi? Czy nam się wydawało? - usłyszałam obok. Przy Monice stały Sylwia i Karolina. Wszystkie trzy były wyraźnie zadowolone z tego co widzą jak również z tego, że znów się śmieję. Wytknęłam do nich język.
 - Nie będę się tym skurwielem martwić całe życie! - burknęłam i przylgnęłam mocniej do pleców przyjaciela.
 - No wiesz, ale od wczoraj wyglądałaś jak wrak człowieka... chwila! Ty bluznęłaś? Mała przeklęła?! - pisnęła Monia. Zakryłam dłonią usta.
 - Ups... chyba mi się wymsknęło.
 - Nieładnie! - Sylwia pogroziła mi palcem - Takie słowa u młodej damy!
Spuściłam głowę w miarę możliwości oraz udając smutek mruknęłam:
 - Psieplasiam...
Karolina potargała mi włosy i ruszyliśmy do szkoły. Ja na plecach Kei'a oczywiście.

       Na korytarzu Keiji postawił mnie na ziemi. W podziękowaniu dałam mu szybkiego buziaka w policzek. Dziwnie się przy tym poczułam, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież zawsze tak robiłam, więc to było bez sensu. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele robią takie rzeczy. Widać ostatnie wydarzenia musiały mnie zmienić... Przecież nie powinnam się rumienić przy własnym kumplu!
 - Ej? Misia...? Słuchasz czy nie słuchasz? - Karolina dźgała mnie palcem w policzek. Najwidoczniej na długo musiałam odlecieć.
 - Długo byłam nieobecna? - spytałam.
 - No. Już jest po dzwonku. Keiji poszedł już w swoją stronę i kazał ci przekazać, że poczeka na ciebie po szkole. A my jesteśmy już spóźnione na polski. - oznajmiła jednym tchem.
 - To czemu nie idziemy? - spytałam głosem "głupiej blondynki" i zaczęłam iść w stronę klasy. Usłyszałam za sobą chichot dziewczyn i ich przyspieszone kroki.

        Po lekcjach wyszłam ze szkoły i rozejrzałam się wokół. Szukałam wzrokiem Keiji'ego, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Spóźnia się? - pomyślałam i powoli zaczęłam iść w stronę bramy. Jeszcze raz rozejrzałam się za przyjacielem. Nigdzie go nie zobaczyłam, a nie chciało mi się czekać, więc ruszyłam przed siebie. Nagle usłyszałam śmiech dochodzący od strony szkolnego boiska. Znałam ten głos. Niepewnie zerknęłam w tamtą stronę. ON tam stał. Nie Keiji. Sebastian. Stał i się śmiał jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nagle mnie zauważył. Uśmiechnął się podle i zaczął iść w moim kierunku poprzednio szepcząc coś do kolegów. Spanikowałam. Nie wiedziałam co robić. Uciekać czy stawić czoła swojemu lękowi? W końcu jesteśmy na terenie szkoły, więc nie może nic mi zrobić. Był coraz bliżej. Zostały mi dosłownie sekundy na zastanowienie co robić dalej. Stałam i patrzyłam jak w moim kierunku idzie mój najgorszy koszmar. Nogi miałam jak z waty i nerwowo gryzłam wargę. Widząc moje zdenerwowanie przyspieszył. Po chwili stał już obok mnie.
 - Witaj misiaczku. Jak ci życie mija? Wiesz, że przez twojego koleżkę mam rękę złamaną? Cała moja kariera sportowa wisi na włosku! - warknął. Stał na tyle blisko, że czułam jak mu śmierdziało z ust. Dopiero po jego słowach zauważyłam, że ma rękę w gipsie. Chciałam coś odpyskować, ale nie byłam w stanie wydusić słowa. Powoli zaczynało mi brakować powietrza - Nie odezwiesz się? Przy naszym ostatnim spotkaniu tak pięknie krzyczałaś... - mruknął zbliżając się jeszcze bardziej. Ten moment wybrał sobie Keiji na wyjście ze szkoły. Odepchnął Sebastiana i warknął:
 - Nie waż się do niej zbliżać! Ona dla ciebie nie istnieje, jasne?! Więc spierdalaj do tych swoich kolegów!
Przytulił mnie czule. Całe spięcie zaczynało powoli mijać, ale zastępowały je łzy spływające po moich policzkach. Wreszcie dotarło do mnie, że pierwszy raz Kei przeklął przy mnie. Byłam na siebie zła.
 - K-Kei... J-ja...
 - Ciii... Idziemy stąd, bo robi mi się niedobrze. - mruknął i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
     
           Po drodze znów nie odzywaliśmy się do siebie przez długi czas. Zauważyłam, że jednak nie idziemy do mnie. Ufałam Keiji'emu, ale mimo to miałam dziwne przeczucia, kiedy prowadził mnie w jakieś nieznane miejsce. Weszliśmy w jakąś uliczkę. Kei oparł się o wymalowaną przez grafficiarzy ścianę i spojrzał na mnie zezłoszczony.
 - Dlaczego z nim rozmawiałaś?
Jego głos był zły. Nawet nie musiał się starać, żebym to poczuła.
 - Nie wiem. - mruknęłam patrząc w ciemność. Nie rozumiałam jego złości. Dlaczego na mnie się wściekał? Gdyby przyszedł wcześniej, nic by się nie stało!
 - Jak to "nie wiesz"? Nie wiesz dlaczego rozmawiałaś z kolesiem, który... - urwał, a jego wzrok złagodniał - Przepraszam. Gdybym pojawił się wcześniej...
 - Nic się nie stało! - przerwałam mu szybko. Nie chciałam ckliwych scenek. - Po prostu następnym razem mnie nie zostawiaj. - uśmiechnęłam się szeroko. Odwzajemnił uśmiech i wyszliśmy z zaułka. Kiedy przeszliśmy już kawałek zapytałam - Ale dlaczego właściwie zaprowadziłeś mnie do tej uliczki? Mogliśmy pogadać wszędzie!
Keiji zastanowił się chwilę.
 - Szczerze? Nie wiem. - odparł i wzruszył ramionami przyprawiając mnie o atak śmiechu - Z czego się śmiejesz? - spytał zdziwiony.
 - Z ciebie! Głupi jesteś Kei! - prychnęłam i uciekłam. Wiedziałam, że za mną biegnie. Bawiliśmy się tak od kiedy się poznaliśmy. Kocham go... znaczy się, kocham go jak przyjaciela! Tak! Właśnie! Bo to mój przyjaciel. Najlepszy przyjaciel. Przyjaciel, przyjaciel, przyjaciel, przyjaciel...- powtarzałam w myślach te słowa jak mantrę jednak nie powstrzymało to rumieńca pokrywającego moje policzki.
        Kiedy wreszcie dotarliśmy do mojego domu, pożegnaliśmy się i weszłam do środka. Od razu wbiegłam na górę, do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Dlaczego moje dni muszą być takie... intensywne? Zastanawiałam się nad tym chwilę po czym puściłam muzykę (Miyavi - Jibun Kakumei). Usiadłam na parapecie okna.
 - Dlaczego on tak na mnie działa? - spytałam sama siebie - Głupi Kei! Głupia ja! - prychnęłam kopiąc kaloryfer piętą. Zeskoczyłam z parapetu i wyłączyłam muzykę. Założyłam czapkę, cieplejszą bluzę, schowałam teleofn do kieszeni i wyszłam.
      Na dworze było chłodno, ale mimo wszystko było mi ciepło. Cały czas miałam przed oczami obraz Kei'a oraz Sebastiana. Za pierwszym tęskniłam, a drugiego miałam ochotę wysłać do piekła. Nagle poczułam jak ktoś gwałtownie łapie mnie za ramiona i przyciska do ściany budynku obok. Nie musiałam nawet patrzeć na napastnika, żeby wiedzieć kim jest.
 - Czego chcesz? - warknęłam.
 - Ciebie. - usłyszałam w odpowiedzi. Następnie wciągnął mnie siłą do zaułka obok. Zabawne, że to było to samo miejsce, w którym dzisiaj rozmawiałam z Kei'em - Spójrz na mnie... - mruknął łapiąc mnie za podbródek i zmuszając do spojrzenia na jego ohydną twarz.
 - Nie mam ochoty na ciebie patrzeć. Odsuń się ode mnie! - zaczęłam się szarpać. Jednak to nic nie pomogło. Sebastian nawet z jedną ręką był silniejszy ode mnie.
 - Nie szarp się tak, bo będzie bardziej bolało. - wysyczał mi do ucha. Czułam jak po moim ciele przechodzą dreszcze. Przestałam się wiercić i zebrałam się na odwagę, żeby spojrzeć w te wstrętne oczy. Małe, świńskie oczka.
 - Żałosny jesteś. - westchnęłam z politowaniem, siląc się na spokojny ton - Dlaczego akurat na mnie się uwziąłeś, co? Jest tyle dziewczyn... no i jeszcze są panie spod latarni... Czemu ja?  - spytałam bardziej pewnie.
 - Bo ty jako pierwsza odmówiłaś. - zaśmiał się w swój charakterystyczny sposób.
       Wiedziałam, że tym razem nie mam jak uciec. Jest silniejszy ode mnie, a tutaj nikt mi nie pomoże, bo żadna osoba mnie nie usłyszy. Idealne miejsce sobie wybrał. - pomyślałam rozglądając się wokół i szukając czegoś co mogłoby mi pomóc. Nagle zauważyłam wystającą z kartonu metalową rurę od odkurzacza. Wpadłam na ryzykowny pomysł. Najpierw musiałam go zagadać.
 - I co? Inne były za łatwe, więc zająłeś się mną? - prychnęłam.
 - Dokładnie. Widać, że mnie doskonale rozumiesz.
 - I co zamierzasz zrobić z tym faktem? Napisać na Facebook'u? - spojrzałam na niego z pobłażaniem.
 - Lubisz pyskować, co nie? - westchnął i spuścił wzrok. Poluźnił trochę uścisk, więc wykorzystałam jedyną szansę. Wyślizgnęłam mu się i szybko chwyciłam wcześniej wypatrzony przedmiot w ręce. Odskoczyłam, kiedy próbował się do mnie zbliżyć, a następnie uderzyłam go w twarz. Musiałam to zrobić dość mocno, bo zatoczył się i wpadł w kartony obok. Wybrałam ten moment, żeby uciec. Biegłam co sił w nogach. Szybko dostałam się pod mój dom, przeskoczyłam przez ogrodzenie i położyłam za żywopłotem. Usłyszałam jak ktoś przebiega obok. Przeleżałam tak chwilę i weszłam prędko do domu, zadowolona, że kolejny raz udało mi się uniknąć niechcianego zbliżenia.

                     *********************************************************
          Taki krótki rozdzialik dzisiaj. -,- Ale długo nie pisałam i musiałam coś wstawić. Niedługo powinno się pojawić MinRen. Mam co do niego jeszcze wątpliwości, więc póki co się wstrzymuję. Nie jestem pewna, czy na pewno chcę je opublikować. To pierwszy raz, kiedy mam taki problem dlatego nie dziwcie się jeśli trochę poczekacie. Tymczasem już mi się umyśla nowy rozdział yaoica z Gazetto, więc niedługo powinnam go napisać i wstawić. Dziękuję mojej pierwszej komentatorce! Arigatou YunSoo-san!